W Nowy Rok ruszył TRT6, kanał tureckiej telewizji państwowej, nadający przez całą dobę w języku kurdyjskim. 1 stycznia premier Turcji Recep Tayyip Erdogan złożył też życzenia w języku Kurdów, za którego użycie od wojskowego zamachu stanu w 1980 roku do 1991 roku groziła oficjalnie kara więzienia. Władze w Ankarze mówią więc dumnie o rozpoczęciu nowej ery dla mniejszości kurdyjskiej. Nowa telewizja ma przez całą dobę nadawać filmy, wiadomości, opery mydlane, teleturnieje, a nawet wideoklipy w języku kurdyjskim.

– To bardzo ważny krok, który pokazuje istotną zmianę w polityce tureckich władz – ocenił w rozmowie z „Rz” prof. Ilter Turan, politolog z Uniwersytetu Bilgi. – Udało się w końcu przełamać opór nacjonalistów i przekonać władze telewizji, by przygotowały całodobowy program w języku innym niż turecki – dodał.

W 2004 roku pod naciskiem Unii Europejskiej, która nalegała na przyznanie Kurdom większych praw politycznych i kulturowych, państwowa telewizja zaczęła nadawać programy dokumentalne i wiadomości w języku kurdyjskim, ale przeznaczała na nie zaledwie 30 minut tygodniowo.

– Dlatego tak się cieszymy ze startu całodobowej telewizji – mówi „Rz” Nebi Sherkawey z Demokratycznej Partii Kurdystanu (irackiego). – Oczywiście, nie spodziewamy się po tej telewizji żadnych rewelacji. Zapewne będzie w niej dominować państwowa propaganda turecka. Ale i tak można mówić o przełomie – dodaje Sherkawey.

Podobnie uważa 29-letni sprzedawca w sklepie w Diyarbakir. – Ta telewizja jest bardzo ważna dla naszego języka. Pamiętam przecież, jak przestępstwem było nawet słuchanie kurdyjskiej muzyki – opowiadał Ahmet Cihan agencji Reuters.

Przeciwnicy rządzącej w Turcji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) twierdzą jednak, że rząd uruchomił ten kanał akurat teraz, by zyskać głosy Kurdów przed marcowymi wyborami lokalnymi. – Nawet piosenkarzy zaproszonych na ceremonię otwarcia stacji dobierano tak, by byli to sami przeciwnicy naszej partii – oburzali się członkowie prokurdyjskiej DTP.

Członkowie DTP nie złożyli jednak broni i postanowili oficjalnie zacząć walczyć o włączenie do oficjalnego tureckiego alfabetu kurdyjskich liter. Obecnie w urzędowej korespondencji nie można używać liter Q, W i X. Kurdowie przypuszczają więc, że ich stacja będzie co prawda nadawała program w języku kurdyjskim, ale napisy będą już tylko po turecku.

Posługiwanie się językiem kurdyjskim jest też wciąż zakazane w tureckim parlamencie i podczas kampanii wyborczych.

– Na pewno problemu kurdyjskiego nie da się rozwiązać drogą wojskową, a tylko polityczną. Chodzi nam zwłaszcza o prawo do oficjalnego posługiwania się swoim językiem i zachowania tożsamości kurdyjskiej. Takie rozwiązania ograniczą ekstremizm, ponieważ zlikwidują powody do walki zbrojnej – tłumaczy „Rz” Zijad Raoof, przedstawiciel rządu regionalnego (irackiego) Kurdystanu w Polsce.

[b]Wyślij e-mail do autora: [mail=j.przybylski@rp.pl]j.przybylski@rp.pl[/mail][/b]