Aby pracownicy mogli legalnie rozpocząć strajk, muszą najpierw wejść w spór zbiorowy. Przepisy nie określają, ile może on trwać. Dla pracodawców oznacza to permanentną groźbę wybuchu protestu.
– Tak zwane wieczne czy uśpione spory są zmorą głównie państwowych przedsiębiorstw i spółek. Pod byle pretekstem można wdrożyć procedurę ustawy o sporach i potem szantażować firmę strajkiem czy referendum strajkowym. Nikt nie sprawdza, co się dzieje ze sporem, ile trwa i z jakiego powodu – mówi Witold Polkowski, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.
– To ostatnio częsta praktyka. Groźba strajku, który może w każdej chwili wybuchnąć, jest skuteczna w firmach, które nie mogą sobie pozwolić na przerwy – mówi Marcin Wojewódka, radca prawny.
[srodtytul]PIP tylko rejestruje[/srodtytul]
Inspekcja pracy zgodnie z ustawą ma tylko obowiązek zarejestrować zgłoszenie pracodawcy o wszczęciu sporu zbiorowego. Nie sprawdza, co jest jego przedmiotem i czy zgłoszony dawno spór jeszcze trwa.
– Prosimy tylko pracodawców o poinformowanie o jego zakończeniu, ale nie wszyscy to robią, bo nie mają takiego obowiązku – mówi Dariusz Mińkowski, zastępca okręgowego inspektora pracy w Warszawie.
Z naszych informacji wynika, że takie zadawnione i przeciągane spory toczą m.in. Poczta Polska czy niektóre grupy energetyczne.
[srodtytul]W majestacie prawa[/srodtytul]
– Formalnie brak przepisu określającego dopuszczalny czas sporu. Można by się odnieść do kodeksu cywilnego, bo do niego odsyła art. 300 kodeksu pracy. Problem polega na tym, że mówi on o sprawach indywidualnych, a tu chodzi o spory zbiorowe. Nie ma więc jakiegoś naturalnego pomostu, który pozwalałby np. formułować zasadę wygaśnięcia sporu. A nawet gdyby można się było odwołać wprost do przepisów k.c., to trudno określić, jaki rodzaj stosunku łączy strony będące w sporze – mówi Arkadiusz Sobczyk, radca prawny w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy.
Póki zatem nie będzie konkretnych przepisów, póty spory uśpione będą formalnie trwały bez końca.
Przewlekanie i niepodejmowanie przez związek działań może mieć znaczenie przy orzekaniu sądu o legalności strajku podjętego kilka lat od zgłoszenia sporu w inspekcji.
[b]Aby odebrać prawo do bezterminowych sporów, konieczne jest wkroczenie ustawodawcy, chociaż jego działanie może mieć ograniczone skutki.[/b] Zdaniem mec. Arkadiusza Sobczyka potrzebne jest rozwiązanie, które ustali wygaśnięcie sporu po upływie określonego okresu i konieczność wszczęcia go od nowa. Jego zdaniem wszczęcie nowego sporu i doprowadzenie do legalnego strajku w myśl obowiązujących przepisów trwa nie więcej niż 20 – 25 dni. Nie powinno być więc zarzutu, że rozwiązanie o wygaśnięciu naruszy prawo związkowe.
Pracodawcy oczekują, że w ustawie o sporach zbiorowych pojawią się minimalne i maksymalne okresy trwania poszczególnych etapów.
– Przepis powinien jasno powiedzieć, że rokowania mają trwać przynajmniej tydzień i nie dłużej niż dwa miesiące. To samo powinno dotyczyć mediacji. Znam przypadek, gdy cała procedura sporu prowadząca do strajku trwała tylko kilka dni. Oczywiście musi być rozwiązanie, które zahamuje wieczne spory – uważa Witold Polkowski.
[ramka][b]Komentuje prof. Jerzy Wratny, Uniwersytet Rzeszowski[/b]
Brak przepisów określających maksymalny okres trwania sporu zbiorowego i pozwalających na uznanie go za zakończony jest jedną z wielu niedoróbek ustawodawcy. W konsekwencji część sporów jest w tzw. fazie uśpienia. Formalnie trwają i w każdej chwili może dojść do strajku, mimo że nie są podejmowane kroki mające rozwiązać konflikt. Wskazane jest więc wprowadzenie zmian, które wymuszą na stronach dążenie do rozmów i podpisania porozumienia. Być może takim rozwiązaniem byłby przepis przewidujący wygaśnięcie sporu, jeżeli nie dojdzie do jego zakończenia w określonym terminie. Można też rozważyć rozwiązanie, zgodnie z którym spór po kilku miesiącach bezowocnego przebiegu rozstrzygany byłby przez kolegium arbitrażu społecznego bez możliwości uchylenia się stron od zapadłego orzeczenia.[/ramka]
masz pytanie, wyślij e-mail do autora:
[mail=t.zalewski@rp.pl]t.zalewski@rp.pl[/mail]