Kwestia, kto zwalnia z pracy odwoływanego właśnie prezesa, od dawna dzieli ekspertów. Ofiarą wątpliwości padł tym razem Tadeusz M., były prezes warszawskiej Fabryki Substancji Zapachowych Pollena-Aroma. Rada nadzorcza zdecydowała 20 kwietnia 2000 r. o odwołaniu go z funkcji. Równocześnie ta sama uchwała postanawiała, choć w niejasny sposób, o rozwiązaniu z nim umowy o pracę. Wkrótce przewodniczący rady wręczył mu wymówienie. Według Tadeusza M. powinien to uczynić już nowy zarząd. Z chwilą odwołania zachował jedynie status pracowniczy, a czynności wobec zatrudnionych wykonuje zarząd spółki. Złożył więc pozew, domagając się najpierw przywrócenia do pracy, a potem 236 tys. zł odszkodowania. Sądy wprawdzie przyznały mu rację, ale o wiele mniej pieniędzy, bo tylko 56 tys. zł. Spółka nie dała jednak za wygraną i poskarżyła się do SN.

– To prawda, że do momentu odwołania prezesa kompetencje pracownicze spoczywają w rękach rady nadzorczej – wyjaśniała sędzia Krystyna Bednarczyk. – Potem przejmuje je zarząd. Wszystko jest jednak w porządku, gdy rada nadzorcza w jednej uchwale odwołuje go z funkcji i równocześnie pozbawia pracy.Według utartej linii orzeczniczej uchwała rady nadzorczej jest skuteczna od chwili jej podjęcia, czyli przegłosowania. Decydujące znaczenie dla rozstrzygnięcia sporu ma zatem, zdaniem sędzi, dokładna analiza uchwały rady. Jeśli mieści się w niej oświadczenie woli o rozwiązaniu umowy o pracę z Tadeuszem M. (a tak jest zdaniem SN), to spółka postąpiła prawidłowo. Niższe instancje nie przeanalizowały tej kwestii, nie badając uchwały dokładnie. Skoro zaniedbały ten obowiązek, teraz przyjdzie im powrócić do sprawy. SN uwzględnił bowiem kasację spółki, a sprawę przekazał sądowi okręgowemu do ponownego rozpoznania.