NSZZ „Solidarność" opublikowała w piątek odpowiedź Komisji Europejskiej na zarzuty stawiane przez związkowców zapisom w kodeksie pracy dotyczącym umów terminowych.
Wątpliwości unijnych urzędników wzbudził zapisany w naszym kodeksie pracy zbyt krótki, bo tylko dwutygodniowy, okres wypowiedzenia takiej umowy. Może się więc okazać, że zakwestionują ten przepis jako niezgodny z dyrektywą Rady 99/70/WE z 28 czerwca 1999 r. dotyczącą porozumienia ramowego w sprawie pracy na czas określony. W myśl tych przepisów państwa członkowskie UE są zobowiązane tak uregulować krajowe przepisy, by zapobiegały nadużywaniu umów na czas określony.
Związkowcy z „Solidarności" od lat sygnalizowali rządowi problem niezgodności naszych przepisów z unijnymi regulacjami. Na skargę do Komisji Europejskiej zdecydowali się po tym, jak Polska wyprzedziła Hiszpanię pod względem liczby umów na czas określony i stała się w ten sposób niechlubnym liderem w całej UE.
– Nadużywanie w Polsce umów na czas określony to bardzo poważny problem, bo z danych Komisji wynika, że pracownicy zatrudnieni na takich umowach zarabiają nawet o ponad jedną czwartą mniej od osób na umowach bezterminowych – komentuje Barbara Surdykowska, ekspert NSZZ „Solidarność".
– Jesteśmy za zmianami w tym zakresie – odpowiada Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP. – Przypominam, że jeszcze w połowie tego roku na forum Komisji Trójstronnej toczyły się bardzo zaawansowane negocjacje.
Trzy centrale związkowe: NSZZ „Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych, przyjęły nawet w sierpniu (już po wyjściu z Komisji Trójstronnej) wspólne stanowisko w sprawie oczekiwanych zmian w kodeksie pracy.
– Proponujemy odejście od ograniczenia liczby umów na czas określonych, jakie pracodawca może podpisać z jedną osobą, na rzecz ograniczenia okresu stosowania takich umów – dodaje Surdykowska. – Najważniejsze jest to, żeby nasz rząd nie czekał na to, aż Komisja Europejska ostatecznie potwierdzi, że nasze przepisy są niezgodne z dyrektywą, ale żeby od razu podjąć prace nad nowelizacją przepisów.
– Myślę, że możemy się dogadać bez udziału rządu – odpowiada Gładoch. – Szkoda bowiem marnować to, co już udało się nam osiągnąć w czasie negocjacji na Komisji Trójstronnej.
W czasie tamtych rozmów różnice zdań pomiędzy związkowcami dotyczyły szczególnie długości okresu stosowania umów na czas określony. Związkowcy mówili o 18, a pracodawcy o 36 miesiącach dopuszczalnej pracy na umowie terminowej.