Nie zawsze bowiem płacą od swoich zysków podatek.
Dopiero w czasie kontroli okazuje się, że powinni zarejestrować firmę i rozliczać się jak przedsiębiorcy.
– Wszystko zależy od okoliczności sprawy, czyli od tego, czy sprzedawca działa w sposób zorganizowany, ciągły i kieruje się chęcią zysku – mówi Adam Bartosiewicz, współautor komentarza do ustawy o PIT. – Jeśli te warunki są spełnione, powinien zarejestrować działalność gospodarczą. Im lepiej internauta jest przygotowany do handlu w sieci w sposób powtarzalny, tym większe prawdopodobieństwo, że urząd uzna go za przedsiębiorcę.
Co może potwierdzać, że faktycznie prowadzimy działalność gospodarczą? To, że:
- kupujemy rzeczy w celu dalszej ich sprzedaży (np. kilka takich samych egzemplarzy, których nawet nie rozpakowaliśmy),
- nasze działania są zorganizowane – regularnie współpracujemy z kontrahentami, korzystamy z usług firmy kurierskiej, pomagają nam inne osoby, wykorzystujemy pomieszczenia,
- handel w sieci to nasze podstawowe źródło utrzymania.
Przykładowo nie jest przedsiębiorcą miłośnik kolarstwa, który raz na rok sprzedaje na aukcji internetowej stary jednoślad i akcesoria do niego. Co innego, gdyby kupił kilka nowych rowerów i sprzedał, w ogóle ich nie eksploatując. To już może być uznane za działalność handlową nastawioną na zysk.
Osoba, która nie jest przedsiębiorcą, musi wykazać w zeznaniu rocznym przychód z internetowych transakcji tylko wtedy, gdy sprzedaje rzeczy, które mają mniej niż pół roku.
Podatek zapłaci jednak tylko w sytuacji, gdy je sprzeda za więcej, niż kupiła. Wtedy z transakcji wykazuje dochód, dolicza go do innych (np. z umowy o pracę) i od całości płaci podatek według skali.
Jeśli sprzedawana rzecz ma więcej niż pół roku, nie trzeba nigdzie wykazywać przychodu ani tym bardziej płacić podatku. Warto jednak mieć jakiś dowód, na to, kiedy została kupiona (np. paragon ze sklepu).
[ramka]
[b]Krzysztof Biernacki- doradca podatkowy z kancelarii Roedl & Partner[/b]
Fiskus ściga w Internecie przede wszystkim tych, którzy w ogóle nie ujawniają swoich obrotów. Z kontrolą muszą się jednak liczyć także osoby, które nie płacą podatku z powodu nieznajomości przepisów. Często bowiem jest tak, że internauta nie ma świadomości, iż regularnie sprzedając swoje rzeczy w sieci, spełnia przesłanki z definicji działalności gospodarczej w ustawie o PIT i VAT. Szczególnie wtedy, gdy nabywa towary w celu ich dalszej sprzedaży. Z reguły kończy się to naliczeniem zaległości podatkowych. Warto jednak pamiętać o rosnących limitach zwolnienia z VAT (w tym roku 100 tys. zł, w przyszłym roku 150 tys. zł). Jeśli ich nie przekroczymy, fiskus nie wymierzy nam VAT. Może się jednak zainteresować rozliczeniem PIT. [/ramka]
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora
[mail=p.wojtasik@rp.pl]p.wojtasik@rp.pl[/mail][/i]