Polscy przedsiębiorcy coraz częściej korzystają z możliwości zwiększenia obrotów, eksportując towary i usługi do Niemiec. Sprzedaż za granicę związana jest jednak z nieco większym ryzykiem wynikającym z trudności związanych z egzekwowaniem należności.

Zdarza się tak, że niemiecki klient otrzymuje towar czy usługę od polskiego przedsiębiorcy, lecz nie reguluje faktur. W przypadku sporu przypomina sobie np., że świadczenie nie odpowiadało jego oczekiwaniom, i powołuje się na wady.

W najgorszych przypadkach bywa, że niemiecki kontrahent nie istnieje lub jest niewypłacalny. Jednak w praktyce polski sprzedawca ma możliwość zabezpieczenia się lub przynajmniej zminimalizowania takiego ryzyka jeszcze przed wykonaniem swojego świadczenia.

Informacje o kontrahencie

Przed zawarciem umowy, niezależnie od krajów, z których strony pochodzą, każda z nich powinna postawić sobie następujące pytanie: czy znam wystarczająco mojego klienta? Zbierając informacje, należy ustalić, kto jest kontrahentem, gdzie ma on swoją siedzibę oraz czy istnieją obawy co do jego wypłacalności.

Wprawdzie Internet pozwala na pewną orientację, jednak konkretne informacje mogą wynikać z rejestru handlowego czy też opublikowanych bilansów rocznych. Można je też uzyskać od instytucji udostępniających tego typu dane odpłatnie, np. od takich firm, jak Creditreform. Zainwestowanie czasu i pewnych środków na takie rozeznanie może uchronić sprzedającego przed znacznymi stratami.

Jakie zabezpieczenie

Jeżeli już na początku istnieją wątpliwości co do rzetelności klienta, zlecenie jest opłacalne lub ma być wykonane z innych powodów, a nie można wymagać od zamawiającego zadatku lub przedpłaty, to należy pomyśleć o jakiejś formie zabezpieczenia. Zabezpieczenie może np. mieć formę poręczenia. Wyrażony w ten sposób brak zaufania może jednak niekorzystnie wpłynąć na wzajemną współpracę.

Dopiero po zapłaceniu

Natomiast niemiecki klient nie będzie zaskoczony, jeżeli sprzedawca zastrzeże sobie w umowie na piśmie, że własność rzeczy przejdzie na kupującego dopiero po zapłaceniu całej ceny. W Niemczech jest to standardowe zabezpieczenie, zawierane z reguły w ogólnych warunkach handlowych.

Na podstawie takiego, skutecznie zawartego porozumienia kupujący nie staje się właścicielem rzeczy wraz z jej wydaniem, lecz dopiero po zapłaceniu ceny. Sprzedający może zatem zażądać jej zwrotu, jeżeli kupujący nie zapłaci. Możliwe są również umowne regulacje, pozwalające na zachowanie prawa własności sprzedającego, nawet gdy kupujący sprzeda towar dalej innej osobie.

Zastrzeżenie prawa jest ponadto skutecznym środkiem na wypadek, gdyby klient był niewypłacalny i jego mienie poddane zostało niemieckiemu postępowaniu upadłościowemu. W odróżnieniu od polskich przepisów pozycja wierzyciela zabezpieczonego w ten sposób w stosunku do innych wierzycieli jest mocniejsza.

Rzecz będąca przedmiotem zabezpieczenia jest wyłączona z masy upadłości. Jeżeli syndyk masy upadłości zadecyduje o jej zatrzymaniu, musi wyrównać należność lub zwrócić rzecz sprzedającemu. Inaczej niż w prawie polskim nie jest wymagana tzw. forma pisemna z datą pewną umowy o zastrzeżeniu własności.

Rzekome wady

Nierzadko klienci próbują uniknąć zapłaty, powołując się na rzekome wady. Ważne jest zatem możliwie dokładne udokumentowanie odbioru i uznania towaru za zgodny z umową przez kupującego w celu poprawienia pozycji negocjacyjnej bądź do przygotowania sporu sądowego. Dlatego szczególne znaczenie mają jasne ustalenia umowne, a przede wszystkim wybór prawa, jakie znajdzie zastosowanie.

Bez odpowiedniej regulacji w umowie, w typowym przypadku, w którym polski przedsiębiorca dostarcza do Niemiec towar, pozew o zapłatę musi zostać wniesiony z reguły przed niemieckim sądem. Bardzo niedogodna sytuacja powstaje, gdy sąd niemiecki ma zastosować prawo polskie, co się często wiąże z koniecznością sporządzenia kosztownej opinii biegłego co do polskiego prawa, za którą musi zapłacić sprzedający.

A może konwencja

Jeżeli polski przedsiębiorca nie chce się zgodzić na stosowanie prawa niemieckiego (co wcale nie musi być rozwiązaniem gorszym dla sprzedającego), to godna rozważenia jest akceptacja wiedeńskiej konwencji CISG („Convention on the International Sale of Goods”). Jest to bardzo proste rozwiązanie, ponieważ konwencję stosuje się automatycznie pomiędzy Polską a Niemcami, jeżeli strony jej wyraźnie nie wykluczają.

Uwaga!

W ogólnych warunkach umowy niemieckich przedsiębiorstw konwencja bardzo często jest wykluczana. Nawet strona niemiecka często nie jest świadoma tego faktu. Tak więc polski przedsiębiorca powinien wynegocjować stosowanie wspomnianej konwencji w celu ułatwienia prowadzenia ewentualnego sporu sądowego.

W zależności od sytuacji prawnej i dowodowej proces w sądzie może trwać nawet do kilku lat, choć według statystyk niemieckiego Ministerstwa Sprawiedliwości nie jest tak źle – średnia długość procesu w jednej instancji to osiem miesięcy. Sprawy wymagające analizy obcego prawa lub wysłuchania biegłych trwają oczywiście dłużej.

W celu uniknięcia długotrwałego przeprowadzania dowodu sąd często przedstawia stronom propozycję zawarcia ugody. Nierzadko częściowe ustąpienie okazuje się korzystniejsze niż do końca niepewny wynik procesu prowadzonego w dwóch lub nawet trzech instancjach. Sądy niemieckie pracują w sposób mniej formalny niż sądy polskie. Na przykład, aby wyjaśnić stan faktyczny, dopuszcza się przeprowadzenie dowodu wynikającego z korespondencji elektronicznej lub faksem.

Koszty procesu

Co do kosztów procesu, to zależne są one głównie od dochodzonej kwoty. Oprócz kosztów sądowych powstają koszty zastępstwa procesowego.

Wynagrodzenie adwokatów reguluje ustawa o wynagrodzeniu adwokatów („Rechtsanwaltsvergütungsgesetz” – RVG). Zaangażowania adwokata nie da się uniknąć w sporze przed sądem wyższego szczebla („Landgericht”, właściwym w pierwszej instancji dla sporów o wartości od 5000 euro), gdzie istnieje obowiązek reprezentacji stron przez niemieckiego adwokata.

Kinga Heerstraßen doktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Mona

Kinga Heerstraßen doktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Monachium, Warszawa

Komentuje Kinga Heerstraßendoktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Monachium, Warszawa

W zależności od rezultatu sporu sąd zasądza odpowiednie obciążenie stron kosztami. Strona przegrywająca ponosi nie tylko swoje, ale także koszty strony przeciwnej w wys. według stawek z RVG. odpowiedniej kwocie. Osoba w pełni wygrywająca nie ponosi w rezultacie żadnych kosztów.

W pewnych sytuacjach polski przedsiębiorca może skorzystać z możliwości złożenia wniosku do sądu w formie elektronicznej w tzw. postępowaniu upominawczym. To postępowanie może okazać się tańszym sposobem uzyskania tytułu wykonawczego (porównywalnego z polskim nakazem zapłaty), jeżeli dłużnik nie wniesie odpowiedniego sprzeciwu.

Podkreślić warto, że egzekucja należności w Niemczech jest postępowaniem w zasadzie prostym i skutecznym, jeżeli dłużnik dysponuje odpowiednim majątkiem. Komornicy pracują z reguły sprawnie, a ich ustawowe wynagrodzenie nie jest wysokie.

Georg Jaster doktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Monachium

Georg Jaster doktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Monachium, Warszawa

Komentuje Georg Jaster doktor nauk prawnych i adwokat w kancelarii TIGGES Rechtsanwälte, Düsseldorf, Monachium, Warszawa

Jeżeli niemiecki partner stanowczo odmawia rozsądnego kompromisu, to polski przedsiębiorca nie powinien się obawiać przeszkód i dochodzić swoich praw przed niemieckimi sądami. Podsumowując, niemiecki system prawa i sądownictwa daje możliwości skutecznej windykacji należności.

Koszty z tym związane można w zasadzie określić z góry, a ich zwrot zostanie przyznany stronie wygrywającej.

Z naszego punktu widzenia decydujące znaczenie dla sukcesu dochodzenia należności mają jednak opisane obok możliwości umownego zabezpieczenia oraz konieczność prowadzenia dokładnej i jasnej dokumentacji realizacji kontraktu.