Dzisiaj Rada Ministrów zdecyduje, jaki będzie los Komisji do spraw Układów Zbiorowych Pracy. Jeśli prześle nowelę kodeksu pracy do Sejmu, to instytucja ta zniknie z przepisów.
Komisja nie była szczególnie aktywna. Powstała w 1995 r. i od tego czasu obradowała tylko czternaście razy. Zajmowała się głównie wspomaganiem negocjacji, które toczyły się przy okazji zawierania ponadzakładowych układów zbiorowych pracy.
– Z roku na rok pracodawcy zawierają ze związkami coraz mniej nowych układów. Ta komisja, przy niewielkiej modyfikacji przepisów, mogłaby stanowić forum dyskusji, dlaczego tak się dzieje. Może kodeks pracy zawiera zbyt surowe rozwiązania i należałoby je zmienić? Warto szukać przyczyn, dla których układy zakładowe pracy nie spełniają swojej roli – mówi Henryk Michałowicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.
Z danych konfederacji wynika bowiem, że w Polsce obowiązuje obecnie około 100 ponadzakładowych układów zbiorowych pracy oraz 9 tys. układów zakładowych.
O tym, jak duża może być rola zakładowych i ponadzakładowych układów zbiorowych, świadczy choćby to, że w najbliższym czasie na forum Rady Ministrów prawdopodobnie trafi kolejny projekt nowelizacji kodeksu pracy opracowany na wniosek związków zawodowych lekarzy. Przewiduje możliwość zawierania przez ministra układu pracy dla całych branż. W tym wypadku chodziło o to, by minister zdrowia mógł określić płacę minimalną dla lekarzy i w ten sposób podnieść ich wynagrodzenia.
Obecne przepisy nie przewidują takiej możliwości. Po pierwsze, rozszerzany może być wyłącznie układ zawarty przez organizacje pracodawców i organizacje związkowe. Po nowelizacji będzie mógł to robić także minister, który wystąpi w roli pracodawcy. Po drugie, rozszerzenie stosowania układu jest teraz możliwe tylko w wypadku jednostek, które prowadzą działalność gospodarczą. A służba zdrowia tym się nie zajmuje.
Układy zbiorowe pracy mogą zawierać tylko korzystne dla zatrudnionych rozwiązania. Najczęściej kojarzy się to z wyższymi pensjami i dłuższymi urlopami. Takie więc rozwiązania przewiduje większość obowiązujących obecnie układów. Są to głównie zasady wynagradzania, udzielania urlopów, wykonywania telepracy, a także dodatkowej opieki zdrowotnej czy dotyczące pracowniczych programów emerytalnych.
– Układy określają uprawnienia związków zawodowych, a poza tym głównie kopiują zasady wynikające z kodeksu pracy – mówi Henryk Michałowicz. – Zbyt szczegółowe przepisy z kodeksu uniemożliwiają wprowadzenie w firmach jakichkolwiek innych zasad niż przewidziane w kodeksie. To poważna bariera, która przeszkadza w dostosowaniu warunków pracy do potrzeb firmy.
Jego zdaniem warto się zastanowić nad rozluźnieniem monopolu związków zawodowych na zawieranie takich układów. W większości polskich firm związków jednak nie ma, więc każda organizacja reprezentująca pracowników powinna mieć prawo do negocjowania z pracodawcą zawarcia takiego układu.
– Decyzja o likwidacji Komisji do spraw Układów Zbiorowych Pracy jest zbyt pochopna – dodaje Henryk Michałowicz. – Tym bardziej że opracowany przed rokiem projekt nowego kodeksu pracy przewiduje utrzymanie podziału na indywidualne i zbiorowe prawo pracy.
Układy zbiorowe pracy mogłyby być dobrą formą dostosowania warunków i czasu pracy do potrzeb firm. W tej chwili pracodawcy nie mogą wykraczać poza bezwzględnie obowiązujące przepisy prawa pracy. Jest jednak wiele branż, które mają zwiększone zapotrzebowanie na pracę w różnych porach roku. Dla przykładu przemysł motoryzacyjny i rolno-spożywczy. W razie takich potrzeb pracownicy mogliby pracować dłużej. Z kolei w czasie mniejszej produkcji korzystaliby z dodatkowego urlopu i skróconych dniówek.
Takie rozwiązania zapisane w układach, które są pod kontrolą związków i inspekcji pracy, mogłyby być korzystne nie tylko dla pracodawców, ale także dla zatrudnionych.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora: m.rzemek@rp.pl