[b]Tak wynika z dwóch orzeczeń SN, które zapadły na rozprawach 7 kwietnia 2010 r. (sygn. II UK 357/09) i (sygn. II UZP 5/10).[/b]
Pierwsza dotyczyła Stefana W., który był najpierw mniejszościowym udziałowcem spółki, ale z czasem spłacił pozostałych, przejął firmę na własność i stanął na czele jej zarządu jako prezes zatrudniony na etacie.
Gdy kilka miesięcy później zaczął korzystać z długotrwałego zwolnienia lekarskiego związanego z poważną chorobą serca (przeszedł w końcu na rentę), Zakład Ubezpieczeń Społecznych odmówił mu wypłaty zasiłku, gdyż stwierdził, że jako jedyny właściciel swojej spółki nie może być jednocześnie jej pracownikiem, nawet jeśli umowę o pracę podpisał, zanim stał się jedynym właścicielem spółki.
[srodtytul]Praca nie dla prezesa[/srodtytul]
ZUS zamiast wypłacić zasiłek chorobowy, oddał mu wszystkie zapłacone składki na ubezpieczenia. Zakład stwierdził, że jego etat i prawo do świadczeń z ubezpieczeń społecznych wygasły wraz z przejęciem przez niego wszystkich udziałów spółki.
Proces trwał prawie dziesięć lat, aż prezes dotarł do Sądu Najwyższego. SN na rozprawie 7 kwietnia 2010 r. stwierdził, że rozstrzygnięcie ZUS było prawidłowe. Sąd uznał, że wraz z przejęciem spółki jego umowa o pracę przestała spełniać przewidziane w art. 22 kodeksu pracy przesłanki stosunku pracy. Chodzi o podporządkowanie i przejęcie ryzyka prowadzonej działalności przez pracodawcę. W sytuacji gdy pracownikiem jest jedyny właściciel spółki, nie ma mowy o żadnym podporządkowaniu. Bierze on na siebie pełne ryzyko swoich decyzji.
– W takim przypadku umowa o pracę wygasa – tłumaczyła w uzasadnieniu do wyroku Małgorzata Wrębiakowska-Marzec, sędzia Sądu Najwyższego. – Gdy odpadły podstawowe elementy stosunku pracy, taka osoba nie może być traktowana jako pracownik.
[srodtytul]Co z udziałowcami[/srodtytul]
Druga ze spraw, którą zajął się SN, dotyczyła Marka G., większościowego właściciela (51 proc. udziałów) spółki działającej w województwie kujawsko-pomorskim. Także w jego przypadku ZUS uznał, że nie podlega on, jako prezes, pod ubezpieczenia społeczne. ZUS stwierdził, że jest większościowym właścicielem spółki, nie może więc być traktowany jako jej pracownik, a jego umowa jest nieważna z mocy prawa.
Gdy sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, ten nabrał wątpliwości co do rozstrzygnięcia i skierował pytanie prawne do Sądu Najwyższego.
SN na rozprawie 7 kwietnia 2010 r. co prawda odmówił podjęcia uchwały w tej sprawie, ale w uzasadnieniu do postanowienia zasugerował sądowi niższej instancji, aby wyjaśnił, jakie uprawnienia przysługiwały prezesowi spółki jako jej współwłaścicielowi.
Gdyby się okazało, że dzięki swoim większościowym udziałom samodzielnie mógł kierować spółką, to trzeba by się zastanowić, czy nie powinien być traktowany jako jedyny właściciel tej firmy bez prawa do zatrudnienia na etacie.
– Ideą zatrudnienia jest rozdzielenie własności i pracy – tłumaczył w uzasadnieniu do postanowienia prof. Zbigniew Hajn, sędzia Sądu Najwyższego. – Uznanie większościowego współwłaściciela firmy za pracownika jest wątpliwe prawnie.
Zdaniem SN może to być niezgodne z fundamentami prawa pracy.
[ramka]
[b]Komentuje Andrzej Patulski, profesor na Wydziale Zarządzania UW:[/b]
Dziwi mnie taka interpretacja SN. Wynika z niej, że mniejszościowy udziałowiec ma prawo do zatrudnienia na etacie, a większościowy już nie. Kodeks spółek handlowych jednym i drugim gwarantuje niezależność i jednocześnie możliwość zatrudnienia na etacie. Nie przewiduje natomiast żadnych rozróżnień ze względu na wysokość udziałów w spółce. Skoro obowiązujące przepisy dają im prawo do pracy na etacie, trzeba być konsekwentnym i nie różnicować członków zarządów ze względu na wielkość ich udziałów. Warto, aby ustawodawca jednoznacznie rozstrzygnął tę kwestię. Moim zdaniem członkowie zarządu powinni jednak pracować wyłącznie na kontraktach cywilnoprawnych. [/ramka]
[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=m.rzemek@rp.pl]m.rzemek@rp.pl[/mail][/i]