– Są ludzie, którzy ślepo wierzą we wszystko, co mówi Dalajlama. Jest bardzo ważne, żeby podczas tego spotkania uświadomić im, że droga środka nie działa – powiedział BBC Tsering Palden, szef nowojorskiego oddziału Kongresu Młodzieży Tybetańskiej. Ruch ten opowiada się za oderwaniem Tybetu od Chin. Jego aktywiści, wraz z kilku setkami Tybetańczyków z innych organizacji z całego świata, zgromadzili się wczoraj w indyjskiej Dharamsali, by debatować o przyszłości Tybetu.
Obrady zwołane przez przywódcę Tybetańczyków Dalajlamę XIV potrwają tydzień. – Celem jest zrozumienie rzeczywistych opinii i poglądów ludu tybetańskiego poprzez otwarte debaty – powiedział Dalajlama. On sam nie uczestniczy w obradach, choć mieszka w Dharamsali. Uznał, że jego obecność mogłaby blokować szczerą dyskusję.
Współpracownik Dalajlamy Tsering Tashi przyznaje, że debata w Dharamsali może się zakończyć zwycięstwem zwolenników twardej linii, dążących do niepodległości. – Tak czy inaczej, Tybetańczycy nie będą się uciekać do przemocy – zapewnia. Według ostatniego sondażu zrealizowanego przez wysłanników władz emigracyjnych w Tybecie zwolenników niepodległości jest tam obecnie ponaddwukrotnie więcej niż zwolenników drogi środka.
Dalajlama XIV cieszy się jednak wciąż wielkim autorytetem: ponad 8 tysięcy spośród 17 tysięcy ankietowanych zadeklarowało, że wsparłoby każdą jego decyzję.
Przywódca Tybetańczyków sam przyznał ostatnio, że poniósł porażkę, a jego rozmowy z Pekinem utknęły w martwym punkcie. „Nie ma sygnałów pozytywnych zmian w Tybecie” – napisał w oświadczeniu. Choć Tybet jest formalnie autonomiczny, w rzeczywistości Chińczycy rządzą tam według swego upodobania. Droga środka zakładała uzyskanie pokojowymi metodami rzeczywistej autonomii narodowej, językowej i religijnej przy zachowaniu przynależności Tybetu do Chin. Pekińska polityka wspierania osadnictwa etnicznych Chińczyków Han pokazała jednak, że władze ChRL nie zamierzają ustąpić nawet wobec umiarkowanych żądań Dalajlamy.
Frustracja Tybetańczyków znalazła ujście w fali gwałtownych zamieszek w marcu, stłumionych twardą ręką przez chińskie wojsko i policję.
Według Pekinu zginęło 19 osób, według tybetańskiego rządu emigracyjnego – 140. Krwawa pacyfikacja spowodowała, że Tybetańczycy, przede wszystkim z młodego pokolenia, zaczęli coraz mocniej odczuwać daremność dotychczasowej metody walki.
Zdaniem Roberta Barnetta, tybetologa z nowojorskiego Uniwersytetu Columbia, chińska polityka wobec Tybetu okazała się skuteczna. – Pekin rozumie, że wygrywa. Im dłużej działa agresywnie, tym więcej jest podziałów wśród uchodźców, tym więcej pojawia się oponentów wobec Dalajlamy, a on sam zmuszony jest do kompromisów – powiedział CNN.
Pekin oczekuje, że gdy cieszący się ogromnym autorytetem Dalajlama umrze, tybetański ruch oporu pogrąży się w kłótniach i ostatecznie rozpadnie. Uczestnicy obrad w Dharamsali poruszą więc również kwestię wyboru następcy 73-letniego noblisty, który ma coraz większe kłopoty ze zdrowiem. Sam Dalajlama XIV mówił zresztą, że rozważa zerwanie z wielowiekową tradycją i wybranie następcy. W przeciwnym razie zgodne z buddyjskimi regułami oczekiwanie na narodziny sukcesora mogłoby potrwać wiele lat, co znacznie ułatwiłoby życie Pekinowi.
Nie wyklucza się więc, że sukcesor zostanie wskazany już w bieżącym tygodniu. – Jeśli znajdziemy kogoś, kogo poprze sam Dalajlama, to zmiana władzy, gdy nadejdzie ten moment (śmierci Dalajlamy – red.), dokona się łatwiej – zauważył Tsering Palden.