Przekonał się o tym Andrzej B., który przejął po ojcu firmę przewozową działającą na Górnym Śląsku, a następnie sprzedał konkurencji udziały w niej.

Sprzedał udziały, dostał zakaz konkurencji

Przedsiębiorstwo przewozowe „B" (potem doszedł człon sp. z o.o.) zdążyło wyrobić sobie lokalną markę. Gdy Andrzej B. szukał inwestora zainteresowanego nabyciem spółki, której był jedynym udziałowcem, składniki przedsiębiorstwa, m.in. jej nazwę i prawa do domeny internetowej, wyceniono na kilkadziesiąt tysięcy euro.

Do zawarcia umowy sprzedaży przedsiębiorstwa nie doszło, ale Andrzej B. sprzedał wszystkie udziały w spółce małżonkom S. – właścicielom firmy przewozowej obsługującej te same trasy co autobusy „B". W umowach sprzedaży udziałów zapisano zakaz prowadzenia przez sprzedającego działalności konkurencyjnej. Andrzej B. zobowiązał się, że nigdy nie będzie udziałowcem lub członkiem organu w podmiotach prowadzących działalność konkurencyjną ani też nie będzie świadczył pracy na rzecz takich podmiotów. Nie może też prowadzić działań konkurencyjnych z wykorzystaniem marki „B" i symboliki ją identyfikującej lub do niej zbliżonej. Andrzej B. zrzekł się roszczeń o odszkodowanie za zakaz konkurencji, natomiast za jego złamanie, oprócz odszkodowania, miał zapłaci karę umowną 100 tys. zł.

Dwa lata później strony zawarły dodatkowe porozumienie dotyczące wzajemnych roszczeń wynikających z umów sprzedaży udziałów, umowy przeniesienia własności pojazdów oraz dwóch umów pożyczek. Regulowało ono kwestie zadłużenia spółki „B" wobec Andrzeja B. oraz kary umownej i odpowiedzialności odszkodowawczej Andrzeja B. W jednym z paragrafów zapisano, że porozumienie wyczerpuje w całości wszelkie zobowiązania stron i że nie będą one dochodzić w przyszłości roszczeń wynikających z umów, z zachowaniem uprawnień małżonków S. w przypadku ewentualnego naruszenia zakazu konkurencji.

Nie było zgody

Mimo takich zapisów kontraktu Andrzej B. wkrótce wezwał na piśmie nowych udziałowców spółki „B" do usunięcia z jej nazwy jego nazwiska. Powiadomił firmy sprzedające przez internet bilety na przewozy, że spółka „B" bezprawnie używa jego nazwiska. W końcu pozwał ją do sądu.

Reklama
Reklama

Sąd Okręgowy w Gliwicach uznał, że działanie spółki „B" narusza przepisy o oznaczeniu przedsiębiorców, a konkretnie art. 438 § 1 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim w przypadku utraty członkostwa przez wspólnika, którego nazwisko było umieszczone w firmie, spółka może zachować w swej firmie nazwisko byłego wspólnika tylko za wyrażoną na piśmie jego zgodą, a w razie jego śmierci za zgodą jego małżonka i dzieci. Z kolei art. 438 § 3 nakazuje osobie nabywającej przedsiębiorstwo, która chce je prowadzić pod dotychczasową nazwą, umieszczenie dodatku wskazującego firmę lub nazwisko nabywcy.

Firma indywidualizuje przedsiębiorstwo w obrocie prawnym

Zdaniem sądu okoliczność, że Andrzej B. zobowiązał się nie prowadzić działalności konkurencyjnej pod dotychczasową lub zbliżoną nazwą, nie jest jednoznaczna ze zgodą na dalsze prowadzenie przez pozwaną działalności pod firmą zawierającą jego nazwisko. SO nakazał spółce „B" usunięcie z jej nazwy nazwiska B.

Wyrok spółka „B" zaskarżyła, a Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał, że sąd I instancji dokonał błędnej oceny prawnej.

W kapitałowej inaczej niż w osobowej

W opinii SA powoływany przez ten sąd art. 438 k.c. odnosi się wyłącznie do spółek osobowych, których firmy muszą zawierać nazwiska wszystkich lub niektórych wspólników, a przynajmniej nazwisko jednego z nich, i tylko taka spółka, jeśli jest zainteresowana utrzymaniem firmy w dotychczasowym brzmieniu, obejmującym nazwisko wspólnika tracącego członkostwo, musi uzyskać na to pisemną zgodę (dla celów dowodowych) wspólnika ustępującego ze spółki, a w razie jego śmierci – zgodę jego małżonka i dzieci. Oceny tej nie zmienia fakt, że przepis art. 438 k.c. mówi ogólnie o wspólniku, nie zawężając tego pojęcia do wspólników spółek osobowych.

Dlaczego? Jak wskazał sąd, osoba prawna, dzięki umieszczeniu w jej brzmieniu nazwiska osoby fizycznej, staje się nośnikiem pozytywnych skojarzeń z przedsiębiorcą, a pośrednio z prowadzoną przez niego działalnością gospodarczą. Taki jest też główny cel starań założyciela spółki kapitałowej (np. spółki z o.o.) o umieszczenie jego nazwiska w firmie.

– Jest to z jednej strony upoważnienie takiej osoby do zamieszczenia nazwiska w korpusie jego firmy, z drugiej – rezygnacja z przysługującego uprawnionemu do nazwiska zakazu używania go we wskazanej funkcji. W przypadku zbycia udziału, bądź akcji w takiej spółce, nabywca wstępuje w jego miejsce do umowy spółki pod firmą zawierającą nazwisko ustępującego wspólnika, który zakładając spółkę, podjął decyzję o zamieszczeniu w jej nazwie swojego nazwiska jako składnika firmy – argumentował sąd.

Dodatkowo sąd wskazał, że ponieważ zbycie udziałów w spółce z o.o. nie oznacza sprzedaży przedsiębiorstwa, to przepis art. 438 k.c. nie może mieć zastosowania w przypadku roszczeń Andrzeja B.

Zgoda domniemana

Niezależnie od tego sąd zauważył, że Andrzej B. zobowiązał się w umowach zawartych z małżonkami S. do nieprowadzenia działalności konkurencyjnej przy wykorzystaniu „marki B". Można uznać, że tym samym wyraził zgodę na dalsze używanie jego nazwiska w firmie pozwanej. Inaczej taki zapis w umowie zakazu konkurencji nie miałby uzasadnienia. Poza tym przez dwa lata od sprzedaży udziałów Andrzej B. nie protestował i nie zgłaszał roszczeń związanych z używaniem jego nazwiska przez spółkę „B".

Dla rozstrzygnięcia nie miała znaczenia okoliczność, że po wydaniu wyroku I instancji spółka „B" uzyskała prawo ochronne ze wspólnotowego znaku towarowego zawierającego w swojej formie graficznej nazwisko „B".

– Znak towarowy służy do odróżnienia określonych towarów pochodzących od określonego przedsiębiorcy lub usług przez niego świadczonych, natomiast firma indywidualizuje przedsiębiorstwo w obrocie prawnym i różny jest w związku z tym przedmiot ochrony – tłumaczył Sąd Apelacyjny.

Wyrok z 8 kwietnia 2014 r. (V ACa 825/13).