Rz: Stowarzyszenie Prawa Zamówień Publicznych, którego jesteście Państwo członkami przygotowało raport „Przesłanki wykluczenia – praktyka stosowania w krajach UE oraz EFTA". Chodzi oczywiście o przesłanki wykluczenia z postępowań o zamówienie publiczne. Skąd pomysł takiego raportu?
Aldona Kowalczyk: Wszyscy członkowie naszego Stowarzyszenia zaangażowani w prace nad raportem są praktykami. Doradzamy i wykonawcom, i zamawiającym, chodzimy do Krajowej Izby Odwoławczej, sądów. Widzimy, jakie kwestie budzą w praktyce wątpliwości, stają się przedmiotem dyskusji przed organami rozstrzygającymi spory przetargowe. Instytucja wykluczenia wykonawcy ma zaś fundamentalne znaczenie dla wszystkich stron postępowania o zamówienie publiczne. Zamawiający musi wiedzieć, jak prawidłowo stosować przepisy, a dla wykonawcy bardzo ważna jest pewność jego sytuacji prawnej. Czytając zaś przepisy dyrektyw unijnych, jak i przepisy prawa zamówień publicznych obowiązujące w Polsce, mieliśmy różne wątpliwości, niekiedy również na tle orzeczeń, które zapadały w niektórych sprawach, bo odczytywaliśmy przepisy polskiego PZP w świetle wykładni prounijnej inaczej niż organ orzekający. Stąd pojawiła się inicjatywa sprawdzenia: jak ta fundamentalna instytucja – bo nie ma przecież bardziej dotkliwej dla wykonawcy sankcji niż wykluczenie go z postępowania, porównywalne jest to tylko z odrzuceniem oferty – jest stosowana w innych krajach, w jaki sposób wdrożono tam przepisy dyrektyw unijnych o wykluczeniu, jak się je w praktyce stosuje i w jakim kierunku rozwinęło się orzecznictwo.
Jan Roliński: Chcieliśmy wywołać dyskusję na temat tych przesłanek, które nam, jako praktykom i naszym klientom, a także organom orzekającym sprawiają najwięcej problemów. Chcieliśmy też sprawdzić, jak przesłanki te stosowane są w innych jurysdykcjach i skorzystać z ich doświadczenia. Dla nas jako dla praktyków takie „umiędzynarodowione" spojrzenie jest istotne także z tego powodu, że wielu naszych klientów to podmioty zagraniczne ubiegające się o zamówienia w Polsce. Ale bardzo chcielibyśmy też wspomóc rodzimych przedsiębiorców, aby mogli skutecznie ubiegać się o kontrakty za granicą i skutecznie konkurować na rynku unijnym. Wreszcie - miał być to również głos w kontekście nowej ustawy prawo zamówień publicznych.
Wojciech Hartung: Nasz pomysł i jego rezultat wpisuje się w szerszą dyskusję na poziomie unijnym. Raport potwierdza nasze przypuszczenia, że przesłanki wykluczenia opisane w dyrektywach rodzą istotne wątpliwości, co do ich treści i skutków. Pamiętajmy, że przepisy unijne dotyczące zamówień publicznych, a w szczególności w tym zakresie, miały doprowadzić do tego, że wykonawcy i zamawiający z różnych krajów UE powinni w miarę jednolicie interpretować przepisy niezależnie od kraju, w którym toczy się dane postepowanie przetargowe. W szczególności, że jak zaznaczyła mec. Kowalczyk, mają one charakter sankcyjny, powodują eliminację wykonawcy z udziału nie tylko w danej procedurze, ale nawet z całego unijnego rynku zamówień publicznych. Okazuje się, że tak nie jest. Wiemy, że obecnie Komisja Europejska pracuje nad dokumentem interpretacyjnym dotyczącym przesłanek wykluczenia. Raport został więc jej przesłany, jako głos w dyskusji a jednocześnie materiał pomocniczy. Dyskusje, które prowadzimy w kraju mają znacznie szerszy charakter, są ogólnoeuropejskie. Dostrzegamy to i chcemy aktywnie w tych dyskusjach uczestniczyć.
Czytaj także:
Kiedy zamawiający wykluczy wykonawcę z postępowania
- Raport nie dotyczy wszystkich przesłanek wykluczenia – dlaczego wybrane zostały tylko niektóre z nich?
Aldona Kowalczyk: Rzeczywiście, z bogatego katalogu podstaw wykluczenia wybraliśmy cztery przesłanki, a to z uwagi na ich znaczenie w praktyce i skalę wątpliwości, jakie wywołuje ich stosowanie. Są one tzw. przesłankami fakultatywnymi w świetle dyrektyw unijnych – dwie dotyczą zdarzeń poddających w wątpliwość wiarygodność wykonawcy w związku z tzw. poważnym wykroczeniem zawodowym czy wadliwością realizacji wcześniej udzielonego zamówienia publicznego. Pozostałe dwie odnoszą się do problematyki przedstawienia przez wykonawcę informacji wprowadzających w błąd. Te cztery przesłanki wywołują liczne wątpliwości, gdy mówimy o ich zastosowaniu w konkretnych przypadkach.
Jan Roliński: Pozostałe przesłanki wykluczenia, opisane w dyrektywie unijnej, czy w naszej ustawie też są niezwykle istotne. Ale przygotowanie raportu na temat wszystkich przesłanek, siłą rzeczy nie było możliwe. Skoncentrowaliśmy się więc na tych, z którymi spotykaliśmy się najczęściej, bo one też najłatwiej identyfikowalne w praktyce.
- Na czym polega specyfika tych wybranych przesłanek i trudność w stosowaniu ich w praktyce?
Aldona Kowalczyk: W grę wchodzi tu wiele czynników. Przede wszystkim z naszych doświadczeń wynika, że ich zastosowanie do konkretnego przypadku wywołuje wiele pytań w praktyce, a niektóre z nich to pytania o charakterze absolutnie fundamentalnym, jak na przykład, w jakim momencie należy korzystać z procedury tzw. selfcleaningu, czyli tzw. „samooczyszczenia". Wykluczenie w oparciu o te przesłanki jest też częstym powodem sporów w KIO czy sądzie. Ponadto, mimo że w świetle dyrektyw unijnych wszystkie z nich to przesłanki fakultatywne, są one przewidywane przez polskich zamawiających w dokumentacji przetargowej większości postępowań, czyli w praktyce polskiej stają się obowiązujące na równi z przesłankami obligatoryjnymi.
Jan Roliński: Specyfika omówionych przesłanek wyraża się również w tym, że wykluczenie na ich podstawie może powodować skutki szczególnie dolegliwe dla przedsiębiorców. Wykluczenie np. w oparciu o zarzut poważnego naruszenia obowiązków zawodowych może oznaczać nie tylko utratę kontraktu, ale przede wszystkim generuje ryzyko wyeliminowania go z całego unijnego rynku publicznych zakupów na dłuższy czas. Chcę przez to powiedzieć, że gospodarcze skutki stosowania omówionych przesłanek mogą być bardzo poważne, dlatego to na ich analizie skupiliśmy się w pierwszej kolejności.
- W którym momencie pojawia się najwięcej problemów z odczytywaniem przesłanek: czy po zapoznaniu się z warunkami przetargu i przed podjęciem decyzji o złożeniu oferty, czy już w trakcie samego postępowania?
Jan Roliński: Niestety, można stwierdzić, że problemy te pojawiają się na każdym etapie postępowania. Na etapie składania ofert wykonawcy niejednokrotnie mają pewne problemy z przewidzeniem, w jaki sposób określone zdarzenia z ich dotychczasowej działalności będą interpretowane przez zamawiającego. Wynika to głównie z faktu, że przesłanki skonstruowane są w oparciu o pojęcia niejednoznaczne, trudne do precyzyjnego zdefiniowania. Najlepszy przykład to chyba wspomniane już przeze mnie pojęcie „zawinione, poważne naruszenie obowiązków zawodowych, podważające uczciwość wykonawcy" – wobec takiego sformułowania nie dziwi, że przedsiębiorcy mogą mieć problemy interpretacyjne. Tego typu trudności pewnie zawsze będą występowały, tam gdzie przepisy mają bardziej abstrakcyjny, uelastyczniający charakter. Niestety, obecnie problem sprawiają też kwestie techniczne, takie jak np. wskazanie właściwego momentu dla dokonania tzw. „samooczyszczenia". Ostatecznie te wątpliwości stają się polem gry konkurencyjnej, do której staje nie tylko zamawiający i konkretny przedsiębiorca, ale także jego konkurenci. Wszystko to sprawia, że problem stosowania przesłanek zbadanych przez nas w raporcie może być postrzegany na wielu poziomach. W rezultacie ma bardzo duże znaczenie z biznesowego punktu widzenia, a to szczególnie interesuje nas jako praktyków.
Wojciech Hartung: Problemem wykonawców, ale również zamawiających jest brak precyzji i wynikająca z niego niepewność co do interpretacji poszczególnych przepisów, w tym przypadku przesłanek wykluczenia. Do tego dochodzi czasami zbyt rygorystyczne podejście zamawiających i organów odwoławczych, niekiedy wynikające z niewłaściwej implementacji przepisów unijnych, czasami z ich wykładni. To przekłada się na sytuację wykonawców – jak zasygnalizował mec. Roliński: mogą być oni przekonani, że działają w dobrej wierze, tym bardziej, że dana sytuacja, w której się znaleźli została pozytywnie rozstrzygnięta w postępowaniu przetargowym w danym kraju, angażują więc środki w przygotowanie ofert w kolejnym, w którym zostają jednak wykluczeni w takich samych okolicznościach Nie sprzyja to ani im, ani zamawiającym, ani szeroko rozumianemu interesowi publicznemu.
Aldona Kowalczyk: Jest to istotny aspekt, gdyż w toku wykonywania każdej umowy – zwłaszcza gdy przedmiot świadczenia jest skomplikowany i wieloaspektowy, a sama umowa ma charakter długotrwały – pojawiają się jakieś dyskusje czy kwestie sporne między stronami, są naliczane kary umowne, dochodzi do sporów na tle rozwiązania umowy itp. Jeżeli wykonawca chce ubiegać się o zamówienie w kolejnych przetargach, taka sytuacja powoduje konieczność oceny pod kątem ryzyka wykluczenia w przyszłości. Warto powtórzyć, że inaczej bowiem niż w przypadku przesłanek, które dotyczą wprowadzenia w błąd, przy poważnym naruszeniu zawodowym czy też nienależytym wykonaniu umowy skutkującym np. rozwiązaniem umowy, mamy bardzo dotkliwą sankcję w postaci wykluczenia nie tylko z danego przetargu, ale i z przyszłych postępowań. W Polsce mówimy tu o okresie trzech lat. Dla wykonawców, którzy czerpią przychody z kontraktów zawieranych w reżimie zamówień publicznych, jest to być lub nie być w biznesie.
Jan Roliński: W niektórych państwach, z których moglibyśmy czerpać wzorce w większym stopniu akcentuje się konieczność uwzględniania zasady proporcjonalności. Myślę, że to szczególnie ważne z perspektywy krajowej. Niestety, w Polsce zbyt często zdarza się, że za drobne uchybienia przedsiębiorcy ponoszą niewspółmiernie dolegliwe konsekwencje. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie należy egzekwować odpowiedzialności od wykonawców nierzetelnych, ale często okazuje się, że drobne błędy czy niewinne omyłki skutkują poważnymi sankcjami, co uderza nie tylko w samych przedsiębiorców, ale również w cały rynek publicznych zakupów. Uczciwie trzeba zaznaczyć, że na szczęcie formalizm postępowań jest coraz mniejszy, lecz wciąż dostrzegamy, że sporo pracy jeszcze przed nami.
Wojciech Hartung: Niestety, obserwujemy, że u nas to, czego przede wszystkim oczekujemy od wykonawców, to wiedza nie jak realizować zamówienie, ale jak sprawnie poruszać się w przepisach przetargowych i samej procedurze udzielenia zamówienia. Mamy do czynienia z sytuacją, w której większą wartość ma to, czy wykonawca złoży właściwy dokument, niż to, czy zrealizował wcześniej kilka zbliżonych inwestycji.
- Czy to oznacza, że w praktyce ważniejsze są procedury niż realizacja celu zamówienia?
Aldona Kowalczyk: Procedury są ważne, gdyż są pewnego rodzaju „bezpiecznikiem", gwarancją, iż zamówienie zostanie udzielone w sposób transparentny i w warunkach uczciwej konkurencji. Jednakże stosowanie przepisów nie może polegać na formalizmie oderwanym od tego, czemu procedura zamówieniowa służy, a służy ona przecież temu, aby wybrać wykonawcę zdolnego do wykonania zamówienia. Przykładowo, oczywistym jest, iż jeżeli ktoś w sposób celowy i świadomy wprowadził w błąd, czyli oszukał zamawiającego, co do istotnej okoliczności celem zdobycia zamówienia – tu nie ma tu sporu, że takie sytuacje są naganne i należy stosować do takiego wykonawcy surowe sankcje. Inaczej należy jednak podchodzić do sytuacji, gdy do wprowadzenia w błąd dojdzie w sposób przypadkowy, niezamierzony. Sankcja powinna być adekwatna do wagi przewinienia, a przepis, który istnieje zarówno w polskim prawie, jak i obowiązuje na poziomie dyrektyw unijnych, powinien być stosowany z uwzględnieniem zasady proporcjonalności. I to nie jest do końca kwestia przepisów, tylko praktyki ich stosowania, bo w innych krajach, przy tak samo wdrożonych przepisach dyrektyw unijnych, zasadę proporcjonalności jednak się uwzględnia.
Wojciech Hartung: Celem postępowania jest zapewnienie konkurencyjności, a my robimy wszystko, żeby z powodów czysto formalnych, zupełnie niemających wpływu na realizację zamówienia, pozbywać się wykonawców. Potem się dziwimy, że w postępowaniu wpływa jedna ważna oferta. To jest kompletne zaprzeczenie całego systemu zamówień publicznych, który ma konkurencyjności sprzyjać, a nie ją likwidować. Oczywiście nierzetelnych wykonawców należy wykluczać i piętnować, ale my w imię absolutyzowanej zasady konkurencyjności pozbywamy się wykonawców, którzy dopuszczają się drobnych uchybień, niemających realnego wpływu ani na wynik postępowania, ani na finalną realizację umowy.
Aldona Kowalczyk: Problem tkwi również w tym, że pomimo tego, że proporcjonalność stała się od 2016 r. jednoznacznie zapisaną zasadą ustawową, to często o niej zapominamy. To jest też nasz postulat – ona też powinna być brana pod uwagę w orzeczeniach – należałoby przymierzać wagę uchybienia do sankcji. Tak radykalny środek, jak wykluczenie powinien być stosowany w sposób uwzględniający całokształt okoliczności, a nie jedynie czysto formalny charakter stwierdzonego zachowania, zwłaszcza gdy mówimy o przesłankach fakultatywnych.
Wojciech Hartung: Do przesłanek obligatoryjnych wykluczenia zasady proporcjonalności w zasadzie się nie stosuje, bo to są to przesłanki bezdyskusyjne np. terroryzm. Natomiast do przesłanek fakultatywnych, tę zasadę proporcjonalności – z punktu widzenia dyrektyw unijnych – powinno się stosować. W polskim prawie część przesłanek fakultatywnych z dyrektywy przenieśliśmy do przesłanek obligatoryjnych i stąd pojawił się problem, że dla tych naszych obligatoryjnych przesłanek zasady proporcjonalności nie stosuje się.
- Jakie wnioski płyną z porównania w raporcie naszych przepisów i praktyki ich stosowania do regulacji stosowanych
w innych krajach Unii Europejskiej?
Wojciech Hartung: Weźmy przykład rozumienia fakultatywności przesłanek wykluczenia; to o nich jest raport. Okazuje się, że w krajach UE można dostrzec dwa odmienne podejścia. Dla jednych państw (wśród nich jest Polska; choć i tu przyjmujemy bardziej rygorystyczny model) fakultatywne przesłanki, to te, które zamawiający może przewidzieć w dokumentacji przetargowej. Jeśli tak zdecyduje, to w zasadzie czyni z nich przesłanki obligatoryjne (jak u nas); nie stosuje przy ich ocenie zasady proporcjonalności. Jeśli jednak ich nie przewidzi, to pomimo wystąpienia sytuacji, która się w nią wpisuje, nie wykluczam wykonawcy. Natomiast w innych krajach jest tak, że zamawiający bada wszystkie przesłanki fakultatywne i w stosunku do każdej z nich stosuje zasadę proporcjonalności. Do każdej podchodzi indywidualnie. Ten raport pokazuje, że nawet w tak fundamentalnych rzeczach nie analizujemy innych możliwości, które być może są właściwsze. Choć trzeba dodać, że nowe PZP zdaje się – choć w niepełnym zakresie – dostrzegać ten problem. No tak, ale wejdzie ono w życie za ponad rok...
Jan Roliński: Mnie również bliskie jest podejście dra Hartunga. Wyciągamy z przepisów unijnych najbardziej rygorystyczne z możliwych rozwiązań, natomiast można sobie wyobrazić, że dla zwiększenia konkurencji, można to podejście zmienić na bardziej elastyczne. Implementacja prawa unijnego nie musi sprowadzać się do przetłumaczenia przepisów dyrektyw, co niestety często się dzieje. I właśnie to chcieliśmy podkreślić przygotowując raport: że mamy wybór, że w ramach wyznaczonych prawem unijnym możemy wypracować własne rozwiązania, lepiej dostosowane do uwarunkowań polskiego rynku, a przez to po prostu bardziej skuteczne.
Aldona Kowalczyk: Kwestie rozwiązań funkcjonujących w innych krajach UE są ważne także dla polskich wykonawców. Polscy przedsiębiorcy startują w przetargach za granicą, w polskich przetargach występują też w konsorcjach z podmiotami zagranicznymi. Jeżeli ktoś funkcjonuje na rynku polskim i ma wyobrażenie, jak te przepisy są tu stosowane i interpretowane, to może się bardzo „obić" o porządek prawny z innych krajów UE. Może się okazać, że pod tymi samymi dyrektywami unijnymi, przy niemal analogicznie brzmiących przepisach - gdyż z naszego raportu wynika, że treść przesłanek w zdecydowanej większości państw wdrożono literalnie – dana przesłanka jest inaczej rozumiana i stosowana.
Wojciech Hartung: Nasze problemy wynikają też z niejasności przepisów unijnych. Tymczasem te unijne zasady zostały wprowadzone po to, by harmonizować rynek, by wszędzie było podobnie. Z raportu wynika jednak, że jest 28 różnych rynków, a przynajmniej, że można wyodrębnić kilka różnych, krzyżujących się podejść do interpretacji zapisów dyrektyw. Odnosimy wrażenie, czemu dajemy wyraz w raporcie, że część problemów wynika po prostu z tego, że ustawodawca unijny przyjął niejasne regulacje nie mając pełnej świadomości jak dużej wagi problemy pojawią się na skutek jej stosowania w praktyce.
- Jak działa w Polce selfcleaning (samooczyszczanie) wykonawców, a jak w innych krajach uwzględnionych w raporcie?
Aldona Kowalczyk: Raport pokazuje, że z tym jest ogrom problemów. Jeśli wykonawca dopuścił się poważnego wykroczenia zawodowego lub takiej wadliwości wykonania umowy, które by go kwalifikowały do wykluczenia, może – na zasadzie swoistego „koła ratunkowego" – uniknąć tak daleko idącej sankcji, jeśli wykaże, że jest jednak rzetelnym wykonawcą, że przedsięwziął różnego rodzaju środki, naprawił szkodę, wdrożył procedury organizacyjne itp., które przekonają zamawiającego co do jego rzetelności. Okazuje się jednak, że te rozwiązania są bardzo różne, czyli nie są zunifikowane na obszarze UE, a co więcej – że przy stosowaniu selfcleaningu pojawia się dużo znaków zapytania. Już choćby – a jest to przecież kwestia o podstawowym znaczeniu, zwłaszcza biorąc pod uwagę narażenie na ryzyko odwołań składanych przez konkurentów – czy „samooczyszczający się" wykonawca powinien z instytucji selfcleaningu skorzystać wyprzedzająco, czyli już składając ofertę przyznać się i złożyć dowody świadczące o jego rzetelności czy też obowiązek taki powstaje dopiero na wezwanie zamawiającego.
Jan Roliński: Warto zaznaczyć, że geneza instytucji selfcleaningu jednoznacznie wskazuje, że chodzi o właśnie uniknięcie przesadnego rygoryzmu. Z punktu widzenia przedsiębiorców najistotniejsze jest oczywiście, że mogą uniknąć kary. Jednak nam zależy również na podkreśleniu, że z systemowego punktu widzenia samooczyszczenie ma również mobilizować wykonawców do tego, żeby zamiast „ukrywać" pewne niedociągnięcia, starali się je naprawiać. Dlatego warto by zarówno zamawiający, jak i organy orzekające nie traktowały selfcleaningu z podejrzliwością, jako sposobu na uniknięcie odpowiedzialności. W tej instytucji należy widzieć przede wszystkim motywator do naprawienia dawnych błędów. W ten sposób prawodawca nie tylko daje „drugą szansę", ale też dopinguje do stałego podnoszenia standardu oferowanych świadczeń. Jestem przekonany, że takie podejście może wspierać podnoszenie jakości na rynku zamówień publicznych, a przedsiębiorcom zapewni minimalny poziom bezpieczeństwa. Myślę, że ta opinia znajduje potwierdzenie w doświadczeniach innych państw opisanych w naszym raporcie.
Aldona Kowalczyk: Jest też kwestia sankcji. Jeżeli zamawiający oceni, że te środki nie są wystarczające i wykluczy wykonawcę – w Polsce, podobnie jak w większości krajów UE, okres ten wynosi trzy lata, ale są też kraje, w których wynosi on rok, dwa lub pięć lat – od jakiego zdarzenia biegnie okres wykluczenia. W raporcie podajemy też przykład Lichtensteinu, w którym wykluczenie nie dotyczy przyszłych postępowań, lecz tylko tego, w którym zamawiający stwierdził zaistnienie podstawy wykluczenia. Mamy więc do czynienia z dużą różnorodnością rozwiązań. Ma to istotne znaczenie praktyczne. Weźmy przykład konsorcjum. Jeśli zaistnieje postawa wykluczenia jednego członka konsorcjum, całe konsorcjum jest wykluczane i nie ma możliwości ubiegania się o zamówienie. Jeżeli mamy zatem w konsorcjum podmiot z innego kraju, gdzie jest inna sankcja i okres wykluczenia oraz inne zasady co do selfcleaningu niż w Polsce bądź polski wykonawca, który podlega wykluczeniu, weźmie udział w konsorcjum ubiegającym się o zamówienie w innym kraju UE, pojawia się szereg pytań, jak należy to oceniać.
Wojciech Hartung: Zagraniczny zamawiający może to oceniać zupełnie inaczej, bo u niego przepisy o selfcleaningu są rozumiane zupełnie inaczej. W nowej ustawie jest zapisane, że w ramach seflcleaningu wykonawca ma współpracować z organami śledczymi i z zamawiającym – co ma olbrzymie znaczenie, w praktyce, a z samej dyrektywy to nie wynika. Daje to bowiem istotne narzędzie zamawiającym nie tylko w procesie oceny procesu selfcleaningu, ale również, a może przede wszystkim w sporach, które może on toczyć z danym wykonawcą np. w związku z nienależytym wykonaniem umowy lub odszkodowaniem za szkody wyrządzone rzekomym czynem nieuczciwej konkurencji.
Aldona Kowalczyk: Nowa ustawa PZP została uchwalona, gdy już kończyliśmy prace nad raportem. Pewne rozwiązania w zakresie omawianych przez nas przesłanek, które się w niej znalazły, są dobre, na przykład obie podstawy wykluczenia związanie z wprowadzeniem w błąd, w nowym PZP przewidziane są jako fakultatywne, a według dotychczas obowiązujących przepisów to przesłanki obligatoryjne. Jest jednak kilka nowych elementów, które nas niepokoją, nie tylko wskazana przez mec. Hartunga w odniesieniu do selfcleaningu konieczność wykazania współpracy i z zamawiającym, ale też łączność przesłanek w zakresie środków dowodowych związanych z selfcleaningiem. Jeżeli zaś chodzi o podstawę wykluczenia związaną z niewykonaniem lub nienależytym wykonaniem umowy, dopisano tu to, czego nie ma w dyrektywie i czego nie ma w obecnie obowiązującej jeszcze ustawie – realizację uprawnień z tytułu rękojmi za wady. Realizacja tych uprawnień nie jest czymś niezwykłym, to instytucja powszechnie stosowana, zatem pewne elementy definicyjne podstaw wykluczenia zaostrzyły się w sposób nadmierny.
- Jakie środki zaradcze należałoby podjąć, by ułatwić stosowanie w praktyce przesłanek wykluczenia?
Aldona Kowalczyk: Nowa ustawa PZP wejdzie w życie w styczniu 2021 r. Mamy nadzieję, że czas ponad rocznej vacatio legis pozwoli na refleksję nad nowo uchwalonymi przepisami, a spostrzeżenia zawarte w naszym raporcie zostaną wykorzystane w dalszym procesie legislacyjnym. Przy czym nasz raport pokazuje, że niektóre kwestie powinny być „doregulowane" na poziomie unijnym.
Wojciech Hartung: Myślę, a może raczej mam nadzieję, że spodziewany dokument KE coś w tej kwestii wyjaśni; na pewno jesteśmy gotowi przedstawić KE nasz punkt widzenia. Na poziomie krajowym powinniśmy zaś zmierzać w stronę równowagi pomiędzy formalizmem (oczywiście niezbędnym w każdej procedurze) a efektywnością w realizacji zamówień publicznych.
Jan Roliński: Powinniśmy stawiać coraz bardziej na zaufanie biznesowe, gubimy cel samych zamówień, potrzebna jest większa elastyczność procedur i nie tylko w sferze przepisów, ale także w praktyce. My nie tylko tworzymy rygorystyczne przepisy, ale je jeszcze bardziej rygorystycznie stosujemy. Do tej pory np. mieliśmy niejasny przepis dotyczący samooczyszczenia, to teraz mamy całą stronę takich przepisów, które dla przedsiębiorców wcale nie będą lepsze. Będzie ich więcej objętościowo ale czy zmierzają do elastyczności i proporcjonalności? Wydaje mi się, że nie. Oczywiście należy docenić podjętą w ramach nowej ustawy próbę wzmocnienia zasady efektywności zamówień, ale nie jestem pewien, czy jest to wystarczający środek. Mamy nadzieję, że nasz raport pozwoli dostrzec prawodawcy inspirujące kierunki dalszego usprawniania systemu zamówień publicznych. Ostatecznie bowiem leży to w interesie wszystkich – zamawiających, wykonawców, organów sądowych i przede wszystkim obywateli, którzy mają być przecież ostatecznymi beneficjentami zamówień publicznych. Celem zamówienia publicznego zawsze powinno być zaspokojenie konkretnej potrzeby gospodarczej, a nie samo przeprowadzenie postępowania.
Aldona Kowalczyk: Mamy nadzieję, że praca, jaką wykonaliśmy pro publico bono jako Stowarzyszenie tworząc, przy wsparciu kolegów-prawników z zagranicy, nasz raport, będzie mogła być również spożytkowana podczas prac nad kolejnymi dyrektywami zamówieniowymi i że wskazane w raporcie fundamentalne niekiedy rozbieżności pomiędzy rozwiązaniami funkcjonującymi w krajach UE oraz pojawiające się w związku z tym pytania zachęcą unijnego ustawodawcę do przyjrzenia się tym problemom.
Więcej informacji na stronie Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych: www.stowarzyszeniepzp.pl/
Aldona Kowalczyk radca prawny, prezes Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych, partner w kancelarii Dentons
Jan Roliński adwokat, członek zarządu Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych, partner w kancelarii WKB
dr Wojciech Hartung adwokat, członek Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych, counsel w kancelarii DZP