Ostateczny wybór sposobu finansowania może mieć kluczowe znaczenie dla powodzenia całego przedsięwzięcia.
Zanim przedsiębiorca odpowie sobie na to pytanie, musi rozważyć kilka kwestii. Przede wszystkim, czy ma zaplecze finansowe rozumiane zarówno jako środki własne firmy, jak i kapitał pochodzący od właścicieli. Przedsiębiorstwa, które nim nie dysponują, nie mają w zasadzie wyboru – muszą skoncentrować się na zewnętrznych źródłach finansowania. Natomiast firmy mogące sięgnąć do zasobów udziałowców powinny rozważyć optymalną formę, w jakiej takie zasilenie miałoby nastąpić. W przypadku spółek kapitałowych będzie to najczęściej pożyczka oraz podniesienie kapitału podstawowego. Rzadszą, ale na pewno wartą rozważenia formą jest dopłata do kapitału rezerwowego. Jej przewaga polega na tym, że, zwiększając z jednej strony kapitał własny firmy, z drugiej nie ponosimy kosztów związanych z pożyczką. Ponadto zwiększenie udziału kapitału własnego w sumie bilansowej wpływa na podniesienie wiarygodności firmy wobec instytucji finansowych i konsekwentnie wobec instytucji oceniającej wniosek o dotację. Z drugiej strony oznacza jednak niższy zwrot z kapitału własnego (ROE), czyli jego mniejszą efektywność.
Udzielenie pożyczki przez udziałowca lub akcjonariusza budzi szereg obaw. Pożyczka zwiększa kapitał obcy, a w przypadku ogłoszenia upadłości spółki w terminie dwóch lat od zawarcia umowy pożyczki staje się wkładem do spółki, czyli służy zabezpieczeniu roszczeń wierzycieli.
Dużo firm, pomimo możliwości skorzystania z własnego zaplecza finansowego, zdecyduje się zapewne na sfinansowanie przynajmniej części inwestycji za pomocą kredytu lub leasingu. Takie działanie powinny rozważyć firmy, które są pewne swej pozycji w negocjacjach z bankami (firmami leasingowymi) i nie chcą zdawać się na ocenę wykonywaną przez instytucję oceniającą. Warto zwrócić uwagę, że współfinansowanie inwestycji w kwocie równej lub przekraczającej 30 proc. wartości kosztów kwalifikowanych powoduje, iż kryterium ekonomiczno-finansowe projektu zostanie uznane za spełnione. Współfinansowanie projektu przez bank lub firmę leasingową musi być potwierdzone promesą kredytową lub leasingową albo umową kredytową.
Z formą finansowania nieodłącznie wiąże się okres, na jaki spółka pożycza kapitał. Generalną zasadą, jaką należy się kierować, jest jego maksymalne wydłużenie, oczywiście w granicach rozsądku i przy założeniu, że nie wpływa to znacząco na koszt kredytu. Natomiast minimum, jakie firma powinna starać się osiągnąć, jest zrównoważenie aktywów trwałych i kapitałów stałych. Należy tu zwrócić uwagę, że samo oznaczenie w umowie okresu, na jaki przedsiębiorstwo pożycza kapitał, nie oznacza automatycznie adekwatnego odzwierciedlenia w bilansie. Wystarczy bowiem, że audytor uzna, iż istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia w najbliższym roku którejś z klauzul rozwiązujących, aby np. cały trzyletni kredyt inwestycyjny pojawił się w zobowiązaniach krótkoterminowych. Zapis budzący zawsze w podobnych sytuacjach najwięcej wątpliwości to klauzula pozwalająca na zerwanie umowy w przypadku pojawienia się znaczących negatywnych zmian w przedsiębiorstwie pożyczkobiorcy, tzw. MAC (material adverse changes).
W tym miejscu warto wrócić do kwestii wspomnianych już dokumentów: promesy kredytowej lub leasingowej oraz umowy kredytowej, wymaganych przez instytucje udzielające wsparcia. Waga tych dokumentów jest różna. Promesy wg wzoru stosowanego dotychczas (zaaprobowanego przez PARP) miały charakter warunkowy i nie zawierały żadnych istotnych parametrów. Przedsiębiorcy powinni mieć świadomość, że budowanie biznesplanu na takim dokumencie ma bardzo kruche podstawy. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem dla firm jest zawarcie umowy kredytowej, o ile to możliwe. W tym wypadku bank stawia do dyspozycji kredyt, który przedsiębiorstwo zaczyna wykorzystywać w chwili rozpoczęcia inwestycji. Dla uniknięcia ewentualnych problemów interpretacyjnych zapis mówiący o celu kredytu powinien być tożsamy z nazwą inwestycji, której dotyczy wniosek o wsparcie. Z tego samego powodu należy raczej unikać kredytu w rachunku bieżącym, wybierając kredyt w rachunku kredytowym (zawsze z możliwością wcześniejszej spłaty). Nie wymieniamy tutaj umowy leasingowej, której podpisanie jest równoznaczne z rozpoczęciem inwestycji i tym samym powoduje dyskwalifikację projektu do dofinansowania.
W Polsce leasing rzadko jest podstawą dużego projektu inwestycyjnego. Można przyjąć, że głównym powodem takiego stanu rzeczy są ograniczenia kapitałowe firm leasingowych.
Firmy ubiegające się o dotacje powinny mieć na uwadze kilka ograniczeń wiążących się z tą formą finansowania. Przede wszystkim, aby wydatki leasingowe zostały uznane za kwalifikowane, bez względu na rodzaj leasingu (operacyjny, finansowy) środek trwały finalnie musi się znaleźć w księgach leasingobiorcy.
Drugą bardzo istotną właściwością leasingu w procesie ubiegania się o dotacje jest uznawanie za koszty kwalifikowane jedynie kosztów ponoszonych w okresie kwalifikowania wydatków. Cecha powyższa eliminuje jeden z podstawowych powodów, dla których przedsiębiorcy wybierają tę formę finansowania – okres, zwykle znacznie dłuższy niż ten, na który godzą się banki. Nie sposób pominąć innej cechy firm leasingowych, pojawiającej się nader często w opiniach przedsiębiorców. Wynika z nich, że leasingodawcy są bardziej skłonni do finansowania niż banki, czyli akceptują wyższe ryzyko. Oceniając korzyści płynące z leasingu, nie należy zapominać o aspekcie podatkowym tego typu finansowania. Pewną trudną do uchwycenia, ale jednak istotną cechą firm leasingowych jest to, że w przeciwieństwie do banków starają się budować strukturę zabezpieczeń wokół środka trwałego będącego przedmiotem leasingu, rzadko sięgając po inne formy zabezpieczeń.
Autor jest menedżerem w Zespole Doradztwa Europejskiego, Accreo Taxand