Przed fałszywymi oskarżeniami i pomówieniami chronią nasze przedsiębiorstwo prawa: cywilne, prasowe, karne i przepisy dotyczące Internetu. [b][link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=71966]Prawo prasowe[/link] nakazuje dziennikarzom zachować szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystywaniu informacji. Muszą zwłaszcza sprawdzać zgodność uzyskanych informacji z prawdą lub podać ich źródło. [/b]Także publikowanie lub rozpowszechnianie informacji utrwalonych fonicznie lub wizualnie wymaga zgody osób, które udzielają informacji.

Dziennikarzowi nie wolno też odmówić autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi (chyba że była ona poprzednio już gdzieś opublikowana). Mediom jest jednak łatwo obejść ten wymóg – po pierwsze to sam zainteresowany musi się upomnieć o autoryzacje swojej wypowiedzi. Po drugie dziennikarz nie musi dosłownie zacytować swojego rozmówcy. Sformułowań typu „dyrektor powiedział... ”, „prezes zaprzeczył, że... ” nie trzeba już autoryzować.

[b]Nie ma też wymogu, aby rozmówcy pokazywać cały tekst przed publikacją, a nawet takie żądanie jest prawnie zakazane. [/b]Tak wynika z art. 14 ust. 4 prawa prasowego, który przewiduje, że udzielenia informacji nie można uzależniać od sposobu jej skomentowania lub uzgodnienia tekstu wypowiedzi dziennikarskiej.

[b]W mediach nie powinny też się znaleźć informacje – bez zgody zainteresowanego – o prywatnej sferze życia. Wyjątek dotyczy sytuacji, gdy takie informacje wiążą się bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby. [/b]

[ramka][b]Przykład 1[/b]

Gazeta lokalna ujawnia, że firma remontowo-budowlana dostawała wiele zleceń do gminy, bo pani burmistrz była w intymnym związku z właścicielem spółki. Ma do tego prawo, bo chociaż związek pani burmistrz jest jej prywatną sprawą, to już w powiązaniu z informacją o zleceniach nabiera innego wymiaru.[/ramka]

W lokalnej gazecie ukazuje się nieprzychylny naszej firmie artykuł albo naszą działalnością interesuje się ogólnopolska telewizja – jednak przekazane informacje nie mają wiele wspólnego z prawdą, rysują czarny, niekoniecznie prawdziwy obraz. Co robić? Firma może wysłać do redakcji rzeczowe i odnoszące się do faktów sprostowanie wiadomości nieprawdziwej lub nieścisłej. Można też przesłać rzeczową odpowiedź na stwierdzenie zagrażające dobrom osobistym. Warto jednak pamiętać, że tekst sprostowania lub odpowiedzi nie może być dłuższy od dwukrotnej objętości fragmentu materiału prasowego, którego dotyczy, ale redakcja nie może żądać, aby przesłane stanowisko firmy były krótsze niż pół strony znormalizowanego maszynopisu.

Prawo prasowe dokładnie reguluje terminy publikacji sprostowań i odpowiedzi. Mamy na to najwyżej miesiąc czasu, potem redakcja może odmówić ich publikacji. Przepisy określają też precyzyjnie, kiedy redakcja nie opublikuje sprostowania lub odpowiedzi – tak będzie, gdy np. chcemy podważyć fakty stwierdzone prawomocnym orzeczeniem. Są też sytuacje, kiedy redakcja samodzielnie może podjąć decyzję, czy publikować sprostowanie lub odpowiedź.

[ramka][b]Przykład 2[/b]

Po artykule opisującym kryminalne wątki działalności jednego z prezesów firmy jego znajomi w ramach sprostowania napisali do redakcji wspólny list w jego obronie, w którym ręczyli za jego uczciwość. Redakcja odmówiła publikacji odpowiedzi, bo uznała, że nie dotyczy ona treści zawartych w materiale prasowym, a ponadto została wystosowana przez osoby, których nie dotyczą fakty przytoczone w artykule. Miała do tego prawo.[/ramka]

Unikanie kontaktu z mediami jest prawie zawsze niekorzystne dla firmy i ułatwia krytyczne publikacje. Z przepisów wynika, że zgoda na rozmowę z dziennikarzem nie zależy tylko od widzimisię szefa firmy. Art. 4 prawa prasowego wyraźnie przewiduje, że przedsiębiorcy muszą udzielać mediom informacji o swojej działalności. Nie dotyczy to tylko danych objętych tajemnicą (przewidzianą ustawą) lub gdy zachodzi możliwość naruszenia prawa do prywatności. Nie ma więc tutaj dowolności.

Gdy odmówimy udzielenia informacji, to redakcja może wtedy zwrócić się do naszej firmy z żądaniem, aby odmowę doręczyć w formie pisemnej w ciągu trzech dni. Musimy odpowiedzieć na taką prośbę redaktora naczelnego oraz podać powód odmowy. To jednak nie kończy sprawy – redakcja ma możliwość wystąpienia w ciągu 30 dni do sądu, który zbada, czy mieliśmy prawo odmówić podania informacji i czy mieliśmy do tego uzasadniony powód. Gdy nie skierujemy do redakcji pisemnej odmowy, to sprawa też może trafić do sądu, bo zaskarżyć można też niezachowanie wymogów związanych z odmową. Tak wynika z art. 4 ust. 4 prawa prasowego.

[b]Firma nie może też uniemożliwiać dziennikarzom zbierania informacji wśród pracowników. Co innego wypowiedzi i komentarz w imieniu przedsiębiorcy – ten obszar można mieć pod kontrolą.[/b] Pozwala na to art. 11 prawa prasowego. Przewiduje, że informacji w imieniu firmy musi udzielać kierownik, jego zastępca, rzecznik prasowy lub inne upoważnione osoby w granicach powierzonych im obowiązków. Można więc zastrzec, żeby pracownicy sami – w imieniu firmy – nie rozmawiali z mediami, ale kierowali do kierownictwa. Nie oznacza to, że wolno całkowicie zabronić swym pracownikom kontaktów z mediami. Co więcej kierownictwo ma bowiem ustawowy nakaz (art. 11 ust. 4 prawa prasowego) umożliwienia dziennikarzom nawiązania kontaktu z pracownikami i swobodne zbieranie wśród nich informacji i opinii.

Art. 23 – 24 i 43 kodeksu cywilnego przewidują, że ochronie cywilnoprawnej podlegają też dobra osobiste osoby prawnej – chodzi o dobre imię, renomę (patrz opinia eksperta). Dlatego nasza firma może na drodze cywilnoprawnej dochodzić zaniechania bezprawnych działań. Gdy doszło do naruszenia dóbr osobistych, to można żądać złożenia odpowiedniego oświadczenia (przeprosin), a także zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty jakiejś sumy na cel społeczny.

[ramka][b]Przykład 3[/b]

Jedna z firm pozwała lokalną gazetę, która opisała, że zarząd nie dostał absolutorium.

Gazeta sugerowała, że dochodziło w firmie do kreatywnej księgowości, w tym sztucznego zawyżania wyników. Władze firmy uznały, że może to wpływać ujemnie na ocenę spółki przez kontrahentów, klientów, wierzycieli. Gazeta powoływała się na rozmowy z kilkoma osobami i opinie biegłych rewidentów. Sąd zajmujący się tą sprawą uznał jednak, że informacje zawarte w opiniach biegłych rewidentów nie dawały podstaw do formułowania tak daleko idących i jednoznacznych ocen przez dziennikarzy. Gazeta musiała opublikować przeprosiny.[/ramka]

Coraz więcej osób działa w Internecie. Korzystają m.in. z aukcji internetowych na takich portalach, jak: Allegro, Świstak, eBay. Niestety, usunięcie negatywnego (a jednocześnie niezgodnego z prawdą) komentarza nie jest proste.

Regulamin Allegro.pl przewiduje, że komentarze są subiektywnymi opiniami – choć jawnymi i ogólnodostępnymi – o przebiegu aukcji i realizacji transakcji. Nawet unieważnione komentarze są widoczne, chociaż przekreślone. Pewną szansą na wyjaśnienie jest możliwość jednokrotnej odpowiedzi na komentarza wystawiony przez naszego kontrahenta. QXL sp. z o.o. (właściciel portalu) zastrzega, że usuwa lub edytuje komentarze lub odpowiedzi, jeśli taki nakaz wynika z orzeczenia sądu. Trzeba więc wygrać proces o ochronę dóbr osobistych albo sprawę karną z kontrahentem.

Oprócz tego ingerencja Allegro.pl w treść komentarza dopuszczalna jest np. gdy został on wystawiony przez osobę działającą z intencją zaszkodzenia drugiemu użytkownikowi, uczestniczącą w aukcji jedynie w celu wystawienia niepochlebnego komentarza. Komentarz zniknie też oczywiście wtedy, gdy zgodzą się na to obie strony.

Świstak.pl przewiduje podobne zasady usuwania komentarzy – przy komentarzach niepochlebnych żąda od wystawiającego dowodów potwierdzających stan opisany w komentarzu.

Umieszczenie oszczerczej treści w opinii na polskiej wersji serwisu eBay może spowodować nie tylko jej usunięcie, ale też np. anulowanie aukcji, zablokowanie konta użytkownika itp.

[i][b]Podstawa prawna[/b]

- [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=71966]ustawa z 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe (DzU z 1984 r. nr 5,poz. 24 ze zm.)[/link]

- [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=166837]ustawa z 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (DzU z 2002 r.nr 144, poz. 1204 ze zm.)[/link][/i]

[ramka][b]Komentuje Xawery Konarski, adwokat wspólnik w kancelarii Traple Konarski Podrecki[/b]

Rozpowszechnianie w Internecie nieprawdziwych opinii może być przestępstwem pomówienia (art. 212 k.k.) lub znieważenia (art. 216 k.k.). Można dopuścić się pomówienia lub znieważenia za pomocą środków masowego komunikowania, czyli też ogólnodostępnych stron WWW. Popełnienie takich przestępstw może zostać przypisane wyłącznie osobie umieszczającej tego rodzaju treści w sieci.

Nie można natomiast postawić zarzutów administratorom serwisów, w ramach których doszło do ich rozpowszechnienia.

W grę wchodzą też roszczenia cywilnoprawne przewidziane w sytuacji naruszenia dóbr osobistych (art. 23 – 24 k.c.). Osoby pokrzywdzone mają tu większe możliwości ochrony swoich interesów niż w przypadku prawa karnego. Odpowiedzialność cywilnoprawną ponoszą bowiem nie tylko sprawcy naruszeń, ale w pewnych sytuacjach również administratorzy serwisów, w ramach których te materiały zostały umieszczone. Warunkiem odpowiedzialności tej jest wcześniejsze ich powiadomienie o bezprawnym charakterze danych. Powiadomienie to może przybrać postać wiadomości urzędowej (np. przekazanie postanowienia o zabezpieczeniu) lub wiarygodnej (np. pismo z dokładnym wskazaniem istoty naruszenia). Administrator serwisu będzie odpowiadał jako pomocnik sprawcy (art. 422 k.c.) w przypadku, gdy sąd potwierdzi okoliczność naruszenia dóbr osobistych, a administrator serwisu – mimo otrzymania powiadomienia – nie zablokuje dostępu do bezprawnych treści.

Zarówno przestępstwo zniesławienia, jak i znieważenia należą do grupy przestępstw prywatnoskargowych. Pokrzywdzony sam więc wnosi akt oskarżenia do sądu. Konieczne jest między innymi wskazanie przez niego osoby sprawcy czynu zabronionego. Ustalenie takie stanowić może dużą trudność (np. w przypadku, gdy oskarżony posługuje się na forach internetowych tzw. nickiem).

Administratorzy serwisów generalnie odmawiają podania danych osobowych swoich użytkowników. Pewne możliwości daje tu przepis art. 488 par. 1 k.p.k., zgodnie z którym pokrzywdzony może skierować pisemną lub ustną skargę bezpośrednio do policji, która w razie potrzeby zabezpiecza dowody, po czym przesyła tę skargę do właściwego sądu. Nie musi ona zawierać danych sprawcy przestępstwa, ustalenia takiego ma bowiem dokonać właśnie policja, między innymi poprzez zwrócenie się do administratora serwisu o podanie danych osobowych sprawcy.

Warto również wspomnieć o możliwości, którą przewiduje art. 29 ust. 2 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=166335]ustawy o ochronie danych osobowych[/link]. Zgodnie z tym przepisem administrator danych może udostępnić dane osobowe osobom (podmiotom) zainteresowanym, „jeżeli w sposób wiarygodny uzasadnią potrzebę posiadania tych danych, a ich udostępnienie nie naruszy praw i wolności osób, których dane dotyczą”. W przypadku odmowy ich podania pokrzywdzony może zwrócić się do generalnego inspektora ochrony danych osobowych o wydanie decyzji nakazującej udostępnienie danych.

Warto podkreślić, że GIODO wydawał już w przeszłości tego rodzaju decyzje właśnie w sprawach, w których zamierzano złożyć prywatny akt oskarżenia w związku z popełnieniem przestępstwa zniesławienia przez użytkownika portalu internetowego. [/ramka]