Oprócz renty osoba, która w zakładzie pracy uległa wypadkowi, może się domagać zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Również sprawy związane z tym roszczeniem trafiają pod rozwagę Sądu Najwyższego.
Niedawno SN wypowiadał się w kwestii dotyczącej odpowiedzialności pracodawcy, gdy przyczyną wypadku pracownika były jego zaniedbania w zakresie BHP (wyrok z 20 czerwca 2011 r., I PK 277/10). Podniósł wówczas, że zasadniczo ochrona dóbr osobistych przez zasądzenie zadośćuczynienia łączona jest z deliktami, czyli czynami niedozwolonymi.
Obecnie jednak coraz częściej wskazuje się na konieczność zapewnienia ochrony dobrom osobistym również w reżimie odpowiedzialności za niewykonanie lub nienależyte wykonanie kontraktu. SN uznał, że choć odpowiedzialność pracodawcy za naruszenie przepisów BPH jest co do zasady kontraktowa, to nie wyłącza możliwości domagania się zasądzenia zadośćuczynienia za krzywdy.
Odpowiedzialności kontraktowej pracodawcy dotyczył również inny wyrok z 14 grudnia 2010 r. (I PK 95/10). SN stwierdził, że można za taką przyjąć odpowiedzialność za stworzenie/akceptowanie warunków pracy, które doprowadziły do zarażenia prątkami gruźlicy i naraziły pracownicę na cierpienia związane z zagrożeniem zdrowia oraz na niekorzystne przeżycia psychiczne.
Nie kształtowałaby się ona na zasadzie odpowiedzialności z czynu niedozwolonego, lecz jako kontraktowa – zadośćuczynienia za krzywdę na zasadzie odpowiedniego stosowania art. 445 lub 448 k.c., w sytuacji gdy strony wiązała umowa o pracę.
Przykład
Pracownik doznał poważnego urazu wskutek tego, że szef nie zapewnił odpowiednich środków bezpieczeństwa.
Mimo że szkoda wynikła z umowy, będzie miał prawo do żądania pieniężnego zrekompensowania przeżytych cierpień.
Nieważna stopa życiowa
Doznane krzywdy z natury rzeczy trudno jest wycenić. W ostatnim czasie Sąd Najwyższy staje na stanowisku, że kwoty zasądzane tytułem zadośćuczynienia nie powinny być niskie. Co jednak konkretnie brać pod uwagę przy ocenie ich wysokości? SN daje wskazówkę, czym się nie należy kierować.
Nakazuje pomijać kryteria takie jak wysokość dochodów uzyskiwanych przez poszkodowanego przed szkodą, środowisko, w którym żyje, czy wysokość wydatków konsumpcyjnych, które może pokryć suma zadośćuczynienia. Nie mają one znaczenia przy ustalaniu odpowiedniej sumy należnej poszkodowanemu na podstawie art. 445 § 1 k.c. (wyrok z 8 czerwca 2011 r., I PK 275/10).
Zadośćuczynienie ma na celu kompensatę nie tylko cierpień fizycznych, ale również niekorzystnych następstw zdarzenia w sferze psychiki poszkodowanego. Ma ono na celu przyniesienie poszkodowanemu równowagi emocjonalnej naruszonej przez doznane cierpienia psychiczne.
Te kwestie z pewnością nie są związane ze statusem materialnym poszkodowanego przed wypadkiem. Wycenianie krzywd w zależności od tego, na jakim poziomie ktoś żył wcześniej, jest niedopuszczalne. Nie ma żadnego uzasadnienia pogląd, że suma zadośćuczynienia mogłaby być niższa w przypadku osoby mało zarabiającej, a wyższa u osoby zamożnej, mieszkającej w dużym mieście.
Przeciwnie – taka argumentacja budzi uzasadniony sprzeciw jako prowadząca do niesprawiedliwości.
Bez walki tylko świadczenia z ustawy
Pracownik, który nie zdecyduje się dochodzić swoich roszczeń wynikających z kodeksu cywilnego, może się domagać świadczeń przewidzianych w ustawie wypadkowej. Przysługują one zarówno z tytułu wypadków przy pracy, jak i chorób zawodowych.
Nie można jednak dochodzić pieniędzy z tych dwóch tytułów – wypadku przy pracy i choroby zawodowej – jeśli podstawą ich przyznania miałoby być to samo zdarzenie. SN zdecydowanie opowiedział się za tym, że z racji tego samego uszczerbku na zdrowiu doznanego w następstwie choroby zawodowej lub (i) wypadku przy pracy nie przysługuje dwukrotne („podwójne”) jednorazowe odszkodowanie z obu tych tytułów prawnych i niezależnie od siebie (wyrok z 11 października 2011 r., II UK 56/11).
Inaczej sprawa by się miała, gdyby osoba zapadła na chorobę zawodową, a wskutek np. omdlenia spowodowanego w pracy upadła i doznała urazu. Wtedy można byłoby uznać, że należą się jej dwa świadczenia. Jeśli jednak takiego urazu nie było, a wypadek był tylko niejako emanacją choroby zawodowej, trzeba zapomnieć o dodatkowych pieniądzach.