Od ponad roku przedsiębiorcy startujący w przetargach nie składają już protestów na ręce zamawiających. Jeśli chcą zakwestionować jakąś decyzję zamawiającego, od razu wnoszą odwołanie do Krajowej Izby Odwoławczej.

Nie oznacza to jednak, że sprawa musi trafić na wokandę. Ustawodawca pozostawił pewną furtkę: jeśli zamawiający uwzględni wszystkie zarzuty, to postępowanie odwoławcze jest umarzane. Organizator przetargu sam z siebie poprawia wówczas błędy, do których sam się przyznał, uwzględniając zarzuty. W minionym roku 10 proc. odwołań umorzono z tego powodu.

Wystarczy, że ostanie się jeden zarzut

Statystyka nie odnotowuje natomiast, przy ilu odwołaniach zamawiający uwzględnili tylko część zarzutów. Sprawa jest bowiem wówczas normalnie rozstrzygana przez KIO. I tu pojawia się problem.

– Nierzadko zamawiający uwzględnia większość zarzutów, ale nie może jednego czy dwóch, które są niezgodne z prawem – mówi Hanna Niedziela, prezes Centrum Obsługi Zamówień Publicznych. – Skład orzekający bada wówczas wszystkie zarzuty. I uznaje za słuszne te, z którymi wcześniej zgodził się sam zamawiający. W efekcie uwzględnia odwołanie, a kosztami postępowania obciąża zamawiającego – dodaje.

Chodzi o niebagatelne kwoty. W zależności od rodzaju zamówienia i tego, kto organizuje przetarg, wynoszą od kilkunastu tysięcy do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Są to pieniądze Skarbu Państwa lub budżetów gmin. Urzędy płacą, chociaż wcześniej same zgodziły się z zarzutami. Gdyby rozpoznawano tylko te nieuwzględnione, wygrałyby sprawy.

290 postępowań

umorzono w ubiegłym roku z powodu uwzględnienia zarzutów

KIO uważa, że obowiązujące przepisy nie pozostawiają jej innej możliwości.

– Umorzenie postępowania odwoławczego jest dopuszczalne tylko wówczas, gdy zamawiający uwzględnia wszystkie zarzuty. Jeśli więc chociaż jeden zarzut pozostanie nieuwzględniony, a odwołujący sam go nie wycofa, to musimy otwierać rozprawę i badać wszystkie zarzuty – tłumaczy Agnieszka Trojanowska, rzecznik prasowy Izby.

2823 odwołania

w sprawach decyzji zapadających w przetargach złożyli przedsiębiorcy w 2010 r.

– Zgadzam się, że przepisy umożliwiają umorzenie postępowania tylko po uwzględnieniu wszystkich zarzutów. Nie wiem jednak, z czego ma wynikać konieczność rozpoznawania także tych, z którymi zgodził się wcześniej sam zamawiający. Przecież istota postępowania odwoławczego sprowadza się do rozstrzygania sporu. A co do tych zarzutów sporu już nie ma – polemizuje Niedziela.

Na złość zamawiającemu

Eksperci wskazują, że obecna praktyka może prowadzić do patologicznych sytuacji. Skonfliktowany z zamawiającym przedsiębiorca może celowo uprzykrzać mu życie. Wystarczy, że do dziewięciu sensownych zarzutów dołączy celowo jeden, który w sposób oczywisty nie może być uwzględniony. Zamawiający nie może się z nim zgodzić, gdyż złamałby prawo, za co mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności w razie kontroli. Sprawa trafi więc do KIO. Mimo że zamawiający zgadzał się z dziewięcioma zarzutami, to i tak poniesie koszty ich rozpoznania, choćby jedyny przez niego nieuwzględniony został oddalony.

Czytaj więcej:

» Dobra Firma » Firma » Zamówienia publiczne » Skargi i odwołania