– Biorąc pod uwagę dostępną pulę pieniędzy i wysokie zainteresowanie ze strony wszystkich przedsiębiorstw, 8 proc. giełdowych spółek z dotacjami to niewiele – komentuje Rafał Brzoska, prezes Integer.pl. – Tym bardziej że giełda skupia śmietankę polskiego biznesu – dodaje.
„Rz” przeanalizowała listę firm, które otrzymały wsparcie z najważniejszych działań programu „Innowacyjna gospodarka”. Znalazło się na niej zaledwie 26 spółek z GPW. W sumie pozyskały one ok. 280 mln zł, pozostałe przedsiębiorstwa – 5,8 mld zł (przy budżecie programu ok. 10 mld zł).
– Unijne dotacje są skierowane głównie do małych i średnich firm. Przed dużymi stawiane są wyższe wymagania, a w ostatnim roku praktycznie z dnia na dzień były one wykluczane z niektórych konkursów. To stwarza wrażenie, że są wręcz dyskryminowane – komentuje Michał Gwizda z firmy doradczej Accreo Taxand.
– Nie sądzę, by giełdowe spółki były mało innowacyjne i mało kreatywne – mówi Piotr Nowjalis, wiceprezes NG2. – Może raczej zabrakło wiary, że ich pomysły zostaną docenione przez urzędy udzielające unijnego wsparcia? – zastanawia się. NG2 uzyskało 40 mln zł dotacji (50 proc. kosztów) na inwestycję w zautomatyzowany magazyn obuwia. Integer.pl zdobył na innowacje trzy granty o wartości 11 mln zł.
– Nie wszystkie spółki notowane na giełdzie mogą się ubiegać o dofinansowanie – zauważa Paweł Wielgus ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. – Jeśli weźmiemy to pod uwagę, mogłoby się okazać, że 8 proc. to wcale nie jest zły wynik – dodaje.
Ograniczony dostęp do wsparcia z programu „Innowacyjna gospodarka” mają rzeczywiście firmy zatrudniające powyżej 250 osób, a także te działające np. w sektorze finansowym czy hutniczym. – Poza tym na giełdzie jest notowanych setki spółek. Trudno od nich wszystkich wymagać, by miały innowacyjne pomysły, które uzyskają dotacje. Być może korzystają z innych dróg pozyskiwania środków na inwestycje – uważa Wojciech Winkel, członek zarządu, dyrektor produkcji firmy Wawel.
Firmy, które nie korzystają z dotacji, tłumaczą to obiektywnymi przesłankami. – Nasz duży projekt nowoczesnego centrum logistycznego realizowaliśmy w czasie, gdy dotacje w ramach poprzedniego budżetu unijnych funduszy już się skończyły, a warunki udzielania grantów z nowej puli jeszcze nie były znane. A z inwestycją nie mogliśmy czekać – mówi Dariusz Pachla, wiceprezes LPP.
Spółki, które uzyskały granty, podkreślają, że jest to znakomity sposób na sfinansowanie przedsiębiorstwa. – Dla nas granty są nawet lepsze niż emisja akcji, ponieważ nie musimy sprzedawać kolejnych udziałów – podkreśla Brzoska. – Oczywiście droga do unijnych pieniędzy jest ciężka i długa, ale opłacalna – w sposób znaczący zwiększa wartość firmy – dodaje. A akcjonariusze są zadowoleni z pozyskanej dotacji, ponieważ mimo realizacji inwestycji kapitały spółki nie zostają bardzo obciążone. – Poza tym dajemy im kolejny dowód, że firma ma wiarygodne plany rozwojowe – zauważa wiceprezes Nowjalis.
Paweł Wielgus podkreśla, że nie każda dotacja jest przyjmowana huraoptymistycznie. – Projekt, który uzyskał dofinansowanie, jest oceniany przez akcjonariuszy podobnie jak każdy inny. Przyznanie dotacji nie musi więc prowadzić do znacznego wzrostu wyceny akcji danej spółki – mówi.