Ubiegłoroczne problemy firm ze skomplikowanymi instrumentami pochodnymi, takimi jak opcje walutowe, skutecznie zniechęciły wielu przedsiębiorców do zabezpieczania się przed zmianami kursu walutowego. Niesłusznie, ponieważ brak zabezpieczeń nie tylko wystawia firmę na dodatkowe ryzyko, ale i powoduje, że w rzeczywistości spekulujemy na kursie walutowym.

Kryzys gospodarczy bardzo wyraźnie pokazał, że notowania złotego, szczególnie w krótkich okresach, są bardzo trudne do przewidzenia. Przedsiębiorca nie może tracić czasu na analizowanie obecnych i prognozowanych tendencji.

Musi się skupić na swojej podstawowej działalności, a jego firma powinna działać w możliwie stabilnych warunkach. Zazwyczaj całkowite wyeliminowanie ryzyka walutowego nie jest możliwe, ale można je skutecznie ograniczać. W małych i średnich firmach w ogóle nie jest do tego potrzebny profesjonalny zespół finansowy.

Przykładem firmy, której biznes w większości jest oparty na transakcjach zagranicznych, jest Polidea, warszawska spółka informatyczna. Zajmuje się tworzeniem aplikacji do urządzeń mobilnych wspierających działania przedsiębiorstw.

– Jesteśmy firmą usługową. Naszymi klientami są obecnie głównie firmy z państw unijnych. Dlatego większość przychodów osiągamy w euro, a wydatki w przeważającej części ponosimy w złotych – mówi Jakub Lipiński, prezes i partner w Polidei.

[srodtytul]Zarobek w euro, koszty w tej samej walucie[/srodtytul]

Szef tej informatycznej spółki radzi, aby się koncentrować na własnej działalności, tam szukać możliwości zwiększania marży oraz poprawy efektywności, a dać sobie spokój z próbami zarabiania na zmianach kursów. Prowadzenie biznesu i tak wiąże się z ryzykiem. Nie ma sensu dodawanie do tego ryzyka walutowego.

Podstawowy sposób prezesa Polidei na wahania kursowe jest prosty. Ponieważ większość przychodów jest w euro, w tej samej walucie powinny być też ponoszone koszty, takie jak wynajem biura czy część wynagrodzenia za zlecane prace. Tutaj przedsiębiorcom sprzyja wprowadzona na początku tego roku zmiana prawa. Dzięki nowym przepisom można się rozliczać w unijnej walucie także z polskimi partnerami handlowymi. Takie sposoby zabezpieczania się przed ryzykiem kursowym noszą nazwę hedgingu naturalnego.

[srodtytul]Brak straty to korzyść[/srodtytul]

Prezes Polidei uważa, że nie każda transakcja musi być zabezpieczana. Konieczne jest to w przypadku zleceń o wyższych – z punktu widzenia danej firmy – wartościach. Gdy termin realizacji nie przekracza 60 dni, głównym instrumentem, z którego korzysta spółka, są oferowane przez banki forwardy. Zobowiązują one klienta instytucji finansowej do sprzedania w podanym terminie waluty po konkretnym kursie, zazwyczaj notowanym w dniu podpisania umowy. W ten sposób firma skutecznie eliminuje ryzyko, choć jednocześnie pozbawia się potencjalnego zarobku wynikającego ze zmiany ceny waluty.

– W przeciwdziałaniu wpływom wahań kursów na finanse firmy najważniejsza jest dyscyplina. Trzeba pamiętać, po co się to robi. Brak straty należy postrzegać jako korzyść – tłumaczy Jakub Lipiński.

Forwardy są powszechnie dostępnym produktem. Mają je w ofercie w zasadzie wszystkie instytucje, które prowadzą rachunki firmowe.

– Od firm mikro wymagamy zabezpieczeń gotówkowych. Długość transakcji i wysokość limitu dla klientów z wyższych segmentów jest uzależniona od wielkości obrotów przedsiębiorstwa i prawdopodobieństwa realizacji przepływu walutowego – mówi Mikołaj Bąk, dyrektor ds. instrumentów pochodnych w Raiffeisen Banku.

Jakub Lipiński twierdzi, że jeśli zdarzają się opóźnienia w realizacji zlecenia, zawsze można renegocjować ustalenia z bankiem. – Z naszych doświadczeń wynika, że banki są raczej ugodowe – mówi szef Polidei.

[srodtytul]Opcje – temat nie na dziś[/srodtytul]

Do tej pory Polidea nie korzystała z opcji, ale Jakub Lipiński nie wyklucza, że zrobi to w przyszłości. – Jeśli trafi nam się kontrakt z dłuższym okresem rozliczeniowym, rozważymy takie rozwiązanie – mówi. – Nie zamierzamy jednak wchodzić głębiej w inżynierię finansową. Skupiamy się na własnym biznesie.

Po zeszłorocznych problemach z opcjami nie tylko przedsiębiorcy, ale również banki nie są zbyt chętne do zawierania umów opcyjnych. Opcja jest umową, zgodnie z którą jej nabywca ma prawo (a nie obowiązek) kupić albo sprzedać określoną ilość walut. Strategia zerokosztowa, która doprowadziła do problemów przedsiębiorców, polega na tym, że klient finansuje kupioną od banku opcję inną – sprzedaną bankowi. Ceny obu instrumentów są identyczne, więc klient nie ponosi wydatków.

Jednak aby taka umowa była opłacalna dla banku, instytucje finansowe zawierały transakcje wykorzystujące dźwignię finansową. Dźwignia ta powodowała, że gdy tendencja na rynku walutowym odwracała się, przedsiębiorcy musieli dostarczyć większe sumy walut, niż pierwotnie zakładali. I dodatkowo musieli to robić po kursie dużo niższym od rynkowego.

[srodtytul]Zabezpieczenia trzeba negocjować z kilkoma bankami[/srodtytul]

[b]Odpowiada Paweł Preuss dyrektor działu zarządzania ryzykiem finansowym w Ernst & Young[/b]

[b]RZ: Jak obecnie firmy podchodzą do zabezpieczeń walutowych? W ubiegłym roku wiele z nich poniosło straty na transakcjach opcyjnych.[/b]

[b]Paweł Preuss:[/b] Nie można odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Reakcje firm na zeszłoroczne problemy były różne. Niektóre potraktowały to jako lekcję i zrewidowały swoje strategie zabezpieczające. Część firm, które poniosły straty, nie zraziła się do instrumentów zabezpieczających.

Ale są też spółki, które obecnie boją się korzystać z jakichkolwiek zabezpieczeń. Na szczęście jest to grupa relatywnie mała. Natomiast wszystkie firmy podchodzą do zabezpieczania ryzyka walutowego znacznie ostrożniej.

[b]Ostrożność widać również po stronie banków.[/b]

To prawda. Dzisiaj zawarcie z bankiem transakcji, która wiąże się z podwyższonym ryzykiem, jest dużo trudniejsze niż ponad rok temu. Instytucje finansowe chcą mieć 100 proc. pewności, że firma zabezpiecza wyłącznie swoje rzeczywiste przepływy gotówkowe wynikające z prowadzonego biznesu. Oferowane są przede wszystkim proste instrumenty zabezpieczające, takie jak kontrakty forward czy swapy walutowe. Popularność strategii opcyjnych jest dużo mniejsza.

[b]Czy te proste instrumenty są dostępne dla wszystkich chętnych?[/b]

W zasadzie tak, ale jak wspomniałem, banki są obecnie znacznie ostrożniejsze. Jednak najgorsze jest już za nami i w kolejnych miesiącach podejście banków powinno łagodnieć.

Większość banków przewiduje umocnienie się złotego w przyszłym roku. Czy w związku z tym eksporterzy powinni zabezpieczyć jakoś swoje interesy?

Niewątpliwie. Jeśli zdaniem przedsiębiorcy taki scenariusz jest realny, należałoby już teraz rozpocząć rozmowy z bankami.

Bo gdy złoty zacznie się umacniać, za kilka miesięcy korzyść z takiego zabezpieczenia będzie dużo mniejsza.

[b]Jak negocjować umowę z bankiem? Czy naszym partnerem powinna być instytucja, z którą prowadzimy na co dzień interesy?[/b]

– Bank, w którym mamy rachunek, na pewno jest naszym naturalnym partnerem. Pytanie tylko, czy jego oferta i chęć zawierania transakcji zabezpieczających jest obecnie dla nas satysfakcjonująca. Najlepiej zapoznać się z propozycjami kilku banków i porównać warunki. Dobrze mieć możliwość zawierania transakcji z kilkoma instytucjami finansowymi, co nie oznacza, że trzeba je potem wszystkie wykorzystywać.

[i]—rozmawiał Wojciech Iwaniuk[/i]