Zagrożenie jest realne, a wynika z uchwalonej przez Sejm 19 września nowelizacji przepisów o VAT, która wchodzi w życie 1 stycznia 2008 r.
Poza preferencyjną stawką dla tzw. budownictwa społecznego zawiera ona kilka przepisów, których skutki mogą okazać się bardzo niekorzystne dla podatników. Jeden z nich dotyczy przekazania towarów małej wartości – poniżej 5 zł.
Kłopoty z tzw. małymi prezentami są już od lat. Przepisy unijne pozwalają, by nie obciążać VAT ich nieodpłatnego przekazania, nawet jeżeli stają się przedmiotem konsumpcji, byleby była ona niewielka. U nas natomiast określano granice przychodów, powyżej których przekazanie małych prezentów trzeba było obciążać VAT. Nakazywano ich ewidencjonowanie, a w końcu wprowadzono limit nieporównywalnie niższy od występującego w innych państwach Wspólnoty. Np. w Wielkiej Brytanii wynosi on 50 funtów, we Francji – 31 euro, w Belgii – 50 euro, w Czechach – 18 euro. U nas, żeby nie powstał obowiązek naliczania VAT od nieodpłatnego przekazania towarów o niewielkiej wartości, ich wartość rynkowa nie może przekraczać 5 zł.
Kłopot z tym, że nowelizacja z 19 września definiuje ową wartość jako całkowitą kwotę, którą obdarowany musiałby zapłacić w warunkach wolnej konkurencji, gdyby identyczny lub co najmniej podobny towar chciał kupić np. w kiosku czy hipermarkecie. Ta zaś może istotnie różnić się od kwoty wytworzenia lub zakupu towaru, a do tego może być inna np. w Tesco, Auchan, czy innym sklepie.
– Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałbym sprawdzać, czy produkty zbliżone do tych, jakie przekazuję hipermarketom, nie kosztują gdzieś drożej niż 5 zł. Sam kupuję je hurtowo po ok. 1 – 2 zł za sztukę, a wydawanie ich klientom w hipermarkecie ma zachęcić do kupowania moich produktów. Na rynku taki sam towar jest zwykle droższy, nawet trzykrotnie – mówi przedsiębiorca z branży spożywczej.
Sytuacje takie nie są rzadkością. Niemal w każdym większym sklepie można dostać miseczkę, smycz do komórki, długopis czy kosmetyczkę. Nierzadko w ten sam sposób przekazywane są płyty z filmami. Gdyby brać pod uwagą taki sam lub zbliżony produkt sprzedawany na normalnych zasadach w handlu detalicznym, to jego cena musiałaby być wyższa. Przyczyna jest zrozumiała: przeniesienie ceny z hurtu do detalu. Np. kosmetyczka kupiona przez klienta sklepu drogeryjnego musi kosztować więcej niż taka sama nabyta przez firmę razem z kilkuset innymi. To oczywiste dla każdego handlowca. Tymczasem ustawodawca zapomniał, że definiując wartość jako „całkowitą kwotę nabycia w warunkach uczciwej konkurencji”, nakazuje zaliczać do niej np. również marżę handlowca, mimo że nie ma ona żadnego związku z ceną zapłaconą za dany produkt przez przekazującego.
Art. 27b ustawy zmieniającej przepisy o VAT zawiera także zapis dający organom skarbowym zbyt dużo swobody przy ocenie wartości przekazywanego nieodpłatnie towaru małej wartości. Pozwala przyrównywać go do produktów podobnych, co zwykle prowadzi do nieporozumień.
– Koszty sprawdzenia cen długopisów podobnych do tych, które wykładam, by korzystali z nich klienci odwiedzający moją firmę, były kilkakrotnie wyższe od kosztów ich produkcji. Jeśli musiałbym to robić, wolałbym opodatkować przekazanie, choć czułbym, że zostałem do tego zmuszony – podkreśla przedsiębiorca prowadzący firmę papierniczą.
Jerzy Martini, doradca podatkowy w spółce Baker & McKenzie
Dyrektywa o VAT stanowi, że nieodpłatne przekazanie towarów małej wartości nie podlega opodatkowaniu. Zasadą prawa wspólnotowego jest też, aby korzystanie ze zwolnienia nie było niemożliwe czy nadmiernie utrudnione. Tymczasem nasz ustawodawca nałożył na podatników obowiązki, które ich do tego wręcz zniechęcają. Frustrujące jest także wprowadzenie zmian bocznymi drzwiami, przy okazji nowelizacji dotyczącej budownictwa społecznego. W efekcie większość podatników je przeoczyła, choć mogą mieć dla nich duże znaczenie. Przy nowelizacji ustawy o VAT należałoby wrócić do określania wartości drobnych prezentów na podstawie kosztów wytworzenia lub zakupu i podwyższyć limit.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.grabowska@rp.pl