W ramach funduszy strukturalnych na lata 2007 - 2013 przeznaczono ok. 3 mld euro na bezpośrednie wsparcie inwestycyjne firm. Nasi przedsiębiorcy bardzo cenią sobie tę formę pomocy, ponieważ mogą współfinansować z unijnych pieniędzy podstawy działalności, np. zakup budynków, linii produkcyjnej czy licencji i know-how. Już dziś wiadomo, że chętnych na te środki będzie wielu. Podczas ostatnich negocjacji z Komisją Europejską ustalono ostatecznie, że z programu operacyjnego "Innowacyjna gospodarka" będą wspierane projekty o wartości powyżej 2 mln euro. Mniejsze zaś inwestycje - z regionalnych programów operacyjnych, którymi zarządzają samorządy wojewódzkie.

Tymczasem samorządy, a przynajmniej znaczna ich część, są nastawione bardzo niechętnie do wspomagania tak dużych projektów. Wolą, by z unijnych funduszy skorzystało jak najwięcej małych i średnich firm. Do swoich programów operacyjnych wpisują ograniczenia, z których wynika, że wśród ustawiających się w kolejce po pomoc z UE najbardziej premiowane będą inwestycje o wartości średnio do 1 mln euro (w niektórych województwa jest to 500 tys. euro, w innych - 1,3 mln euro). - W ten sposób powstała pewna luka. Firmy, które będą chciały zrealizować przedsięwzięcie warte około 1 - 2 mln euro, będą miały poważne kłopoty z uzyskaniem wsparcia - komentuje Małgorzata Chmielewska, ekspert ds. funduszy strukturalnych Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

Samorządowcy na swoją obronę przytaczają głównie jeden argument: pieniędzy do podziału jest zbyt mało, by hojną ręką obdarowywać duże projekty. - Na wsparcie inwestycyjne mamy raptem 145 mln euro. Wystarczy, że konkursy wygra kilkanaście bardziej wartościowych inwestycji, a pula funduszy dla innych bardzo się skurczy - wyjaśnia Leszek Wojtasiak, wicemarszałek województwa wielkopolskiego. Wielkopolska w swoim programie operacyjnym wprost zapisała, że współfinansowane będą przedsięwzięcia o wartości do ok. 500 tys. euro.

- Chcemy tak dzielić pieniądze, by starczyło dla jak największej liczby chętnych - przyznaje Elżbieta Błaszczyk, kierownik wydziału regionalnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Na Mazowszu nie ustalono maksymalnej wartości projektów, które mają być dofinansowane, ustalono za to maksymalną wartość wsparcia, jaką mogą otrzymać firmy - do. 200 tys. euro.

Podobny mechanizm zastosowały dotychczas województwa: pomorskie, śląskie, małopolskie i lubuskie (w dwóch ostatnich przypadkach kwota dotacji jest wyższa). Co więcej, samorządy już zapowiadają, że jeśli zainteresowanie unijnymi funduszami będzie duże, kwota dotacji może zostać obniżona. - Staraliśmy się tak ustalać kryteria wyboru, by dostosować je do potrzeb małych i średnich firm, a one przeważnie nie mają zbyt dużych kwot na rozwój - tłumaczy Jarosław Pawłowski, dyrektor programów regionalnych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego. Samorządowcy zgodnie podkreślają, że sektor MSP jest najbardziej istotny z punktu widzenia rozwoju regionalnego, m.in. dlatego, że daje pracę największej liczbie osób.

To nastawienie na pomoc dla małych i średnich przedsiębiorstw zaowocowało niechęcią do dużych firm. W regionalnych programach operacyjnych aż dziewięciu województw znalazły się zapisy ograniczające dostępność środków dla przedsiębiorstw zatrudniających więcej niż 250 osób. Przykładowo, "nie przewiduje się wsparcia dla dużych przedsiębiorstw" - czytamy w RPO woj. śląskiego. "Należy unikać wsparcia dla dużych przedsiębiorstw" - to z kolei cytat z zachodniopomorskiego programu. Skąd ta awersja? - To wynik zaleceń Komisji Europejskiej - mówi Robert Michalski, p.o. zastępcy dyrektora wydziału wdrażania RPO w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Zachodniopomorskiego. - U nas duże firmy to głównie zakłady należące do Skarbu Państwa, one mają inne źródła finansowania - podkreśla.

Z zapisów w programach operacyjnych wynika, że duże firmy mają szansę na pozyskanie dotacji w województwach "jedynie w absolutnie wyjątkowych przypadkach" (cytat za RPO woj. mazowieckiego). - Jeśli duże przedsiębiorstwa także będą się do nas zgłaszać, nie możemy odmówić, ale wybierzemy najlepsze, najbardziej zaawansowane technologicznie przedsięwzięcia - twierdzi marszałek Wojtasiak.

Ale restrykcje na papierze to jedno, a praktyka to drugie. - Na szkoleniach słyszymy, że pod innowacyjność można podciągnąć prawie każdą inwestycję. Przykładowo, producent młotków może uzyskać dotację, twierdząc, że oto zaczyna produkcję zupełnie innowacyjnej linii młotków - z ergonomiczną rączką - mówi doradca, który prosi o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem każda firma może uzyskać dotację z RPO, jeśli tylko dobrze napisze wniosek.

Władze samorządowe boją się, że pieniędzy z unijnych dotacji nie wystarczy dla wszystkich przedsiębiorców. Dlatego wyznaczyły firmom ograniczenia wartości projektów.

Duże firmy rzeczywiście mogą mieć problem z uzyskaniem dotacji przy projektach mniejszych niż 2 mln euro. Takie projekty teoretycznie powinny być współfinansowane z regionalnych programów operacyjnych, ale władze województw uznały, że dla nich priorytetowy jest rozwój sektora małych i średnich przedsiębiorstw, a wspieranie dużych podmiotów ma się odbywać w ramach wyjątku. Może się więc zdarzyć, że firma zostanie odesłana z kwitkiem. Moim zdaniem jest to spory problem dla dużych firm, które w Polsce wcale nie są takie bogate. Tym bardziej że mogą mieć trudności z uzyskaniem wsparcia przy inwestycjach wartych więcej niż 2 mln euro.

W takich wypadkach trzeba aplikować o środki z programu "Innowacyjna gospodarka", a tam kryteria są bardzo wyśrubowane. Przykładowo, przedsięwzięcie współfinansowane z funduszy musi być innowacyjne na skalę światową. A mówiąc szczerze, w Polsce trudno znaleźć takie projekty.