Jak informuje Polska Agencja Prasowa, na wtorkowym posiedzeniu rząd przyjął założenia do ustawy budżetowej na 2023 r.  Magdalena Rzeczkowska poinformowała, że rząd spodziewa się 5,1-proc. bezrobocia na koniec 2023 r.  oraz  wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej o 10,2 proc. w 2022 r. i o 9,6 proc. w 2023 r. Zaproponuje też wzrost płac dla pracowników sfery budżetowej.

- Nasza propozycja wzrostu płac w przyszłym roku to 7,8 proc. – powiedziała minister finansów i dodała, że ta propozycja zostanie przekazana Radzie Dialogu Społecznego.

Propozycję rządu już ostro skrytykował Związek Zawodowy Związkowa Alternatywa: 

"Z oburzeniem podchodzimy do propozycji rządowych, aby wynagrodzenia w sferze w budżetowej w przyszłym roku wyniosły zaledwie 7,8 proc. To skandaliczny przejaw pogardy i lekceważenia wobec setek tysięcy pracowników budżetówki." - napisał w komunikacie dla mediów Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatyw. 

Przypomniał, że poziom inflacji wynosi już prawie 14 proc., a pod koniec roku może przekroczyć 20 proc. Zdaniem Szumlewicza, w przyszłym roku wzrost cen może być podobny.Jak zauważył szef Związkowej Alternatywy, posłowie, senatorowie i wiceministrowie kilka miesięcy temu dostali podwyżki o 60 proc., a ministrowie, premier i prezydent o 40 proc.

"W tej sytuacji domagamy się podwyżek płac w budżetówce o co najmniej 20 proc. w roku bieżącym i 20 proc. w 2023 roku. Jeśli władza radykalnie nie zwiększy w tym roku płac w sferze budżetowej i utrzyma plan podwyżki płac w przyszłym roku o 7,8 proc., będziemy przekonywać wszystkie związki zawodowe do przeprowadzenia strajku generalnego. Skoro zaś rząd nie potrafi zarządzać kluczowymi instytucjami, w tym dbać o godne warunki pracy, to powinien w trybie natychmiastowym podać się do dymisji." - napisał Piotr Szumlewicz.