[link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=76037]Kodeks pracy[/link] pozwala na to, aby przełożony zobowiązał podwładnego do pozostawania, poza normalnymi godzinami pracy, w gotowości do wykonywania zadań wynikających z angażu – w firmie lub w innym wyznaczonym mu miejscu.

Pracownik nie ma prawa odmówić pełnienia takiego dyżuru. Zgodnie bowiem z art. 100 § 1 k.p. do jego podstawowych obowiązków należy wypełnianie poleceń przełożonych, które nie są sprzeczne z prawem lub umową o pracę. A należy przyjąć, że polecenie szefa dotyczące pełnienia dyżuru dotyczy właśnie wykonywania zadań służbowych.

Co ciekawe, takie bierne oczekiwanie na wykonanie zadań (nawet jeśli ostatecznie nie trzeba ich będzie realizować) nie jest wykonywaniem pracy. Tak stwierdził Sąd Najwyższy w wyroku z 7 sierpnia 2001 r. [b](sygn. I PKN 730/00)[/b].

Jak długo może trwać wspomniany dyżur – tego przepisy nie określają. Trzeba jednak pamiętać, że nie może on naruszać prawa podwładnych do wypoczynku (dobowego i tygodniowego). A z tego powodu należy uznać, że pozostawanie w gotowości nie może nakładać się na ustawowy 11-godzinny nieprzerwany odpoczynek dobowy lub 35-godzinny wypoczynek tygodniowy.

I jeszcze jedno istotne zagadnienie. [b]Za dyżur przysługuje zainteresowanemu czas wolny od pracy w wymiarze odpowiadającym długości pozostawania w gotowości.[/b] Jeśli więc w ten sposób pracował godzinę, to w zamian ma również dostać godzinę wolną.

Jeżeli nie jest możliwe udzielenie zatrudnionemu czasu wolnego, pracodawca może zamiennie wypłacić mu wynagrodzenie, które wynika z jego osobistego zaszeregowania według stawki godzinowej lub miesięcznej bądź – w razie braku wymienionego składnika – 60 proc. pensji.