Trybunał Konstytucyjny zajął się 8 lipca 2008 r. (K 46/07)

skargą rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego. Sędziowie uznali w całości za niekonstytucyjną

ustawę o tworzeniu i działaniu wielkopowierzchniowych obiektów handlowych (DzU z 2007 r. nr 127, poz. 880)

.

– Za wprowadzanymi przez nią ograniczeniami nie przemawia interes publiczny, a zastosowane środki są wadliwe – uzasadniał sędzia sprawozdawca prof. Mirosław Wyrzykowski.

Ustawa nakazywała inwestorom chcącym zbudować sklep powyżej 400 mkw. powierzchni handlowej (niezależnie od branży) uzyskiwać zezwolenia lokalnych samorządów. Potrzebne były opinie radnych, analizy m.in. skutków ekonomicznych (wpływu na ceny, rynek pracy, infrastrukturę, środowisko).

W uzasadnieniu wyroku TK podkreślał, że ustawa łamie nie tylko polską konstytucję, ale też prawo unijne. Art. 43 traktatu europejskiego zabrania dyskryminacji podmiotów zagranicznych – a to do kapitału spoza Polski należy większość dużych sklepów nad Wisłą. Dyrektywa 2006/123/WE zabrania też badania przed wydawaniem pozwoleń skutków ekonomicznych, a także konsultacji z konkurencyjnymi podmiotami. Kontrowersyjna ustawa, która niemal sparaliżowała rozwój branży handlowej, trafiła więc do kosza. Wyrok Trybunału jest ostateczny (sygn. K 46/07).

Już w momencie uchwalania ustawy w maju 2007 r. nie brakowało głosów, że to bubel prawny, zwłaszcza że odrzucił ją Senat. Według pomysłodawców, m.in. byłego posła Samoobrony Waldemara Nowakowskiego, miała doprowadzić do zrównoważonego rozwoju małych i wielkich sklepów – te drugie rozwijają się zbyt szybko i doprowadzają do bankructwa konkurentów.

– Problem nie znika, ekspansję gigantów odczują wszyscy: małe sklepy, producenci oraz klienci – mówi Nowakowski.

Ustawa sparaliżowała branżę, ponieważ nie tylko Tesco, Carrefour, ale także polskie Alma, czy Polomarket nie mogły otwierać nowych sklepów. Stanęły też inwestycje w centra handlowe, salony aut i mebli.

– Ustawa była pisana pod konkretne osoby i firmy, dlatego decyzja o jej uchyleniu to dla branży wspaniała wiadomość

– mówi Jerzy Mazgaj, prezes Alma Market prowadzącej sieć delikatesów.

Podobnie decyzję przyjęli deweloperzy centrów handlowych. Ich organizacja już kilka miesięcy temu prognozowała, że z powodu ustawy Polska straci projekty warte ponad 1 mld euro. O możliwości wycofania się z inwestycji w Polsce uprzedzały też takie firmy, jak Ikea czy Tesco.

– To porażka polskiej gospodarki. Źle to wróży stabilizacji w branży, a chaos przy budowaniu wielkich sklepów będzie trwał w najlepsze – mówi Jan Rakowski, prezes Kongregacji Handlowo-Przemysłowej, która przygotowała projekt noweli ustawy, ale nie trafił on dotąd pod obrady Sejmu.

Czy to koniec pomysłów na ustawowe regulowanie rozwoju handlu w Polsce?Nowakowski i Rakowski stwierdzili, że najpierw muszą się zapoznać z uzasadnieniem i dopiero będą decydować, czy spróbują napisać nową ustawę.

Ustawa już w Sejmie budziła kontrowersje – została przyjęta mimo negatywnego stanowiska rządu i Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Choć obowiązuje od września ub.r., nadal nie zostało do niej ogłoszone rozporządzenie określające zakres analiz o wpływie nowego sklepu na lokalny rynek pracy, infrastrukturę czy środowisko. Dlatego od niemal roku zgodnie z prawem nie można wystąpić o pozwolenie na budowę sklepu większego niż 400 mkw. Mimo to niektóre samorządy, łamiąc prawo, i tak je wydają. Marszałek Sejmu z kolei od kilku miesięcy nie skierował do prac w komisjach trzech projektów noweli ustawy, z których dwa wnosiły o jej uchylenie w całości. Od stycznia procedurę stwierdzenia niezgodności polskiej ustawy z prawem unijnym wszczęła Komisja Europejska. Wcześniej Komisja interweniowała wobec podobnych regulacji m.in. we Francji i Hiszpanii.

pm

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

m.kosiarski@rp.pl