Chodzi o unijne dotacje na duże (minimum 160 mln zł) inwestycje produkcyjne. Są one udzielane z programu „Innowacyjna gospodarka" (poddziałanie 4.5.1). To największe granty dla firm. Mogą one otrzymać dofinansowanie do 30 proc. kosztów kwalifikowalnych. Oznacza to, że minimalne wsparcie to 48 mln zł. Pieniądze można dostać na zakup lub wdrożenie technologii stosowanej na świecie nie dłużej niż trzy lata lub takiej, której stopień globalnego rozprzestrzenienia w danej branży nie przekracza 15 proc. wartości sprzedaży.
Ministerstwo Gospodarki podało listę projektów zatwierdzonych przez resort rozwoju do wsparcia w czwartym i ostatnim (środki już wyczerpano) konkursie na te granty. W latach 2008 – 2009 w dwóch pierwszych naborach polskie oddziały dużych międzynarodowych koncernów, bo to one przede wszystkim ubiegają się o te dotacje, złożyły 13 wniosków, ale już w pierwszym ubiegłorocznym naborze było ich 12. Skłoniło to urzędników do ogłoszenia dodatkowego konkursu w 2010 r. Złożono w nim aż 18 wniosków. Ich wartość prawie 3,5 razy przekroczyła dostępny pierwotnie budżet (357 mln zł). Ostatecznie resorty gospodarki i rozwoju postanowiły dorzucić prawie 300 mln zł i przyznać dotacje 11 projektom, które uzyskały co najmniej 55 ze 100 możliwych do zdobycia punktów.
Które firmy otrzymały te pieniądze? Resort gospodarki nie chce ujawniać ich nazw, wskazując, że do czasu zawarcia umów o dofinansowanie nie jest to informacja publiczna. „Rz" udało się ustalić aż siedem z tych firm. Są to najprawdopodobniej: Pilkington Automotive (92 mln zł), RockTron (77 mln zł), Honeywell (66 mln zł), Dolnośląskie Surowce Skalne (51 mln zł), Bioton (50 mln zł), Jabil (50 mln zł) i Bridgestone (48 mln zł). – Cieszę się, że to aż 11 projektów, bo to ważne inwestycje przynoszące wiele miejsc pracy – podkreśla Iwona Wendel, wiceminister rozwoju. Warunkiem otrzymania dotacji jest utworzenie co najmniej 150 miejsc pracy. Jak łatwo wyliczyć, tych 11 przedsięwzięć przyniesie więc co najmniej 1650 nowych miejsc pracy.
– Dobrze, że zwiększono pulę tego konkursu, bo to najciekawsze dotacje, przekładające się na przedsięwzięcia, które powinny być inwestycyjnymi dźwigniami przynajmniej na skalę regionalną – mówi Jerzy Kwieciński, ekspert BCC. – Dotowane inwestycje powinny też przyciągnąć nowych inwestorów – dodaje. – Szkoda tylko, że był to ostatni konkurs, bo tracimy instrument, który najefektywniej przyciągał do naszego kraju poważnych inwestorów – mówi Michał Gwizda, partner w firmie doradczej Accreo Taxand.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora, a.osiecki@rp.pl