Na jednej trasie kierowca ciężarówki może dostać nawet kilkadziesiąt tysięcy kary za nieopłacony przejazd. Tak się dzieje, gdyż na jednej drodze podczas przejazdu przez każdą specjalną bramkę naliczana jest kara. Sprawą zainteresował się już rzecznik praw obywatelskich, który zbiera dane o takich sytuacjach.
– Na prośbę biura RPO dostarczyliśmy już materiały potwierdzające łamanie przez Główną Inspekcję Transportu Drogowego art. 2 Konstytucji RP oraz kilku aktów międzynarodowych stojących na straży praw człowieka – mówi Mariusz Miąsko, wiceprezes Stowarzyszenia Najlepsza Droga.
Kłopot z naliczaniem nawet kilkunastu kar kierowcom za jeden przejazd daną trasą pojawił się po wprowadzeniu elektronicznego systemu poboru opłat na drogach krajowych – viaTOLL. Działa w taki sposób, że gdy kierowcy skończą się środki na specjalnym urządzeniu, to każda bramownica na trasie nalicza 3 tys. zł kary.
Im więcej zatem jest bramownic na jednym odcinku drogi, tym sankcja jest wyższa. GITD nie traktuje bowiem takich przypadków jako jednego przejazdu. Dlatego zdarzało się, że kierowcy dostali kary na łączną kwotę kilkudziesięciu tysięcy złotych za przejazd jednym odcinkiem drogi (pisaliśmy o tym: „Droga przez urzędnicze kary", „Rz" z 11 lipca).
Okazuje się, że przedsiębiorcy nie zawsze są karani dlatego, że usiłowali przejechać trasę za darmo. Bywa, że sprzęt do naliczania opłat zamontowany w ciężarówkach po prostu źle działa.
Jeżeli opłata za przejazd po drogach jest niepełna, to kara wynosi 1,5 tys. zł
– Urządzenie wskazywało, że wszystko jest w porządku. W pewnym momencie jeden z kierowców zaczął mieć podejrzenia. Ale błędu nie wykazał przegląd ani kontrola inspekcji na drodze – opowiada Przemysław Kapelski z firmy Auto-Kap. Po pewnym czasie do firmy zaczęły przychodzić kary.
Kłopotów z sankcjami za nieopłacony przejazd po drogach krajowych jest coraz więcej. Przedsiębiorcy, którzy mają ciężarówki w leasingu, nie dostają wezwań bezpośrednio z GITD. Takie pisma trafiają najpierw do banków czy firm leasingowych. Te przesyłają je do użytkownika pojazdu. Z tym że za to pośrednictwo naliczają sobie opłaty.
– Za przesłanie takiej korespondencji bank wystawia mi za każdym razem fakturę na 75 zł plus VAT. Jest to opłata za udzielenie informacji o użytkowniku na wniosek organów ścigania lub administracji – mówi Przemysław Kapelski. Dodaje, że jego firma zapłaciła już ponad 1 tys. zł za samo przekazywanie wezwań.
Dlaczego tak się dzieje?
Aleksandra Kobylska z GITD tłumaczy, że właścicielem pojazdu będącego przedmiotem umowy leasingu jest finansujący. Tak więc najczęściej to ta firma jest w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Tymczasem na podstawie art. 78 ust. 4 prawa o ruchu drogowym to właściciel pojazdu musi wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie.
Mimo to taka praktyka dziwi. Spowalnia całą procedurę karania, a GITD i tak wie, kto korzysta z auta. Informacje te ma z licencji transportowych, gdzie są dane pojazdów, którymi wykonywany jest przewóz. Te same dane są w systemie viaTOLL, bo każde urządzenie przypisane jest do konkretnego auta.