Kontrakt może przestać przystawać do oczekiwań stron z różnych powodów – wzrostu cen, zmiany sytuacji rynkowej itp. Pożądane staje się w takiej sytuacji wprowadzenie do niego jakichś nowych rozwiązań. Różny jest charakter działań, które mają wówczas do wyboru przedsiębiorcy. W grę wchodzi porozumienie się kontrahentów co do nowych postanowień, ale niewykluczona jest i ingerencja sądu, a nawet wypowiedzenie.

[srodtytul]Spróbuj się dogadać[/srodtytul]

Pierwszy krok do zmian w umowie to oczywiście próba jej renegocjacji. Druga strona z pewnością słyszała o kryzysie i niewykluczone, iż zdołasz ją namówić na poluzowanie wcześniejszych warunków. Porozumienie daje największą swobodę manewru. To od samych przedsiębiorców zależy wówczas, jakie rozwiązania znajdą na czas kryzysu.

Strony zawierające umowę mogą bowiem ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się naturze tego stosunku, ustawie ani zasadom współżycia społecznego (art. 353[sup]1[/sup] [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=70928]kodeksu cywilnego[/link]).

Wolno im m.in. obniżyć należne kwoty, wydłużyć termin płatności itd. Pamiętaj, że uzupełnienie lub zmiana umowy wymaga zachowania takiej formy, jaką ustawa lub strony przewidziały w celu jej zawarcia (art. 77 k.c.).

[srodtytul]Co wolno zrobić samodzielnie[/srodtytul]

Często będzie jednak tak, że firmom nie uda się dogadać. Druga strona nie musi być przecież zainteresowana wynikającymi z kryzysu kłopotami kontrahenta.

Jeśli znalazłeś się w tej niekorzystnej sytuacji, to jeszcze nic straconego. Jest całe mnóstwo możliwości dokonania zmian wtedy, gdy pragnie ich tylko jeden z przedsiębiorców. Niekiedy bowiem treść stosunku prawnego łączącego strony wolno zmodyfikować tylko jednej z nich, bez pytania drugiej o zgodę. Wystarczy, że złoży ona oświadczenie w tej sprawie.

Przykładowo, wynajmujący lokal może podwyższyć czynsz, wypowiadając dotychczasową jego wysokość najpóźniej na miesiąc naprzód, na koniec miesiąca kalendarzowego (art. 685[sup]1[/sup] k.c.).

Generalnie jednak takie sytuacje są raczej wyjątkiem od reguły. Zasada jest bowiem taka, że raz zawartą umowę należy po prostu wykonać zgodnie z jej treścią. Natomiast zmiany należy raczej uzgadniać aniżeli narzucać drugiej stronie. W przeciwnym wypadku prowadziłoby to do nierówności stron i groziło pokrzywdzeniem którejś z nich.

[srodtytul]Gdy nie ma zgody[/srodtytul]

Negocjacje nie zawsze idą gładko, a bywa i tak, że kończą się niczym. Wtedy można zwrócić się o pomoc do sądu. Nie ma pewności, czy odniesie to zamierzony skutek, ale jeśli tak, to jego orzeczenie pozwoli na zmianę istotnych świadczeń umownych bez zgody drugiej strony. Podstawowe znaczenie mają tu dwie instytucje prawa cywilnego, zwane fachowo dużą i małą klauzulą nadzwyczajnej zmiany stosunków.

[ramka][b]Duża klauzula waloryzacyjna[/b]

Wiąże się z jakimiś poważnymi zawirowaniami na rynku. Jeżeli bowiem z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy. Jest jednak pewien warunek: przy zawarciu umowy strony nie mogły przewidywać takiego rozwoju sytuacji. Rozwiązując umowę, sąd może w miarę potrzeby orzec o rozliczeniach stron (art. 357[sup]1[/sup] k.c.). [/ramka]

[ramka][b]Mała klauzula waloryzacyjna[/b]

Wiąże się ze zjawiskiem inflacji. Otóż w razie istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, zmienić wysokość lub sposób spełnienia świadczenia pieniężnego, chociażby były ustalone w orzeczeniu lub umowie (art. 358[sup]1[/sup] § 3 k.c.). Tu przedsiębiorcy nie muszą wykazać się zapobiegliwością. Nawet jeśli wzrost inflacji był przewidywalny, to i tak wolno im będzie domagać się podwyżki. [/ramka]

Są to główne, ale nie jedyne rozwiązania pozwalające na przeforsowanie modyfikacji w kontrakcie wbrew woli kontrahenta. Czasem uprawnienie sądu wynika również z przepisów szczególnych. Przykładem jest umowa o dzieło (o czym za chwilę).

[srodtytul]Dzieło na swoich prawach[/srodtytul]

Jedną z częściej zawieranych w naszej praktyce gospodarczej jest umowa o dzieło. Regulacje dotyczące dopuszczalnych w niej zmian są dość obszerne. W dobie kryzysu najważniejsze są chyba te obejmujące kwestię zapłaty, jakiej od zamawiającego może domagać się przyjmujący zamówienie.

Istotne dla uprawnień stron jest wówczas to, czy na rzecz przyjmującego zamówienie zastrzeżono wynagrodzenie ryczałtowe czy kosztorysowe. To pierwsze oznacza po prostu konkretną kwotę, jaka będzie się należeć wykonawcy za wywiązanie się z zadania. To drugie zostaje natomiast wyliczone na podstawie zestawienia planowanych prac i przewidywanych kosztów.

Zajmijmy się najpierw tymi, które odnoszą się do wynagrodzenia kosztorysowego. Jeśli strony takie wynagrodzenie zastrzegły, to niewykluczone, że przyjmującemu zamówienie wolno będzie domagać się podwyżki. Ma do tego prawo np. wtedy, gdy się okaże, że kosztorys nie uwzględnia wszystkich prac będących podstawą ustalenia wysokości zapłaty (art. 629 k.c.).

Ale uwaga: jeżeli zestawienie sporządził przyjmujący zamówienie, może on żądać podwyższenia wynagrodzenia tylko wtedy, gdy mimo zachowania należytej staranności nie mógł przewidzieć konieczności prac dodatkowych.

Czy zamawiający nie ma wyboru i musi wysupłać dodatkowe środki? To zależy od tego, o jakie kwoty chodzi. Gdyby podwyżka okazała się znaczna, wolno mu odstąpić od umowy. Powinien jednak pamiętać o zachowaniu pewnych wymogów. Po pierwsze, musi to uczynić niezwłocznie. Po drugie, ma obowiązek wypłacenia wykonawcy stosownej części wynagrodzenia (art. 631 k.c.).

O wiele mniej skomplikowane są rozwiązania odnoszące się do wynagrodzenia ryczałtowego. Jeżeli przewidziano taką właśnie formę zapłaty, przyjmujący zamówienie nie może żądać podwyższenia wynagrodzenia, chociażby w czasie zawarcia umowy nie można było przewidzieć rozmiaru lub kosztów prac (art. 632 k.c.). Z pewnym jednak wyjątkiem.

Chodzi mianowicie o zmianę stosunków, której nie można było przewidzieć. Jeśli wskutek tego wykonanie dzieła groziłoby przyjmującemu zamówienie rażącą stratą, sąd może podwyższyć ryczałt lub rozwiązać umowę.

Kłopoty wykonawcy mogą doprowadzić do przeciągnięcia się procesu powstawania zamówionego dzieła. Ma to wpływ na relacje stron umowy. Otóż jeżeli przyjmujący zamówienie opóźnia się z rozpoczęciem lub wykończeniem dzieła tak dalece, że nie jest prawdopodobne, żeby zdołał je ukończyć w czasie umówionym, zamawiający może bez wyznaczenia terminu dodatkowego od umowy odstąpić jeszcze przed upływem terminu do wykonania dzieła (art. 635 k.c.).

[srodtytul]Silny może więcej[/srodtytul]

Czasem będziesz pewnie musiał się zgodzić na wprowadzenie do umowy zmian, choć wcale ich nie chcesz. Tak zdarza się przede wszystkim w sytuacji, gdy jedna ze stron jest zdecydowanie większa od drugiej. Takie wymuszenie zmian ma charakter ekonomiczny, ale jest skuteczne również z prawnego punktu widzenia.

Czy to oznacza, że małe firmy są w takich sytuacjach bezbronne? Otóż nie. Przy narzucaniu antykryzysowych modyfikacji nie można bowiem przesadzić. Wtedy bowiem ryzykujemy, że takie postanowienia zostaną w przyszłości zakwestionowane. Będzie tak zawsze, gdy jedna ze stron – wyzyskując przymusowe położenie drugiej – w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia. Owa druga strona może wówczas żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia (art. 388 § 1 k.c.).

Gdyby natomiast jedno i drugie okazało się nadmiernie utrudnione, osobie takiej wolno nawet domagać się unieważnienia umowy.

Podkreślmy, że przy wyzysku nie chodzi o zmiany otoczenia rynkowego, które nastąpią w przyszłości. Ważne są okoliczności z chwili zawarcia umowy. Co więcej, ograniczone w czasie jest uprawnienie do wystąpienia z powyższymi roszczeniami. Wystąpić o ich realizację wolno tylko w ciągu dwóch lat od dnia zawarcia umowy.

[srodtytul]Roboty budowlane[/srodtytul]

Na całym chyba świecie kryzys najlepiej widać tam, gdzie powstają nowe bloki i biurowce. Rozgrzebane budowy stają, praca zamiera. Jak wygląda wówczas z prawnego punktu widzenia sytuacja prawna stron kontraktu, z których jedna zobowiązała się budować, a druga płacić?

W Polsce podstawą do takiego działania są znajdujące się w kodeksie cywilnym przepisy poświęcone umowie o roboty budowlane. Polega ona na tym, że wykonawca zobowiązuje się do oddania przewidzianego w umowie obiektu, wykonanego zgodnie z projektem i z zasadami wiedzy technicznej, a inwestor zobowiązuje się do dokonania wymaganych przez właściwe przepisy czynności związanych z przygotowaniem robót, w szczególności do przekazania terenu budowy i dostarczenia projektu, oraz do odebrania obiektu i zapłaty umówionego wynagrodzenia (art. 647 k.c.).

Do skutków opóźnienia się przez wykonawcę z rozpoczęciem robót lub wykończeniem obiektu albo wykonywania przez wykonawcę robót w sposób wadliwy lub sprzeczny z umową, do rękojmi za wady wykonanego obiektu, jak również do uprawnienia inwestora do odstąpienia od umowy przed ukończeniem obiektu stosuje się odpowiednio przepisy o umowie o dzieło (art. 656 k.c.).

Innymi słowy, w razie poważnego opóźnienia zamawiający może odstąpić od umowy jeszcze przed upływem terminu zakończenia budowy. Nie ma natomiast w kodeksie cywilnym mowy o stosowaniu do wynagrodzenia z kontraktu budowlanego przepisów o dziele. Oznacza to, że w razie wzrostu cen, ujawnienia się konieczności wykonania dodatkowych prac itp. okoliczności zmiany wysokości wynagrodzenia wolno domagać się jedynie przed sądem. W grę wchodzą tylko zasady ogólne, czyli opisana już wcześniej nadzwyczajna zmiana stosunków.

[srodtytul]Kiedy wolno się rozstać[/srodtytul]

A co, gdy nie uda się wynegocjować zmian, a ustawa nie daje podstaw do zaprowadzenia jednostronnych modyfikacji umowy? W ostateczności pozostaje rozstanie. Jednak też nie ma w tym zakresie pełnej dowolności.

Z umowy można wyplątać się dopiero wtedy, gdy znajduje to podstawę w samym kontrakcie albo jest dopuszczone przez ustawę. Przepisy wprowadzają kilka możliwości. W grę wchodzi wypowiedzenie umowy albo odstąpienie od niej. Nie zdołamy wymienić tu wszystkich sytuacji, w których ustawodawca taki rozwój wypadków przewidział. Poprzestaniemy na przykładach.

Przede wszystkim firmie wolno wypowiedzieć każde zobowiązanie bezterminowe o charakterze ciągłym (art. 365[sup]1[/sup] k.c.). Może to być np. najem czy dzierżawa. To jednak nie wszystkie przepisy dotyczące tych umów. Obie można wypowiedzieć i w kilku innych sytuacjach.

I tak jeżeli najemca dopuszcza się zwłoki z zapłatą czynszu co najmniej za dwa pełne okresy płatności, wynajmujący może najem wypowiedzieć bez zachowania terminów wypowiedzenia (art. 672 k.c.). Tam jednak, gdzie chodzi o lokal, wynajmujący powinien dać najemcy jeszcze jedną szansę. Musi go mianowicie pisemnie uprzedzić, udzielając dodatkowego terminu miesięcznego do zapłaty zaległego czynszu (art. 687 k.c.).

Pewne dodatkowe możliwości pojawiają się też przy dzierżawie. Niewykluczone, że dzierżawca – szukając dodatkowych dochodów – poddzierżawił rzecz, której sam w tym charakterze używa. Ustawa nie pozwala mu na takie działania bez zgody wydzierżawiającego. Ten ostatni może w takiej sytuacji wypowiedzieć umowę bez zachowania terminów wypowiedzenia (art. 698 k.c.).

Prawo wypowiedzenia dotyczy też większości umów spółek. Ze spółki cywilnej np. – o ile została zawarta na czas nieoznaczony – wolno wystąpić każdemu ze wspólników. Wystarczy, że wypowie swój udział na trzy miesiące naprzód na koniec roku obrachunkowego (art. 869 k.c.).