40 milionów euro kary będzie musiał zapłacić portal aukcyjny eBay za wystawianie na sprzedaż fałszywych towarów luksusowych marek należących do koncernu LVMH. Podobnych pozwów przybywa – złożył je m.in. gigant kosmetyczny L’Oreal. W czerwcu inny francuski sąd ukarał eBay grzywną 20 tys. euro za wystawienie na aukcji dwóch torebek innej luksusowej marki Hermes. Taką samą kwotę musi zapłacić też osoba, która chciała je sprzedać.

– Na Allegro pojawiają się podrabiane towary naszej marki, ale jeśli je wychwycimy i zgłosimy administratorowi zaraz aukcja jest usuwana. Jedna osoba nagminnie je wystawiająca już zrezygnowała – nie wiemy, czy sama, czy może konto zostało zamknięte – mówi Sylwia Siwiec, dyrektor marki CK Watches na Polskę. W Polsce spraw sądowych przeciwko serwisom internetowym jeszcze nie było, choć wydaje się, że są tylko kwestią czasu. – Musimy mieć stuprocentową pewność, że dany przedmiot jest podróbką. Wtedy taka aukcja zostaje usunięta. Trzeba pamiętać, że w przypadku wielu międzynarodowych koncernów serwisy aukcyjne spotykają się z odmową współpracy – mówi Patryk Tryzubiak z Allegro.

Największy serwis aukcyjny w Polsce uruchomił program Współpraca w Ochronie Praw, do którego weszło jednak tylko 47 firm, które pomagają wychwytywać podrabiane marki. Na serwisie ich nie brakuje – wystarczy wpisać hasło torebka Gucci czy Louis Vuitton, aby od ręki wyskoczyło kilkanaście ofert. Sądząc po cenach – 20, 50 czy 100 zł – to ewidentne podróbki.

– Choć polskie prawo coraz lepiej chroni przed tym zjawiskiem, to jego skala jest ciągle poważna. Jeśli ktoś decyduje się na sprzedaż takich towarów w sklepach, pokazuje swoją lekkomyślność, ale też obrazuje to w pewien sposób społeczną akceptację dla kupowania podrabianych towarów. Właściciel portalu powinien zapewnić jak największe bezpieczeństwo swoim klientom i jeśli ktoś nagminnie wystawia takie produkty, konto powinno być blokowane, bo sprzedaż takich produktów jest przecież przestępstwem – mówi Rafał Parczewski, dyrektor generalny stowarzyszenia Pro Marka.

Także francuski sąd uznał, że to eBay odpowiada za handel podróbkami na swoim serwisie – firma argumentowała, że jej pracownicy nie są w stanie monitorować milionów aukcji. – Jest to możliwe, nie dysponujemy jednak specjalistami z każdej dziedziny do wykrywania podróbek. Zresztą nieoficjalnie sami producenci przyznają, że nie są w stanie wszystkich rozpoznać. Skoro oni nie potrafią, to nie można wymagać tego od serwisów aukcyjnych – dodaje Patryk Tryzubiak z Allegro.

W Polsce w ub.r. zarekwirowano ponad 6 mln podrabianych towarów – ok. 8 proc. z ogółu zatrzymanych w całej UE. We Wspólnocie liczba takich rekwizycji spadła o kilkadziesiąt procent. U nas wręcz przeciwnie – w 2006 r. zarekwirowano 2,6 mln fałszywek. Zdecydowanie najwięcej przechwycono ich we Włoszech, co nie dziwi z racji nasycenia tego rynku markami luksusowymi, które są najchętniej podrabiane.

W Polsce kilka lat temu głośna była sprawa toreb z zastrzeżoną i bardzo charakterystyczną kratą Burberry, które za kilkanaście złotych były sprzedawane w kilku polskich sieciach handlowych. Zniknęły ze sklepów zaraz po interwencji właściciela marki. – Co jakiś czas zdarza się, że dostawcy próbują nam sprzedać towary podrobione, jednak nauczeni doświadczeniami z Burberry bardzo tych spraw pilnujemy – mówi szef jednej z dużych sieci. W ub.r. głośna była sprawa sprzedawania podrobionych toreb Luis Vuitton w hipermarketach Carrefour w Chinach. Finał odbył się w sądzie, gdzie przedstawiciele francuskiej sieci naiwnie tłumaczyli, że nie wiedzieli nawet o istnieniu takiej marki, skąd więc mieli mieć świadomość jej podrabiania. W tym przypadku LVMH także wywalczył milionowe odszkodowanie.

Także polskie prawo coraz lepiej chroni przed tym zjawiskiem. Znowelizowane prawo własności przemysłowej daje więcej możliwości walki z handlem podróbkami (patrz ramka) – wcześniej sprawy często kończyły się uniewinnieniem. Kilka dni temu Sąd Najwyższy uznał, że odsprzedaż podrobionych towarów oraz ich kupowanie to nie paserstwo, gdyż nie spełnia ustawowego warunku „rzeczy uzyskanej za pomocą czynu zabronionego”. Sąd rejonowy zajął się sprawą kobiety handlującej na bazarze w Poznaniu podrabianymi artykułami sportowymi. Skazał ją za to na 4 tys. zł grzywny, uznając jej czyn za paserstwo. Sąd wyższej instancji zwrócił się do SN z prośbą o interpretację przepisów, a kobieta została uniewinniona.

– Klienci muszą mieć świadomość, że kupowanie podrabianych towarów może być niebezpieczne zarówno dla zdrowia, jak i nawet życia – dodaje Rafał Parczewski ze stowarzyszenia Pro Marka. Chodzi nie tylko o leki, kosmetyki, zabawki czy żywności, ale także ubrania – wyprodukowane w nieznanym miejscu ze złej jakości materiałów powodują problemy alergiczne czy podrażnienia skóry.

Zgodnie z nowelizacją art. 305 ustawy – Prawo własności przemysłowej, która weszła w życie w ub.r., osoba nie tylko wprowadzająca do obrotu, ale także sprzedająca podrabiane towary popełnia przestępstwo zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub jej pozbawienia do lat dwóch. Jeśli ktoś z nielegalnego procederu uczynił stałe źródło zarobku, grozi mu nawet do sześciu lat więzienia. Wcześniej policja starała się kwalifikować sprzedawanie podróbek jako paserstwo, ale sądy nie podzielały takiej argumentacji i nie orzekały kar.