– W krajach zachodnich dyshonorem dla przedsiębiorcy jest skierowanie sporu do sądu (państwowego) – przyznała Grażyna Kołodziejska, dyrektor Departamentu Sądów Państwowych Ministerstwa Sprawiedliwości, na zakończenie seminarium zorganizowanego przez Krajową Izbę Gospodarczą.Rozpoczęło ono regularne spotkania obu grup prawników (sędziów i arbitrów), którzy chcą szukać metod usprawnienia postępowań polubownych, a zwłaszcza ich skrócenia.
Nikt już nie podkreśla, że arbitraż ma odciążyć sądy państwowe, gdyż rozstrzyga on zaledwie 3,5 tys. spraw rocznie, zresztą czasy długiego czekania na wyrok sądu (państwowego) w sprawach gospodarczych na szczęście minęły. Trwa to w danej instancji nie więcej niż trzy miesiące (tylko w Warszawie nieco dłużej).
– Średni czas rozpatrywania sporu w Sądzie Arbitrażowym przy KIG (największym w Polsce) to dziewięć miesięcy – zachwalał mec. Andrzej Kalwas, przewodniczący Rady Arbitrów tego sądu.
Rzecz w tym, że o ile prawomocny wyrok zwykłego sądu jest zaraz wykonalny, o tyle [b]wyrok arbitrażu musi przejść jeszcze tzw. procedurę postarbitrażową. Sąd państwowy kontroluje orzeczenie arbitrażu, nieraz nawet w trzyszczeblowym postępowaniu, łącznie z SN[/b].
Właśnie usprawnieniu postępowań postarbitrażowych poświęcone było wczorajsze spotkanie: po pierwsze, można wszystkie skoncentrować w jednym mieście – ale MS raczej nie zgodzi się na przeciążoną Warszawę i skoncentruje je w 11 miastach (siedzibach SA), po drugie, można spłaszczyć procedurę nadzoru sądu państwowego. Adw. Piotr Nowaczyk, prezes Sądu Arbitrażowego przy KIG, uważa np., że wystarczy jedna instancja (jak w Szwajcarii), ale i dwie przyśpieszyłyby sprawy.
Dużo mówiono o wpływie kondycji gospodarczej na sądownictwo, w tym arbitraż. Jak powiedział Marek Kłoczko, sekretarz generalny KIG, w latach koniunktury spraw jest mniej, ale rośnie ich wartość (w SA przy KIG średnio w sprawie chodzi o 4,5 mln zł), dekoniunktura zaś przynosi więcej spraw, ale chodzi o mniejsze kwoty.