Nawet najmniejsze, jednoosobowe, firmy muszą bowiem składać stosy sprawozdań potwierdzających ich dbałość o środowisko. Problem w tym, że ta nowa papierologia opanowała tak kluczowe procesy w firmach, jak... wymiana tonerów czy żarówek. Wszak to odpady niebezpieczne! I myli się, kto sądzi, że to wymóg tylko dla firm, które np. coś produkują. Prawnik czy księgowa, siedzący za biurkiem, też musi obszernie dokumentować swoją ekopoprawność.
Pal licho nowe środowiskowe opłaty – więcej nerwów zżera przedsiębiorcom mitręga ich wyliczania. Nie ma tu prostych wzorów, więc zaczynają powstawać specjalne kalkulatory!
Nie dziwię się więc, gdy znajomy radca prawny mówi, że słowo ekoterroryzm zaczyna mu się kojarzyć już tylko z tą środowiskową biurokracją. Tonery kontratakują!
Ta rozbuchana sprawozdawczość denerwuje tych bardziej światłych, którzy w ogóle kojarzą nowe obowiązki. Ale ci są raczej w mniejszości. Mniej zorientowani poznają je przy okazji kar nakładanych za brak sprawozdania. I tu kolejny absurd – bywa, że opłata środowiskowa wynosi parę złotych, podczas gdy kara może wynieść kilka tysięcy złotych.
Przepisy związane z ochroną środowiska to żadna nowość – obowiązują w Polsce od ponad 30 lat. Tyle że jeszcze niedawno związana z nimi restrykcyjna biurokracja dotyczyła większych przedsiębiorstw. Teraz w zgodzie z unijnymi trendami jednoosobowa firma zaczyna być traktowana niemal jak huta.
Czytaj również:
Przedsiębiorcy zatruci ekologicznymi przepisami
Ekologiczna biurokracja utrudnia prowadzenie firm