„Pracodawca, który jest (…) przedsiębiorcą, powinien organizować swoją działalność gospodarczą, biorąc pod uwagę nieuchronność chorób, urlopów i innych usprawiedliwionych nieobecności swych pracowników (…)” – tak uznał Sąd Najwyższy w wyroku z 6 listopada 2001 (I PKN 449/00).

Wprawdzie tę tezę postawił w związku z oceną w konkretnym przypadku zasadności wypowiedzenia umowy o pracę na czas nieokreślony, to jednak może ona też stanowić dobry początek dyskusji o tym, z jaką absencją powinien liczyć się pracodawca. Na jakie nieobecności ma być przygotowany szef w zakresie ciążącego na nim ryzyka osobowego i ekonomicznego związanego z zatrudnieniem?

Konkurencja wymusza cięcia

Konkretna odpowiedź na to pytanie ma duże znaczenie praktyczne. Przede wszystkim dla tych, którzy działają w silnym otoczeniu konkurencyjnym i w związku z tym „pilnują” poziomu kosztów (w tym m.in. zatrudnienia) umożliwiających im rynkową rywalizację.

Dla każdego przedsiębiorcy „liczenie się z nieuchronnością usprawiedliwionych nieobecności w pracy” musi sprowadzać się do konkretu i wskazywać, ilu pracowników ma zatrudnić. Aby wyjaśnić ten problem, warto go zilustrować.

Przykład

Stanowisko X musi być obsadzone przez 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu przez cały rok. O tym ilu pracowników musi na nim zatrudnić szef, aby nie naruszać przepisów o czasie pracy, w dużej mierze decydują założenia, jakie przyjmie, a wśród nich – jaki wymiar absencji uwzględni na pracownika.

Skoro stanowisko X trzeba obsadzić non stop, to roczne zapotrzebowanie na pracę na nim wyniesie 8760 godzin (365 dni x 24 h). Łączny wymiar czasu pracy w  2011 r. (z pewnym uproszczeniem, czyli nie uwzględniając art. 130 § 21 kodeksu pracy), zakładając, że okresy rozliczeniowe zamykają się w tym roku, wyniesie na jednego pracownika 2024 godziny. Uwzględniając  obniżenie wymiaru wynikające z 26-dniowego urlopu wypoczynkowego (208 godzin),  czas pracy netto w 2011 r. wyniesie 1816 godzin na pracownika.

W przeliczeniu na dni (przy ośmiogodzinnej normie dobowej) będzie to 227 roboczodniówek. Reszta, czyli 138 dni, powinna być wolna od pracy z racji należnych pracownikowi dni wolnych (niedziele, święta lub dni zamienne za pracę w te dni, wolne  soboty) oraz 26 dni urlopu wypoczynkowego. Zakładając, że poza nim pracownik nie ma innych usprawiedliwionych nieobecności, w pewnym przybliżeniu na stanowisku X szef powinien zatrudnić pięć osób.

Tyle wynika z podzielenia rocznego zapotrzebowania na pracę na tym stanowisku z wymiarem czasu przypadającym na jednego pracownika pomniejszonym o należny mu urlop wypoczynkowy (8760 godz. : 1816 godz. = 4,823).

Mniej niż trzeba

Warto zauważyć, że rzeczywisty nominalny czas pracy, a więc ten, w którym podwładny pozostaje do dyspozycji pracodawcy, wynosi niewiele ponad 33 godziny tygodniowo. I to przy założeniu że nie korzysta on z żadnych innych nieobecności niż urlop wypoczynkowy.

Jeśli zatem wszyscy zatrudnieni będą zdrowi i nie będą korzystać z żadnych, poza urlopem wypoczynkowym, zwolnień od pracy, pięciu pracowników w przykładzie na stanowisku X powinno wystarczyć.

Założenie dobre, tyle że nierealne. Na ogół bowiem czas pracy netto (czyli taki, w którym podwładny może rzeczywiście świadczyć pracę) jest niższy. Dzieje się to za sprawą zwolnień chorobowych (tu niezmiennie od lat bijemy światowe rekordy) i różnych innych okolicznościowych, i to z wieku powodów (rodzicielstwa, spraw osobistych i rodzinnych, działalności związkowej itp.).

Matematyka kontra koszty

Korzystanie z ogólnokrajowej statystyki o absencji pracowników na niewiele się zda. Zróżnicowanie w tej mierze w poszczególnych zakładach, branżach czy regionach bywa bowiem znaczące. Lepiej zatem posiłkować się średnią w konkretnej firmie, a ta zależy od wielu różnych okoliczności.

Przykładowo w jednej firmie przypada rocznie około 30 dni absencji chorobowej na pracownika, 3,4 dnia absencji z tytułu rodzicielstwa i 1,4 dnia z innych powodów. W efekcie wymiar czasu pracy w roku kalendarzowym obniża się o około 35 dni, czyli 280 godzin itd. W ten sposób możemy dojść do tego, że na przykładowym stanowisku X trzeba będzie zatrudnić sześciu czy nawet siedmiu pracowników.

To jednak czysta matematyka, a przedsiębiorca na ogół musi stosować jeszcze jeden istotny dla niego parametr – koszty zatrudnienia. Dla prawa pracy nieistotne jest to, czy na zaangażowanie określonej liczby osób pracodawcę po prostu stać. Ma bowiem mieć ich tylu, aby nikt mu nie zarzucił, że nie bierze pod uwagę nieuchronności absencji, i aby nie naruszał norm ochronnych z zakresu czasu pracy.

Nie tędy droga

W problematyce czasu pracy netto może tkwić, i zapewne tkwi  jedna z przyczyn postępującego na naszym rynku odwrotu od prawa pracy, m.in. w kierunku cywilnoprawnych form zatrudnienia.

Niezliczona i chyba bezprecedensowa w krajach Unii Europejskiej, zawarta w licznych ustawach, rozporządzeniach i innych aktach prawnych, liczba tytułów do zwolnień od pracy – patologia przy wykorzystywaniu zwolnień lekarskich – dużo skuteczniej obniża i tak napięty bilans czasu pracy niż zabiegi ustawodawcy i to z ostatnich kilkudziesięciu lat.

Skutecznie obniżając wymiar czasu pracy, równie skutecznie zniechęca do pracowniczego modelu zatrudnienia.

Autor jest radcą prawnym w spółce z o. o. Orłowski, Patulski, Walczak