Spór zbiorowy jest nadzwyczajnym stanem w przedsiębiorstwie, dlatego prawo powinno być tak skonstruowane, by dochodziło do niego w uzasadnionych sytuacjach. Tymczasem obecne przepisy potęgują liczbę sporów. Chodzi o termin udzielania odpowiedzi na postulaty związku zawodowego.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych spór istnieje od dnia wystąpienia przez podmiot reprezentujący interesy pracownicze z żądaniami do pracodawcy, jeżeli ten nie uwzględnił wszystkich żądań w terminie określonym w wystąpieniu, nie krótszym niż trzy dni.
Wyścig z czasem
– Łatwo związkom przygotować postulaty i żądać ich spełnienia. Strona pracownicza oczywiście oczekuje, że odpowiedź pracodawcy będzie kompleksowa i rzeczowa. Niestety, w tak krótkim czasie bardzo często nie jest możliwe udzielenie odpowiedzi – mówi Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP.
Późniejsze rozpoczęcie strajku ma pozwolić na wyciszenie emocji i refleksję stron
Często wymaga ona analiz i zebrania danych. Ktoś to musi zaakceptować, podjąć decyzję. Wiele firm ma skomplikowaną strukturę, są filie, oddziały zagraniczne itp., więc z przyczyn obiektywnych odpowiedź nie jest możliwa, tym bardziej że ustawa daje pracodawcy na odpowiedź trzy dni kalendarzowe, a nie trzy dni robocze.
Jeśli więc związek zgłosi swoje wystąpienie w piątek, to faktycznie na odpowiedź zostaje jeden dzień. Przekroczenie czasu na odpowiedź automatycznie rozpoczyna spór zbiorowy ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dlatego pracodawcy postulują, by wydłużony został czas na udzielenie odpowiedzi na żądania związkowe z trzech do co najmniej siedmiu dni.
Wydłużyć terminy
– Tak, trzydniowy termin jest krótki, ale taki sam przewidziano dla związków zawodowych, np. przy konsultowaniu zwolnień dyscyplinarnych. Jeśli generalnie zrezygnujemy w prawie pracy z trzydniowych terminów na konsultacje, to można czekać siedem dni na odpowiedź na żądania załogi – uważa Sławomir Wręga, ekspert Forum Związków Zawodowych.
Jego zdaniem po stronie pracodawców nie widać specjalnych starań, by uniknąć wejścia w spór, ani specjalnej troski, by udzielić odpowiedzi w ustawowym terminie. Raczej starają się przeciągać sprawę, by w późniejszych etapach sporu opóźniać lub markować rozmowy.
Poczekać na strajk
Pracodawcy uważają, że trzeba wydłużyć czas między ogłoszeniem strajku a jego rozpoczęciem. Teraz można go zacząć pięć dni po ogłoszeniu, a przedsiębiorcy chcą, by było to możliwe po dziesięciu dniach.
– Strony zyskują kilka dodatkowych dni na ochłonięcie i prowadzenie mediacji. Większość sporów nie dotoczy spraw, które muszą być załatwiane z dnia na dzień, więc kilka dni refleksji może pomóc w rozwiązaniu konfliktu – mówi Monika Gładoch.
– Ten postulat jest nie do przyjęcia. Nie widzę powodu, by odkładać strajk. Dziś tej formy protestu jest coraz mniej, więc nie jest nadużywana. Z doświadczenia wiem, że gdy załoga podejmie decyzję o strajku, pracodawca uruchamia kampanię propagandowo-naciskową. Próbuje dzielić załogę, wywierać presję, a nie podejmuje zintensyfikowanej próby dialogu – uważa Sławomir Wręga.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora t.zalewski@rp.pl
prof. Krzysztof W. Baran, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego
Pomysł wydłużenia do siedmiu dni okresu poprzedzającego rozpoczęcie sporu zbiorowego należy uznać za w pełni uzasadniony. Pozwoli to pracodawcy precyzyjniej przeanalizować postulaty zgłaszane przez związkowców i, jeżeli jest to potrzebne, zasięgnąć opinii ekspertów zewnętrznych. Poza tym stanowi swoisty bufor temporalny pozwalający na stonowanie emocji pojawiających się przy okazji sporu zbiorowego. Moim zdaniem przedłużenie terminu w żaden sposób nie przełoży się na pogorszenie statusu strony pracowniczej w perspektywie ewentualnego sporu z pracodawcą.