Cały problem z opcjami wziął się z tego, że część firm zaczęła je wykorzystywać nie tylko jako instrument służący zabezpieczeniu, ale dodatkowo jako element spekulacji. Miało to przynieść dodatkowe korzyści finansowe, ale z samego założenia niosło z sobą ryzyko strat.
I gdy doszło do załamania się kursu złotego prasa zaczęła donosić o stratach liczonych w dziesiątkach milionów.
Warto jednak pamiętać, że opcje zostały wymyślone jako instrument zbliżony do ubezpieczenia. Z góry płacimy składkę za to, że ktoś przejmuje za nas ryzyko zmian wartości określonych instrumentów bazowych (np. wartości waluty, akcji, indeksów, oprocentowania, towaru itp.). Dzięki temu później możemy spać spokojnie.
[srodtytul]Instrument pochodny[/srodtytul]
Czym zatem jest opcja?
Jest to instrument pochodny. W transakcji, czy inaczej umowie opcji, muszą wystąpić dwie strony. Jedna z nich sprzedaje opcję, czyli zobowiązuje się do wykonania w przyszłości pewnej transakcji na z góry określonych warunkach.
Druga strona, czyli nabywca opcji, ma prawo, ale nie obowiązek do jej wykonania. Jeżeli zatem uzna, że wykonanie opcji jest dla niego korzystne, ma prawo wezwać kontrahenta do jej wykonania.
Zatem pierwsza zasada związana z opcjami jest taka, że jest to kontrakt niesymetryczny. Tzn. tylko jedna strona (sprzedawca) ma obowiązek jej wykonania, jeżeli zostanie do tego wezwana.
Druga strona (nabywca) może, ale nie musi ze swojego prawa skorzystać. Za to uprawnienie płaci sprzedawcy premię. Jest to jego stały i z góry znany koszt.
[b]Opcje są nazywane instrumentami pochodnymi, dlatego że dają prawo nabycia lub sprzedaży innych produktów, które tym samym są instrumentami bazowymi[/b].
Mogą to być np. akcje, obligacje, jak i waluty.
I właśnie opcje walutowe są jednym z częściej stosowanych instrumentów tego typu. Są one przeznaczone dla podmiotów szczególnie narażonych na ryzyko związane ze zmianą kursu walutowego ze względu na posiadane zobowiązania i należności wyrażone w obcych walutach.
Czyli przede wszystkim dotyczy to importerów i eksporterów, jak również firm, dla których nie jest to wprawdzie podstawową działalnością, ale ze względu na specyfikę wytwarzanych towarów muszą przynajmniej częściowo zaopatrywać się w surowce lub półprodukty na zagranicznych rynkach. Instrument ten może być skutecznym sposobem zabezpieczenia ryzyka kursowego.
[ramka][b]Przykład[/b]
Firma Śrubka SA jest producentem materiałów metalowych. Właśnie podpisała duży kontrakt o wartości 2 mln dolarów z amerykańską firmą. Zgodnie z kontraktem 500 tys. zostanie zapłacone w dniu dostawy, a pozostałe 1,5 mln po sześciu miesiącach.
Należności polskiej firmy są wyrażone w obcej walucie, podczas gdy wszystkie własne zobowiązania (pensje pracowników, składki ZUS, podatki, wynagrodzenia dla poddostawców itp.) musi regulować w złotych.
Przyjmijmy, że w dniu podpisania kontraktu cena dolara kształtuje się na poziomie 2,74. Gdyby ten kurs się utrzymał, za sześć miesięcy firma uzyska 1,5 mln dolarów, czyli 4,110 mln zł. Gdyby jednak złoty się umocnił na regulowanie własnych zobowiązań miałaby mniej środków.
Załóżmy, że po sześciu miesiącach kurs wynosi 2,54. W takiej sytuacji w naszej walucie otrzymałaby tylko 3,810 mln zł, czyli „traci” 300 tys. zł.
W celu ograniczenia ryzyka Śrubka SA kupuje opcję walutową, w której instytucja finansowa zobowiązuje się nabyć od niej za sześć miesięcy 1,5 mln dolarów po kursie 2,74, niezależnie od tego, jaka będzie rzeczywista wartość dolara w dniu wykonania opcji.
Za to przejęcie ryzyka niekorzystnej zmiany kursu firma płaci wynagrodzenie (premię). Przyjmijmy, że jest to 12 tys. zł. To koszt, jaki firma musi wkalkulować w działalność, ale nie ponosi już żadnego ryzyka.
Co by się jednak stało, gdyby złoty zamiast się umocnić, uległ deprecjacji, a kurs wynosiłby np. 2,84? Wtedy zgodnie z prawem opcji Śrubka SA nie miałaby obowiązku jej realizacji. Walutę sprzeda po kursie rynkowym, a nie po kursie opcji, a instytucja finansowa, która sprzedała ten instrument, zostanie zwolniona ze swojego zobowiązania. [/ramka]
[srodtytul]Call i Put[/srodtytul]
Istnieje wiele rodzajów opcji. Jeden z podziałów wiąże się z tym, czy nabywca opcji chce w przyszłości kupić, czy sprzedać określony instrument bazowy. Ta pierwsza nazywana jest opcją call, czyli opcją kupna, druga opcja put, czyli opcją sprzedaży.
- opcja kupna daje nabywcy prawo do zakupu np. waluty po z góry ustalonej cenie (kurs realizacji), wystawca opcji jest zobowiązany sprzedać nabywcy opcji zakontraktowaną ilość instrumentu bazowego,
- opcja sprzedaży daje nabywcy prawo do sprzedaży instrumentu bazowego (np. waluty) po z góry określonej cenie, wystawca opcji jest zobowiązany kupić od nabywcy opcji zakontraktowaną ilość waluty.
W podanym wyżej przykładzie mieliśmy zatem instrument typu put. Inny podział tych instrumentów wiąże się z terminem ich wykonania. Występują tu najczęściej tzw. opcje europejskie i amerykańskie. Te pierwsze pozwalają wykonać kontrakt tylko w jednym konkretnie oznaczonym dniu (dzień realizacji).
Jeżeli więc umowa została podpisana na trzy miesiące z określoną datą wygaśnięcia, wolno ją wykonać tylko tego dnia. Innymi słowy w tej dacie przedsiębiorca musi zadecydować, czy chce skorzystać ze swojego uprawnienia, czy nie.
Z kolei opcja typu amerykańskiego pozwala na realizację takiego prawa w dowolnym czasie ważności opcji. Tak więc dla opcji zawartej na trzy miesiące, można ją wykorzystać 10, 15 lub 50 dnia od chwili zawarcia umowy, aż do końcowej daty jej ważności. Na rynku można także spotkać jeszcze inne rodzaje opcji (np. typ azjatycki).
[srodtytul]Ile to kosztuje[/srodtytul]
Cena opcji zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od wartości instrumentu bazowego w dniu podpisania umowy (tzw. wartości spot) i zmienności jego ceny. W przypadku walut, im większe wahnięcia kursów występowały w przeszłości, tym wyższej premii należy się spodziewać. Cena jest także silnie powiązana z czasem trwania opcji.
Generalna zasada jest taka, że im dłuższy jest termin ważności opcji, tym wyższy będzie jej koszt. Jest to oczywiste, ponieważ znacząco zwiększa się ryzyko po stronie instytucji sprzedającej ten instrument. Łatwiej jest bowiem przewidywać zmiany kursów walut (i wszystkich innych instrumentów) w krótszym okresie niż w perspektywie kilku miesięcy.
Z założenia także opcje amerykańskie są droższe od tych typu europejskiego.
[ramka][b]Spekulowanie jest ryzykowne[/b]
[b]Nabywając podstawową opcję, czy to typu call, czy put, całe ryzyko sprowadza się do poniesionych kosztów premii. [/b]
W najgorszym razie firma poniesie te wydatki, a z opcji w ogóle nie skorzysta (ponieważ korzystniej będzie sprzedać lub kupić dany instrument na rynku). Jednak niektóre firmy chcą ten koszt wyeliminować. Temu służy tzw. opcja bezkosztowa.
W skrócie polega ona na tym, że firma jest nabywcą np. opcji sprzedaży oraz jednocześnie sprzedawcą opcji kupna. Tym samym staje się podmiotem uprawnionym do wykonania jednej transakcji, ale jednocześnie zobowiązanym do wykonania odwrotnej.
Obie strony w takiej transakcji rezygnują z pobrania premii (dlatego nazywa się ją bezkosztową).
Jednak tutaj oprócz zabezpieczenia własnej pozycji zaczynamy już prowadzić ryzykowną działalność spekulacyjną. W przypadku niekorzystnych zmian firma może ponieść wielkie straty.[/ramka]