Podatek u źródła (ang. withholding tax, WHT) coraz częściej bywa wymieniany jako przeszkoda w rozwoju zagranicznych inwestycji w Polsce. I nie chodzi nawet o samo jego istnienie, bo przepisy są oparte na międzynarodowych standardach i umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania. Takie opinie powstają raczej za sprawą profiskalnej praktyki polskich władz skarbowych. O tych sprawach dyskutowali eksperci podczas środowej konferencji o podatku u źródła, która odbyła się w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Pożyczki hamowane podatkiem

Praktyczny przykład to trudności z zastosowaniem światowego standardu biznesowego, jakim jest cash-pooling. To forma udzielania pożyczek w ramach grup kapitałowych, także międzynarodowych. – Trudno wytłumaczyć zachodnim partnerom, że w Polsce cash-pooling nie działa, właśnie za sprawą podatku u źródła – przyznał Adam Wacławczyk, partner w Deloitte.

Skąd taki wniosek? Otóż odsetki od pożyczek płacone zagranicznym partnerom to jeden z przedmiotów opodatkowania (oprócz np. płatności za licencje i know-how czy wypłacanych dywidend). Teoretycznie w wielu przypadkach takie transakcje można by zakwalifikować jako zwolnione z WHT. Niestety, nader często polski fiskus uznaje, że takie pieniądze trafiają do podmiotu w ramach międzynarodowej struktury, który nie prowadzi realnej działalności i jest „wydmuszką” służącą tylko optymalizacjom podatkowym.

W praktyce to polski partner zagranicznej firmy (który formalnie jest płatnikiem WHT) musi udowodnić, czy odbiorca należności jest tzw. beneficjentem rzeczywistym, a nie „wydmuszką”. Ale mogą to robić też polskie władze skarbowe i w praktyce robią.

Zagraniczna opinia jak świstek papieru

– Polski urząd pyta władze skarbowe w innym kraju o to, czy dana spółka prowadzi rzeczywistą działalność. Dostaje odpowiedź, że tam naprawdę są pracownicy, biuro i że to prawdziwy biznes. A potem wydaje decyzję odmawiającą zwrotu zapłaconego podatku – relacjonował Michał Zdyb, doradca podatkowy w kancelarii Taxwise. I dodał, że gdy zapytać urząd, dlaczego tak postępuje, w odpowiedzi słychać, że takie opinie „to tylko kawałek papieru”.

– Szefowie międzynarodowych firm dziwią się, jak można tak lekceważyć dokumenty zagranicznych władz. Dziwią się też, że z założenia traktuje się ich jak oszustów – wspominał Zdyb.

Jak zauważyła Anna Karczewska, doradca podatkowy i członkini Rady ds. Przeciwdziałania Unikaniu Opodatkowania, organy skarbowe oczywiście powinny badać, kto jest beneficjentem rzeczywistym. – Jednak czasem należności z Polski trafiają do jednej spółki i są natychmiast przekazywane do innego podmiotu w ramach tej samej grupy, który jest tymże beneficjentem. To nie narusza prawa podatkowego, ale wymaga podejścia zwanego „look-through” – wyjaśnia ekspertka.

Polskie sądy ignorują prawo międzynarodowe

Takie właśnie podejście wynika z przepisów prawa międzynarodowego, w tym z przepisów unijnych i międzynarodowych umów podatkowych. – Nader często polskie sądy administracyjne, rozpatrujące sprawy WHT, nie respektują tych reguł i koncentrują się na zawężonej polskiej definicji beneficjenta rzeczywistego – zauważył prof. Błażej Kuźniacki z Uczelni Łazarskiego. Przytoczył on całą serię wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego, które miały profiskalny charakter, m.in. poprzez ignorowanie międzynarodowych reguł dotyczących WHT i podejścia „look-through” (np. II FSK 1230/21, II FSK 1333/22 i II FSK 1466/23).

– Sędziowie traktują inwestorów z USA czy Japonii jako niezwykle majętnych, którzy powinni płacić WHT, niezależnie od tego, czy ten podatek się rzeczywiście należy. Ale czy mają świadomość, że w praktyce to polski podmiot poniesie ciężar tego podatku? – pytał retorycznie Kuźniacki, nawiązując do tego, że zagraniczne firmy, nierozumiejące tej polskiej specyfiki, odmawiają polskim partnerom przekazania środków na WHT.

Działalność inwestycyjna to nie wydmuszka

W innych krajach władze skarbowe też badają okoliczności transakcji podlegających WHT, ale miewają bardziej liberalne podejście. O jednym z niemieckich wyroków w tej sprawie, wydanych w lutym br. przez sąd w Münsterze (sygn. 2 K 842/19 F) opowiadała dr Izabela Andrzejewska-Czernek, radca prawny.

– Chodziło o spółkę w Belgii z 99-proc. niemieckim kapitałem, która wynajmowała biuro o powierzchni zaledwie 15 mkw., miała kilku dyrektorów zatrudnionych na część etatu i prowadziła działalność wyłącznie inwestycyjną jako holding. Sąd uznał, że była to działalność gospodarcza i wyraził zdziwienie, że władze skarbowe w ogóle miały co do tego wątpliwości – relacjonowała ekspertka. Zauważyła przy tym, że podobna sytuacja w polskiej praktyce i orzecznictwie niemal na pewno zakończyłaby się uznaniem, że taka spółka nie prowadzi realnej działalności gospodarczej. To z kolei skutkowałoby odmową zastosowania zwolnienia z podatku lub jego zwrotu.

Co mówią przepisy
Zagraniczny podatnik, polski płatnik

Podatek u źródła jest należny od dochodu, jaki uzyskuje w Polsce zagraniczny właściciel np. znaku towarowego czy licencji. Jeśli zatem polski partner tej zagranicznej firmy używa np. renomowanej marki auta czy odzieży – płaci mu za to należności. Od tego właśnie zarobku w Polsce właściciel takich praw powinien płacić podatek u źródła. Obowiązkami płatnika, fizycznie odprowadzającego tę daninę, jest często obciążona polska spółka córka zagranicznego właściciela tych praw. Podatek należy się też od dywidend czy odsetek od pożyczek, na których zarabia ów zagraniczny podmiot, często centrala wielkiego koncernu.