Trwa spór o to, czy marka PowerControl jest znakiem fantazyjnym i dostatecznie odróżnia towary (sygn. Sp. 428/07, Sp. 442/ 07)

.

–Nie można zastrzec tak prostych słów (power i control) jako znaku towarowego, który daje właścicielowi monopol na używanie – twierdzi firma z Niemiec.

Spółka z Opacza uzyskała ochronę na dwa znaki PowerControl (wyrazy pisane łącznie) – jeden słowny, drugi słowno-graficzny. Zgłosiła je w 2001 r. w kl. 9, m.in. na kable i przewody elektryczne, elektryczne regulatory światła, sygnalizatory i tablice rozdzielcze, a w kl. 35 m.in. na sprzedaż różnych towarów w sklepie z artykułami elektrycznymi (decyzja o rejestracji zapadła w 2006 r.).

– Znak tworzy zbitka słów, których znaczenie w Polsce jest znane. Nie ma więc zdolności odróżniającej, jakiej wymaga się od marki. A ta musi identyfikować towar z przedsiębiorcą – zarzucił pełnomocnik niemieckiej firmy.

Powołał się przy tym na art. 129 ust. 1 pkt 2 prawa własności przemysłowej, który mówi, że nie udziela się praw ochronnych na oznaczenia niemające dostatecznych znamion odróżniających. Dodał, że unijny Urząd ds. Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (OHIM) oddalił takie zgłoszenie.

– Znak, który składa się z obcych słów, można uznać w Polsce za fantazyjny. Dlatego marka PowerControl nadaje się do odróżniania towarów, zwłaszcza urządzeń technicznych – argumentował pełnomocnik polskiej spółki.

Zaznaczył, że spółka posiada taki sam znak wspólnotowy (w kl. 35 i 42). OHIM odmówił natomiast rejestracji tylko w kl. 9, gdyż inna firma zastrzegła wcześniej w tej klasie towarowej podobny znak wspólnotowy.

Kolegium ds. Spornych Urzędu Patentowego nie rozstrzygnęło jeszcze sporu. Pełnomocnicy stron mają więc szansę przedstawić dalsze racje. Pozostaje przekonać kolegium, że taki znak nie nadaje się do odróżniania towarów, albo – wręcz przeciwnie – że jest to marka fantazyjna i doskonale odgrywa tę rolę.