Ministerstwo Sprawiedliwości zamiast dbać o sprawiedliwość, daremnie trudzi się przywracaniem praworządności. W imię trójpodziału władzy wydano w Sądzie Najwyższym zakaz dla sędziów SN, uczestniczenia w pracach legislacyjnych prowadzonych w MS.

Tym samym uznając je za akty polityczne, w których sędziowie udziału brać nie mogą. Oczywiście stanowienie prawa należy do władzy ustawodawczej, w tym MS. Odbieranie głosu sędziom przy projektach ustawodawczych wydaje się jednak bardziej wyrażeniem dezaprobaty aktualnym gremiom prawotwórczym niż aktem koniecznej ostrożności. Tym bardziej że Sąd Najwyższy jest sądem prawa, a wiele podejmowanych przez niego uchwał ma charakter de facto prawotwórczy – co stawia SN w roli konkurencji dla władzy ustawodawczej.

Zadaniem sądów powszechnych jest realizacja sprawiedliwości, a kryzys sądownictwa polega właśnie na tym, że sądy sobie z tym zadaniem nie radzą. Stawiam więc tezę: sprawiedliwość jest ważniejsza od praworządności i od niej jest (lub ma być) w istocie niezależna! Nie ma więc usprawiedliwienia dla zwlekania z odbudową sprawiedliwości, która jest ważniejsza i ma pierwszeństwo przed praworządnością.

Sprawiedliwość zapisana w prawie nie zależy od decydenta i procedur

Jeżeli sprawiedliwość jest zapisana w prawie materialnym, to wynik procesu nie będzie zależał od osoby sędziego lub procedury sądowej. Powodem kryzysu jest właśnie uzależnienie sądów od nakazanych im procedur i swobodnych decyzji sędziowskich, albo od opinii biegłych w roli sądu. Należało więc udzielić innej (prawidłowej) odpowiedzi, jakie są przyczyny kryzysu, i nie molestować sądów ani obywateli kolejnymi zmianami w prawie procesowym. To właśnie dlatego proces reformowania sądów niezmiennie ponosi klęskę – chociaż każdy kolejny rząd szczerze podejmuje wyzwanie naprawy. Wadliwie postawiona diagnoza kryzysu powoduje, że do naprawy sądów używa się kolejnych nowelizacji prawa procesowego, co jeszcze bardziej pogrąża sądy i osłabia sprawiedliwość jako realną wartość w naszym życiu.

Powodem kryzysu sprawiedliwości jest prawo materialne, a nie procedury

Jakkolwiek po przemianie ustrojowej państwa dokonano poważnych zmian również w przepisach powszechnie obowiązujących, zasady prawne mogą mieć swój rodowód w czasach PRL. Zasady ustrojowe państwa, gospodarki i życia społecznego były wówczas zupełnie odmienne, więc odziedziczone po PRL założenia prawa zwyczajnie nie pasują do współczesności. Skupiając się na sprawach majątkowych i prawie cywilnym, widać to np. w przepisach kodeksu cywilnego o dziedziczeniu i zniesieniu współwłasności (art. 195–221). Dominują artykuły o dziedziczeniu gospodarstw rolnych (art. 212–218) zupełnie dziś martwe, a nie ma przepisów np. o dziedziczeniu przedsiębiorstw lub mieszkań. Zniesienie współwłasności jest zasadą podziału rzeczy wspólnej (art. 211) i to należy usunąć, ponieważ większość rzeczy wspólnych nie poddaje się podziałowi i ten przepis okazuje się szkodliwy.

Za niesprawiedliwą należy uznać zasadę wieloletniej spłaty (art. 212 § 2 i 3) – bo niby dlaczego współwłaściciele odsunięci od własności mają występować w roli banku udzielającego kredytu lub pożyczki. Zniesienie współwłasności rzeczy niepodzielnych powinno następować przez podział środków uzyskanych ze sprzedaży wspólnego prawa, bo tak jest najłatwiej, najszybciej i najtaniej. A podzielność rzeczy prawo powinno zastrzegać jako wyjątek wymagający wyjątkowego dowodu.

To właśnie takie sprawy z prawa rzeczowego okupują sądy i trwają w nieskończoność, bo stan prawny generuje ich natywną przewlekłość, wynikającą z dysfunkcjonalności stanu prawnego. Innym rodzajem spraw uregulowanych dysfunkcjonalnie i niesprawiedliwie są sprawy o ustanowienie służebności gruntowych. To w istocie jest wywłaszczenie z części prawa własności sąsiada – więc zgodnie z art. 21 konstytucji wypada najpierw rozważyć kwestię wysokości słusznego odszkodowania. To może mieć istotny wpływ na dalszy tok postępowania – zniechęcający lub modyfikujący pierwotne żądanie.

Z pewnością same w sobie rozważania biegłych o konieczności i sposobie ustanowienia służebności nie powinny być dla sprawy dominujące i rozstrzygające. Zmiana preferencji ustawowych na ochronę praw majątkowych zgodnie z zasadami gospodarki rynkowej w miejsce domagania się rzekomej słuszności rodem z PRL może zdjąć z wokandy tysiące spraw, a inne znacząco przyspieszyć. W gospodarce rynkowej sprawiedliwość wyraża się w kategoriach ekonomicznych, nie mają więc uzasadnienia przesłanki sprawiedliwości wywiedzionej z innych względów. W praktyce sprowadza się to do milionów spraw wnoszonych do sądów „bo mi się należy” z całkowitym pominięciem konsekwencji w postaci uczciwego rozliczenia, na które większości roszczących zupełnie nie stać (oczekują więc zasądzenia jakichś fikcyjnych i wieloletnich spłat).

Co więcej – są żądania, na których można świetnie zarobić, ale tylko na drodze sądowej. Przyznawane przez sądy korzyści nie są dostępne w obrocie rynkowym, więc sądy muszą chyba decydować wbrew rynkowi – co raczej nie wydaje się sprawiedliwe. Przykładem niech będzie zniesienie współwłasności wyrażonej znikomym ułamkiem – sądy wyceniają wartość spłaty, mnożąc ten ułamek przez wartość całej nieruchomości. Oczywiście daje to kwotę znacznie wyższą od wartości rynkowej takiego prawa, co zachęca tylko do pieniactwa sądowego i zniechęca do ugodowego porozumienia – w efekcie skutecznie zatykając sądy.

Jałowe dyskusje o systematyce kodeksu postępowania cywilnego

Powyższe przykłady to tylko czubek góry lodowej, wskazujące na rzeczywiste przyczyny niewydolności sądów. Należy więc przyjąć inne wnioski i założenia, poszukując sprawności postępowania nie po stronie sądu, ale po stronie prawa materialnego kształtującego roszczenia i przesądzającego o sposobie ich rozpoznawania przed sądami. Tym samym istotne jest takie ukształtowanie roszczeń w prawie materialnym, aby były zgodne z zasadami gospodarki rynkowej i istotą prawa własności realizowanego na wolnym rynku.

Zasad sprawiedliwości należy więc poszukiwać nie w zasadzie słuszności zapisanej w przepisach odziedziczonych po PRL, ale w ekonomicznym sensie prawa własności ze swobodnym obrotem rynkowym na czele. To radykalnie zmienia hierarchię celów i środki do realizacji sprawiedliwości. Na przykład wykluczenie podziału przy zniesieniu współwłasności zmienia uprawnienia spadkobierców mieszkań i eliminuje wiele spraw sądowych.

Sądy nie są od rozwiązywania problemów, ale od egzekwowania prawa

Zasady słuszności generują modus operandi sądu jako decyzję sędziego opartą na „fachowych przesłankach”, czyli opinii biegłych. To jedna z głównych przyczyn zapaści sądów, zmuszonych do indywidualnego poszukiwania rozwiązania dla stron uczestniczących w danym postępowaniu. Zasada indywidualnej decyzji i uznaniowości sprzeciwia się równości wobec prawa, ale wciąż odpowiada koncepcji sądów działających zgodnie z pryncypiami minionego ustroju.

Tymczasem praworządność sprowadza się nie do urzeczywistniania jakichś pryncypiów, ale do egzekwowania obowiązującego porządku prawnego. Jeżeli powodem wniesienia sprawy jest przymus sądowy (prawo wymusza decyzję sądową i nie można jej zastąpić ani pominąć) – nie ma mowy o praworządności. Praworządność wymaga, aby we wszystkich sprawach danego rodzaju zapadały takie same decyzje, wynikające z prawa obowiązującego wszystkich jednakowo.

Taka koncepcja praworządności marginalizuje osobę sędziego jako czynnika sprawczego, a sprawiedliwości każe szukać w sprawiedliwych decyzjach podejmowanych już na poziomie prawa materialnego. O sprawiedliwości zatem przesądzać powinien nie sędzia, biegły czy procedury sądowe, ale zasady prawa materialnego. Prawo materialne ma w tym ogromne braki i zaległości, co wskazuje również na możliwości usprawnienia pracy sądów i przyspieszenia procesów sądowych.

Kanon procesowy – podział na obowiązki stron i zadania sądu

Nowelizacje przepisów procesowych wyraźnie nałożyły na sądy ciężar poszukiwania merytorycznego rozwiązania sporu zamiast wyegzekwowania obowiązującego prawa. Powodem niejasności są luki w prawie materialnym, które nie jest nowelizowane – bo zamiast przepisów materialnych nowelizuje się procedury sądowe. Tymczasem praworządność wymaga, aby to prawo materialne zawierało gotowe rozwiązania do samodzielnego stosowania przez podmioty zainteresowane i uprawnione. Troska o sprawiedliwość jest troską ustawodawcy, a sądy nie zostały ustanowione jako miejsce wdrażania osobistych poglądów sędziowskich w roli prawa i sprawiedliwości.

Ustawa procesowa ma określać obowiązki stron przed sądami, a po stronie sądu jego uprawnienia i obowiązki. To czyni przewidywalnym przebieg każdej sprawy, a znajomość dostępnych w sprawie dowodów, pozwoli na uzasadnione przewidywania treści rozstrzygnięcia. Ma to kolosalne znaczenie dla ugodowego załatwiania sporów, ponieważ nie daje nadziei na przekonanie sędziego do uznaniowego wyroku. Dlatego pozew cywilny powinien się ograniczać do przysłowiowego „czego i dlaczego”. „Czego” to treść roszczenia, a „dlaczego” to podstawy faktyczne i prawne, które do tego uprawniają. Przyczyną wniesienia sprawy nie może więc być zabieganie o przychylność sędziego w zakresie przysługujących mu uprawnień procesowych, ale sprzeciw przeciwnika procesowego, który kontestuje podstawy prawne i faktyczne sporu. Zadaniem sądu jest wówczas sprawdzenie tych podstaw i wyegzekwowanie obowiązującego prawa.

Tytułem podsumowania – cichy winowajca przewlekłości to spam sądowy. To do procedury należy ograniczenie objętości pism sądowych, których treść nie potrzebuje wcale objętości, jaką przybierają w stopniu rażącym.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie