Czytaj więcej:
Teza 1: Narodowy Bank Polski powinien mieć wśród swoich celów wspieranie dekarbonizacji gospodarki.
Liczba respondentów: 38
Opinie ekspertów (38)
Trudno mi sobie wyobrazić w jaki sposób NBP mógłby przewidywać długofalowe skutki swoich decyzji na dekarbonizację gospodarki, zwłaszcza bez jasnej polityki rządu w tym zakresie. Problemem jest także ważenie tego i innych celów. Lepiej jeśli tym celem zajmie się rząd.
Unia Europejska przyjęła bardzo ambitne zobowiązania co do polityki klimatycznej, które Polska jako członek EU zobowiązana będzie wcielić w życie. Proces dekarbonizacji w EU, jak również w Polsce, będzie mieć ogromny wpływ na gospodarkę, tak więc będzie musiał być brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji przez NBP nawet jeśli NBP nie będzie explicite zobowiązany do wspierania polityki klimatycznej. Zobowiązanie banku centralnego do wspierania dekarbonizacji z pewnością przyspieszyłoby transformację gospodarki.
Wiodące banki centralne coraz aktywniej angażują się w walkę ze zmianami klimatycznymi. W skali globalnej jest to widoczne m.in. poprzez powołanie w 2017 r. grupy Network of Central Banks and Supervisors for Greening the Financial System (NGFS), do której aktualnie należy około 100 banków centralnych i nadzorców, w tym KNF. Publikacje NGFS wskazują, że banki centralne mogą mieć wpływ na ograniczanie zmian klimatycznych poprzez promowanie zmian w kierunku finansowych przyjaznych środowisku.
Banki centralne powinny mieć zapewnioną możliwość wspierania polityki gospodarczej w szerokim ujęciu. Nie powinno dążyć się do szczegółowego wskazywania celów cząstkowych wspierania polityki rządu, m.in. z uwagi na trudność przewidzenia wszystkich pożądanych celów. Przykładowo, gdyby banki centralne miały wskazane dotychczas konkretne cele działania najprawdopodobniej nie znalazłby się wśród nich cel przeciwdziałania skutkom pandemii COVID-19. Ponadto, gdyby zwyciężyła idea wskazywania konkretnych celów wspierania polityki gospodarczej trzeba byłoby uzasadnić dlaczego dany cel jest ważniejszy niż inne, np. dlaczego dekarbonizacja jest ważniejsza od wsparcia systemu emerytalnego czy ochrony zdrowia lub cyfryzacji. Równocześnie rozszerzenie zakresu celów banków centralnych (w tym NBP) mogłoby prowadzić do pokusy obniżenia ich niezależności np. poprzez częste zmiany celów dodatkowych i tym samym zmuszanie banków centralnych do podejmowania działań oczekiwanych przez rząd.
Rolą banku centralnego jest dbanie o stabilność pieniądza i powinien to być jedyny cel NBP. Wiemy z teorii i doświadczeń, że bank centralny nie może skutecznie realizować kilka celów jednocześnie, zwłaszcza celów pozostających poza wpływem polityki monetarnej.
Dekarbonizacja gospodarki w ciągu najbliższych 30 lat to konieczność, o ile nie chcemy, żeby następne pokolenie toczyło realne wojny o wodę, żywność i miejsca, które choć trochę nadają się do zamieszkania. Jednak nie każde narzędzie nadaje się do wspierania tego kluczowego już dzisiaj działania. NBP ma do dyspozycji w zasadzie jeden silny instrument - stopy procentowe. Przy pomocy tego instrumentu może próbować osiągać tylko jeden cel, a nie kilka równocześnie. W moim przekonaniu tym celem powinna być zawsze stabilność pieniądza. Próby osiągania kilku celów naraz jak dotąd zawsze kończyły się jednym - inflacją pieniądza.
Bank centralny powinien zajmować się tym do czego został powołany, czyli do dbania o wartość pieniądza i należy dążyć do tego by był w stanie się z tej funkcji wywiązywać. Jeżeli nie będzie w stanie wypełniać tej podstawowej funkcji to raczej trudno jest oczekiwać, że poradzi sobie z innymi.
Wspieranie dekarbonizacji będzie, prędzej czy później, celem pośrednim lub pomocniczym wszystkich poważnych banków centralnych. Niezależnie od tego, co to znaczy, i do jakiego stopnia jest ona skuteczna. Byłoby dobrze, gdyby była ona w miarę precyzyjnie określona, ale, nawet jeżeli nie jest, nie powinno się od niej uciekać.
NBP ma jasno określone cele i mandat, rozszerzanie go nawet o najbardziej wzniosłe cele wymaga zmiany nie tylko ustawy o NBP, ale być może konstytucji, a to juz otwieranie puszki Pandory.
"Podstawowym celem działalności NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP". Kwestie związane z dekarbonizacją gospodarki powinny być włączone w nurt polityki gospodarczej. Dodatkowo NBP ma wśród zadań: "działanie na rzecz stabilności systemu finansowego" oraz "działanie na rzecz wyeliminowania lub ograniczania ryzyka systemowego" i także z tymi zadaniami można powiązać dekarbonizację gospodarki. Z racji tego, że będą pojawiać się nowe wyzwania, to inne podejście spowodowałoby rozrost zadań i "rozwodnienie" tych kluczowych przypisanych NBP.
Brak odpowiedniej polityki dekarbonizacji będzie stanowić na dłuższą metę zagrożenie dla stabilności waluty. Oczywiście nie da się już uniknąć znacznej inflacji, wywołanej dotychczasowymi zaniechaniami, ale polityka energetyczna ma kluczowe znaczenie dla skali tego zjawiska w przyszłości. Zakładam, że jednak dekarbonizacja będzie szła w stronę zmniejszenia tego zagrożenia, niezależnie od konkretnej polityki dekarbonizacyjnej wybranej przez rząd.
Dekarbonizacja może zakończyć się powodzeniem tylko pod warunkiem koherentnej polityki rządu w tym zakresie. Bez niej polityka pieniężna i makroostrożnościowa faworyzująca np. zielone inwestycje byłaby suboptymalna. Bank Centralny powinien więc pełnić funkcję wspierającą, ale wtórną wobec polityki rządu. Ma natomiast pole do działania np. w zakresie inwestowania rezerw, które mogłyby brać pod uwagę kryterium Zrównoważonych Finansów.
Nie należy mnożyć funkcji banku centralnego, bowiem to może osłabić, czy "rozmyć" najważniejsze funkcje tego banku w zakresie polityki pieniężnej i kontrolowania inflacji. Dekarbonizacja to zadanie dla rządu i parlamentu.
Nie bardzo rozumiem, jak konkretnie interpretować "wspieranie dekarbonizacji gospodarki " w kontekście działań NBP.
Moim zdaniem rozwiązanie przyjęte przez Bank Anglii jest rozsądne. Nie przeceniając praktycznego znaczenia takiego rozwiązania należy sądzić, że budowanie właściwego klimatu dla dojścia do gospodarki zeroemisyjnej też jest ważne. To swego rodzaju deklaracja wyznawanego systemu wartości. Można się zastanawiać, czy zapis o wspieraniu dekarbonizacji nie byłby zbyt wąski. Powinno raczej chodzić o poparcie dla postępu społecznego zgodnie z celami zrównoważonego rozwoju ONZ.
Moim zdaniem zapis art. 3. 1. ustawy o NBP ("Podstawowym celem działalności NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP") jest wystarczająco pojemny. Umożliwia on wspieranie dekarbonizacji gospodarki oraz innych celów polityki gospodarczej rządu. Jednak w przypadku udzielenia takiego wsparcia, zgodnie z zasadą przejrzystości i odpowiedzialności (transparency i accountability), bank centralny powinien przedstawiać wyniki analiz dotyczących krótko- i długookresowego wpływu podjętych działań na wzrost gospodarczy (w tym potencjalny PKB), inflację, wynik finansowy i bilans banku centralnego, a także zgodności podjętych działań z Konstytucją RP, ustawą o NBP oraz regulacjami dotyczącymi pomocy publicznej.
W moim przekonaniu nie ma takiej potrzeby. Istniejące zapisy prawne są wystarczające. Zgodnie z konstytucją NBP odpowiada za wartość polskiego pieniądza i do realizacji tego podstawowego celu powinien wykorzystywać politykę pieniężną. Jednocześnie NBP jest ustawowo zobowiązany do wspierania polityki gospodarczej rządu. Wyróżnianie wybranego aspektu polityki gospodarczej rządu nie wydaje się być pożądane. Po pierwsze, nie jest jasne, dlaczego akurat ten aspekt miałby być wybrany, a nie np. działanie na rzecz zmniejszenia nierówności dochodowych. Po drugie, wprowadzanie zmian w mandacie NBP może doprowadzić do rozmycia odpowiedzialności NBP za utrzymywanie stabilności cen: w razie niezrealizowania celu inflacyjnego RPP mogłaby się zasłaniać wspieraniem dekarbonizacji gospodarki. Po trzecie, nie bez znaczenia jest wymiar instytucjonalno-prawny: zmiana zostałaby zapewne wprowadzona w ustawie (trudno sobie bowiem wyobrazić, że znalazłaby się większość konstytucyjna), a to stanowiłoby swego rodzaju zaproszenie dla polityków do zgłaszania kolejnych postulatów pod adresem polityki pieniężnej. W długim okresie skończy się to inflacją. Po czwarte, warto pamiętać, że 95% zysku NBP trafia do budżetu państwa. Jeśli zatem rządzący, którzy posiadają przecież mandat uzyskany w wyborach powszechnych, uważają dekarbonizację gospodarki za ważny cel, mogą ją z powodzeniem realizować przy wykorzystaniu środków wpłaconych przez NBP. W ubiegłym roku wpłata wyniosła ponad 7 mld zł.
Polityka banku centralnego powinna być przede wszystkim skoncentrowana na celach związanych z utrzymywaniem stabilnej wartości pieniądza. Wprowadzanie celu wspierania dekarbonizacji gospodarki jest bardzo poważną modyfikacją dotychczasowych celów NBP. W związku z tym należałoby najpierw precyzyjnie zdefiniować co oznacza wspieranie dekarbonizacji gospodarki i w jakim zakresie NBP może taki cel realizować. Czy oznacza to emitowanie papierów dłużnych w celu finansowania alternatywnych źródeł energii? Określonych sektorów gospodarki? Określonych spółek państwowych? Wydaje się, że wprowadzenie tego rodzaju celu może prowadzić do działań NBP, za które odpowiedzialność powinien podejmować rząd. Wyznaczenie tego rodzaju celu może powodować osłabienie niezależności banku centralnego w Polsce, co może negatywnie wpłynąć na stabilność rynków finansowych i wartości pieniądza w dłuższym okresie.
Pośród instytucji mających realny wpływ na zachowania przedsiębiorstw bank centralny ma najsilniejsze instrumenty presji na dekarbonizację. Chodzi przede wszystkim o długoterminową wycenę wartości aktywów, która może uwzględniać wpływ CO2 czy szerzej zanieczyszczania środowiska. Obniżenie wyceny w związku z uwzględnieniem tych długoterminowych czynników może wpłynąć na politykę kredytową banków, a także preferencje inwestycyjne. W tym ujęciu dekarbonizacja ma wymiar wyceny aktywów finansowych, nie jest problemem politycznym, staje się niezależnym kierunkiem działań od polityki rządu.
Teza 2: Banki centralne, w tym NBP, prowadząc politykę pieniężną powinny brać pod uwagę jej wpływ na rynek nieruchomości.
Liczba respondentów: 38
Opinie ekspertów (38)
Trudno mi sobie wyobrazić w jaki sposób NBP mógłby przewidywać długofalowe skutki swoich decyzji na ceny nieruchomości i ich społeczne konsekwencje, zwłaszcza bez jasnej polityki rządu w tym zakresie. Problemem jest także ważenie tego i innych celów. Lepiej jeśli tym celem zajmie się rząd.
Nie uważam, że banki centralne powinny być zobowiązane do kontrolowania wzrostu cen nieruchomości ze względów społecznych. Na ceny nieruchomości ma poza polityką monetarną wpływ wiele innych czynników, takich jak np. przepisy dotyczące użytkowania gruntów czy regulacje dotyczące kredytów hipotecznych, które leżą w gestii innych instytucji.
Ze zdaniem się zgadzam, ponieważ banki centralne powinny brać pod uwagę wszystkie skutki podjętych decyzji. Nie zgadzam się jednak z tym, aby banki centralne były zobligowane do kontroli cen nieruchomości. Po pierwsze, mam wątpliwości, aby to się udało. Po drugie, symulacje kontrfaktyczne z wykorzystaniem modeli teoretycznych wskazują, że uwzględnienie cen mieszkań w decyzjach na temat poziomu stóp procentowych prowadzi do trwałego obniżenia aktywności gospodarczej. Uważam jednak, że warto prowadzić dyskusję na temat tego na ile koszty użytkowania mieszkania (poziom czynszów oraz "czynszów imputowanych") powinny być uwzględnione w miernikach inflacji cen konsumenta. Rozwiązania w tym zakresie między krajami są bardzo odmienne.
Bank centralny powinien analizować sytuację na rynku nieruchomości, bowiem był on i może być w przyszłości jednym z czynników prowadzących do nierównowag makroekonomicznych.
Banki centralne wpływają na rynek nieruchomości poprzez politykę pieniężną i makroostrożnościową, jakkolwiek warto pamiętać, że mogą w ten sposób oddziaływać jedynie na czynniki popytowe, które wpływają na ceny nieruchomości. Tymczasem jest szereg czynników podażowych, mających duży wpływ na ceny nieruchomości, które zależą od polityki rządu: polityka podatkowa, dostępność terenów pod zabudowę, podaż mieszkań na wynajem etc. Odpowiednia polityka rządu w tym względzie jest co najmniej tak samo ważna jak polityka makroostrożnościowa.
Bank centralny ma ograniczoną liczbę instrumentów, którymi dysponuje. Poszerzanie obszaru jego odpowiedzialności przy niezmiennym zakresie narzędzi oznaczać może brak możliwości realizacji podstawowych celów.
Bank centralny powinien uwzględniać wszelkie istotne informacje dotyczące gospodarki, w tym sytuację na rynku nieruchomości. Ale tylko w takim zakresie w jakim pozwala to bankowi na utrzymanie stabilności cen.
Stan rynku nieruchomości jest jednym ze wskaźników, które świadczą o stanie całej gospodarki. W tym sensie NBP powinien brać go pod uwagę. Jednocześnie sam rynek nieruchomości nie powinien stanowić celu polityki pieniężnej.
Bank centralny powinien zajmować się tym do czego został powołany, czyli do dbania o wartość pieniądza. Jeżeli nie wypełnia tej podstawowej funkcji we właściwy sposób to oczywiście mamy do czynienia ze skutkami ubocznymi przejawiającymi się we wzroście cen nieruchomości. W związku z tym zdecydowanie bardziej wskazane jest skoncentrowanie się na tym do czego bank centralny został powołany niż dodawania mu kolejnych funkcji ponieważ jeżeli nie wywiązuje się dobrze z jednej to trudno oczekiwać, że poradzi sobie z innymi.
Takie ograniczone cele cząstkowe banki centralne powinny uwzględniać jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Rynek nieruchomości sobie poradzi i bez NBP. Im mniej kontroli, tym lepiej.
Teza ok, niekoniecznie oznacza to jednak implementacje a la Nowa Zelandia. W szczególności, po to są modele, żeby podpowiedzieć niezależnej RPP, jakie są potencjalne konsekwencje jej decyzji dla rynku nieruchomosci i po przemyśleniu tego, RPP może rynek nieruchomosci wziąć pod uwagę jako jeden z wielu typów rynków. Podobnie patrzy sie na marze, na macro-pru, itp.
Monitorowanie rynku nieruchomości, w tym cen i LtV, jest jednym ze składników szerokiej gamy aspektów uwzględnianych w ocenie stabilności finansowej i stabilności cen. Dołączenie wymienionego w pytaniu zadania do zadań banku centralnego stanowiłoby element "ręcznego" sterowania i ingerowania w mechanizmy rynkowe.
Odpowiedź zależy od kontekstu pytania. Choć ceny nieruchomości nie są wliczane do inflacji, banki centralne oczywiście muszą zwracać na nie uwagę: jak pokazuje doświadczenie, bańki spekulacyjne na rynku nieruchomości grożą stabilności finansów i waluty. Natomiast nie uważam, by zadaniem NBP była dbałość o ceny na rynku nieruchomości "ze względów społecznych", to wyłączna odpowiedzialność rządu.
Tak. Stopy procentowe banku centralnego oraz regulacje makrostrożnościowe mają duże znaczenie dla powstawania lub niepowstawania tzw. baniek na nieruchomościach.
Poniekąd już to robią, tzn. banki centralne z reguły są głównym koordynatorem nadzoru makroostrożnościowego, a ten uwzględnia sytuację na rynku nieruchomości.
Bank centralny powinien monitorować rynek nieruchomości, bowiem na jego funkcjonowanie bardzo duży wpływ mają stopy procentowe ustalane przez ten bank.
Rynek nieruchomości jest ważnym komponentem gospodarki. Monitorowanie sytuacji na tym rynku oraz jej uwzględnianie (obok innych czynników) w prowadzeniu polityki pieniężnej nie jest niewłaściwe.
Kształtowanie dostępności nieruchomości dla kupujących po raz pierwszy stanowi główny element polityki mieszkaniowej realizowanej przez rząd. Ponadto, szczególnie w sytuacji usytuowania nadzoru finansowego (dysponującego narzędziami polityki makroostrożnościowej) poza bankiem centralnym, uwzględnianie przez bank centralny problemu dostępności mieszkań może prowadzić do zbyt restrykcyjnej polityki pieniężnej (zbyt wysokich stóp procentowych). Należy również odnotować, że Bank Rezerw Nowej Zelandii nie otrzymał zadania "kontrolowania" wzrostu cen nieruchomości ze względów społecznych. Choć zgodnie z poniższą informacją opublikowaną przez BRNZ powinien on uwzględniać wpływ polityki pieniężnej na ceny nieruchomości, cele polityki pieniężnej realizowanej przez BRNZ nie uległy zmianie. Trudno obecnie ocenić, w jaki sposób BRNZ będzie realizował te wytyczne. W mojej ocenie nową regulację należy raczej interpretować jako nałożony na BRNZ dodatkowy obowiązek o charakterze analityczno-informacyjnym, a nie kolejny cel stanowiący istotę polityki mieszkaniowej i ograniczający pole manewru w polityce pieniężnej. The direction (under section 68B of the Reserve Bank Act) requires the Bank to have regard to the impact of its actions on the Government’s policy of supporting more sustainable house prices, including by dampening investor demand for existing housing stock, which would improve affordability for first-home buyers. The Monetary Policy Committee’s (MPC) targets meanwhile remain unchanged, that is to maintain stability in consumer price inflation and contribute to maximum sustainable employment. However, the Bank will be required to outline, amongst other things, the impact of its decisions on the Government’s housing objectives. The replacement MPC remit, which is effective from March 1 2021, requires the Committee to assess the effect of its decisions on the Government’s policy relating to sustainable house prices.
Zasadniczo zgadzam się z tym stwierdzeniem. NBP powinien brać pod uwagę wszystkie czynniki, które oddziałują na stabilność cen, w tym sytuację panującą na rynku nieruchomości. Co więcej, do zadań NBP - na gruncie obowiązującego prawa - należy działanie na rzecz stabilności systemu finansowego oraz działanie na rzecz wyeliminowania lub ograniczania ryzyka systemowego (art. 3 ust. 2 pkt 6a i 6b). Warto dodać, że Prezes NBP jest członkiem Komitetu Stabilności Finansowej, który zajmuje się nadzorem makroostrożnościowym. Pewne wątpliwości budzi jednak nieostre określenie "kontrolować wzrost cen nieruchomości ze względów społecznych". Jeśliby wzrost cen nieruchomości nie stanowił zagrożenia dla stabilności systemu finansowego i nie miał przełożenia na tradycyjnie mierzoną inflację (tak jak zapisano w tezie), wówczas działać powinien raczej rząd, a nie bank centralny, np. wprowadzając odpowiednie regulacje ograniczające działalność spekulacyjną. Innymi słowy, należałoby najpierw ustalić przyczynę niepożądanego społecznie wzrostu cen, a następnie dobrać odpowiedni instrument.
Banki centralne powinny uwzględniać rynek nieruchomości w swojej polityce. Wahania cen nieruchomości wpływają na inflację, ale również mają istotny wpływ na działalność kredytową banków, ich ryzyko i dochodowość, co bezpośrednio przekłada się na stabilność systemu finansowego. Jednak kontrolowanie wzrostu cen nieruchomości nie powinno być celem banków centralnych, ponieważ nie mają do tego niezbędnych instrumentów. Na ceny na rynku nieruchomości wpływa całe spektrum czynników popytowych, podażowych i regulacyjnych. NBP nie ma możliwości wpływania na wszystkie te czynniki. Zmiana stóp procentowych w krajach takich jak Polska nie ma zawsze bezpośredniego i szybkiego przełożenia na ceny na rynku nieruchomości.
Słowo kontrola ma bardzo silny, sprawczy wydźwięk. O ile decyzje banku centralnego w zakresie podaży i ceny pieniądza wpływają na rynek nieruchomości, o tyle słowo kontrola niesie za sobą treści centralistyczne, etatystyczne które trudno przypisać obecnej roli NBP.
Teza 3: Cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc.) jest zbyt wysoki. NBP powinien dążyć do utrzymania inflacji w okolicy 2 proc., tak jak Europejski Bank Centralny.
Liczba respondentów: 38
Opinie ekspertów (38)
Napiszę więcej: cel ten powinien być znacznie mniejszy, myślę, że nawet powinien być równy zero procent. Ustalenie celu inflacyjnego powyżej zera procent jest kradzieżą ludzkich oszczędności. Długo byłoby pisać na ten temat. Najkrócej jak można: między bajki należy włożyć argumenty ekonomistów ortodoksyjnych, że inflacja na poziomie 2-3 procent działa jak ‘smar dla gospodarki’, oraz, że dbałość o inflację na poziomie 2-3 procent wynika z zagrożeń pojawiającej się deflacji przy zerowym celu inflacyjnym (a deflacja, zdaniem mainstreamowych ekonomistów jest z definicja złem 😊 – tezie takiej przeczą zarówno doświadczenia historyczne, jak i argumenty teoretyczne! Tutaj można podać ogrom literatury o braku zagrożeń ze strony deflacji, a podsumowanie tego np. w pracy magisterskiej napisanej przez mojego seminarzystę w zeszłym roku 😊)
Każda zmiana celu inflacyjnego może podważyć zaufanie społeczne do banku centralnego. Dlatego takich zmian należy dokonywać bardzo rzadko.
Cel na poziomie 2,5% jest wystarczający, by sprzyjał spełnieniu kryterium inflacyjnego z Maastricht w czasie, gdy rozpocznie się proces wchodzenia Polski do strefy euro.
Cel NBP jest ustalony właściwie, ponieważ uwzględnia efekt doganiania obecny w polskiej gospodarce. Dobrze, że jest wyższy niż w EBC i takim może pozostać do czasu przyjęcia euro.
Biorąc pod uwagę to, że prędzej czy później Polska musi przyjąć wspólną walutę należy dążyć do koordynacji polityki monetarnej Polski z polityką EBC.
Po kryzysie związanym z pandemią, w warunkach gwałtownej zmiany struktury popytu powiązanej z załamaniem gospodarczym, trochę wyższa inflacja nie zaszkodzi.
Biorąc pod uwagę dotychczasowa skuteczność w realizacji celu, poziom nie ma aż tak dużego znaczenia, bo NBP i tak prawie nigdy w niego nie trafia. [sarcastic smirk]
Biorąc pod uwagę fakt, że obecny poziom celu inflacyjnego NBP jest stosowany od 2004 r., to jego rewizję w dół do poziomu stosowanego m.in. przez EBC można uznać za uzasadnioną.
Na obecnym poziomie rozwoju, gospodarka polska potrzebuje większego marginesu swobody. Jeśli liczymy na wyraźnie szybszy wzrost PKB niż w strefie euro, musimy też liczyć się z występowaniem efektu Balassy-Samuelsona; oczywiście dopiero wtedy, kiedy do gospodarki światowej powróci wzrost, w warunkach recesji i deflacji w strefie euro nie ma to znaczenia.
Nawet niżej niż 2 proc. Aprecjacja kursu realnego powinna odbywać się przez aprecjację nominalną. przyzwyczajanie gospodarki do słabej waluty krajowej jest ślepą uliczką o poważnych konsekwencjach dla długotrwałej konkurencyjności. Obawy przed niską inflacją lub deflacją są przesadzone.
Raczej się nie zgadzam z takim postawieniem sprawy. Cel inflacyjny powinien być ustalany realistycznie i brać pod uwagę specyfikę czynników generujących inflację w danym kraju. Część przyczyn wywołujących inflację w gospodarce polskiej ma charakter osobliwy w porównaniu ze strefą euro. Ponadto większe znaczenie należy przywiązywać do relacji pomiędzy celem a wykonaniem.
Poziom cel inflacyjnego RPP jest odpowiedni. Jego obniżenie zwiększyłoby ryzyko wystąpienia pułapki deflacyjnej (sytuacji, w której bank centralny nie może obniżyć krótkoterminowej nominalnej stopy procentowej do poziomu, przy którym realna stopa procentowa kształtuje się na poziomie pożądanym z punktu widzenia perspektyw inflacji i wzrostu gospodarczego). Można oczekiwać, że w dłuższej perspektywie ryzyko to będzie stopniowo rosnąć wraz ze spadkiem tzw. naturalnej stopy procentowej.
Pomysł zrównywana celu ze stosowanym przez EBC nie uwzględnia poziomu rozwoju. Proces konwergencji nie został zakończony, a w jego trakcie inflacja może być nieco wyższa w gospodarkach szybciej rosnących z uwagi na efekt Balassy-Samuelsona, który sam w sobie jest przejawem zdrowych procesów gospodarczych (szybki wzrost produktywności, przy czym zróżnicowany w poszczególnych gałęziach).
Cel inflacyjny od dłuższego czasu pozostaje elementem komunikacji z rynkiem, jako punkt odniesienia oczekiwań rynku odnośnie do decyzji NBP. Z drugiej strony, systematyczne trudności z utrzymaniem celu inflacyjnego wskazują na nadmiernie luźną politykę w tym zakresie. Być może więcej rygoru jest potrzebne zanim narastający wpływ inflacji stanie się gospodarczo i społecznie dolegliwy.
Teza 4: Pasmo dopuszczalnych wahań inflacji wokół celu NBP (1,5 do 3,5 proc.) jest zbyt wąskie. NBP powinien tolerować odchylenia od celu o 2 pkt proc. w każdą stronę (0,5 do 4,5 proc.).
Liczba respondentów: 38
Opinie ekspertów (38)
Trudno jest precyzyjnie kontrolować inflację, stąd potrzeba określenia szerokości pasma dopuszczalnych wahań inflacji wokół celu banku centralnego. Wybór szerokości pasma odzwierciedla kompromis pomiędzy ogłoszeniem wąskiego, twardego przedziału, który może być czasami naruszany, a ogłoszeniem szerokiego przedziału, który może być postrzegany jako "miękkość" ze strony banku centralnego. Rynki mogą interpretować węższy przedział jako silniejsze zaangażowanie banku centralnego w realizację celu inflacyjnego. Jednakże, jeżeli utrzymanie inflacji w wąskim przedziale okaże się trudne w praktyce, częste naruszenia mogą podważyć wiarygodność celu inflacyjnego. Każde poszerzenie pasma dopuszczalnych wahań inflacji wokół celu wiąże się z ryzykiem podważenia wiarygodności celu inflacyjnego oraz samego banku centralnego. Tak więc decyzje o zmianie pasma powinny być podejmowane tylko w sytuacjach wyjątkowych.
Pasmo 1,5% - 3,5% ma charakter indykatywny. Nie ma powodu, by zmieniać jego szerokość.
Pasmo wahań wobec celu jest właściwe. W pełni oferuje elastyczność polityki pieniężnej w ramach ustalonego celu.
Nie jest to dobry pomysł ponieważ może to powodować dalsze rozluźnienie dyscypliny i systematyczne przekraczanie celu inflacyjnego, a tym samym skutkować niemożliwością spełniania kryterium inflacyjnego i utrudniać dążenia do przyjęcia wspólnej waluty.
Szczególnie w okresie po pandemii, wahania inflacji mogą być znaczne i niekoniecznie należy z nimi walczyć.
A jak by to rozszerzyć do 5 pkt proc. to juz w ogóle nie byłoby dyskusji o inflacji poza celem.
Pasmo od 1,5% do 3,5% jest wystarczająco szerokie.
Przedział wahań nie może być fikcją; jeśli NBP uzna, że właściwy cle inflacyjny jest niższy/wyższy, może to zrobić. Ale "rozmiękczanie" polityki przez rozszerzanie przedziału jest działaniem niewłaściwym.
Cel inflacyjny powinien być niższy ale dopuszczalne wahania inflacji nie powinny być zbyt szerokie.
Moim zdaniem pasmo wahań 1,5 do 3,5 proc. jest dobrze określone i nie ma uzasadnienia dla jego poszerzania.
Rozszerzenie pasma dopuszczalnych odchyleń od celu RPP oddziaływałoby w kierunku zwiększenia zmienności inflacji i premii za ryzyko inflacyjne zawartej w długoterminowych stopach procentowych. Szersze pasmo dopuszczalnych odchyleń miałoby również niekorzystny wpływ na wiarygodność celu inflacyjnego RPP, co utrudniłoby zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych na poziomie zbliżonym do celu.
NBP powinien lepiej tłumaczyć prowadzoną politykę pieniężną. Rozszerzenie pasma zostałoby zapewne zinterpretowane jako rezygnacja NBP z dążenia do utrzymywania inflacji jak najbliżej 2,5%. Tego rodzaju sygnał niekorzystnie wpływałby na oczekiwania inflacyjne, a to stwarza zagrożenie dla stabilności złotego. Należy podkreślić, że NBP powinien w większym stopniu zajmować się dbaniem o stabilność złotego. Podejmowane od pewnego czasu działania NBP, które były ukierunkowane na osłabienie złotego, należy ocenić jako rozbieżne z konstytucyjnym zadaniem banku centralnego i krótkowzroczne z ekonomicznego punktu widzenia.
Poszerzenie pasma dopuszczalnych wahań może spowodować zbyt liberalne podejście do celu inflacyjnego. Cel powinien być określony dość precyzyjnie, tak aby wszelkie wahania były monitorowane. Przy szerokim paśmie dopuszczalnych wahań istnieje niebezpieczeństwo rozmycia celu inflacyjnego i braku zdecydowanych działań przy odchodzeniu od celu.
2 pkt procentowe elastyczności w każdą stronę odpowiadają postulowanej wartości celu inflacyjnego. Tworzy się bardzo szeroki korytarz, co być może znajduje zwolenników zachowania elastyczności reakcji w niestabilnych makroekonomicznie czasach.
Teza 5: Stabilność cen, której utrzymywanie jest zadaniem większości banków centralnych, powinna być rozumiana dosłownie, jako brak inflacji.
Liczba respondentów: 38
Opinie ekspertów (38)
Patrz poprzedni komentarz.
Stabilność cen nie powinna być rozumiana dosłownie jako brak inflacji. Niski, ale nie zerowy poziom inflacji, ma również dobre strony, gdyż pozwala np. na obniżenie płac realnych bez obniżenia płac nominalnych, jak również ułatwia politykę monetarną. Nie jestem też przekonana co do tego, że umiemy precyzyjnie mierzyć inflację w dobie ogromnych zmian technologicznych.
Całkowity brak inflacji nie jest pożądany, m.in. z punktu widzenia rozwoju gospodarczego kraju. Doświadczenia wielu kryzysów, w tym Wielkiej Depresji wskazały, że stosowanie polityki deflacyjnej w celu utrzymania stabilności cen przynosi więcej strat niż korzyści. Jednym ze współczesnych wyzwań jest zaś pomiar inflacji, w tym związany z pozyskiwaniem cen usług do pomiaru CPI (np. w sytuacji zamknięcia większości punktów usługowych i handlowych na początku pandemii). Ponadto w czasach kryzysowych niektóre tradycyjne mierniki mogą nie odzwierciedlać faktycznego wzrostu cen. Warto zastanowić się więc, czy obecny koszyk inflacyjny, po zmianie struktury konsumpcji (wydatków), nie powinien ulec dalszej modyfikacji.
Trudno założyć, że w polskiej gospodarce, wciąż przechodzącej przez okres realnej konwergencji, może utrzymywać się trwale zerowa inflacja.
Brak inflacji do niewłaściwie rozumiany cel. Niewielka inflacja - w granicach 2,5 - jest korzystana dla gospodarki ponieważ pozwala na dostosowania cen relatywnych w sposób zapewniający większa stabilność gospodarki.
Badania pokazują, że niewielka inflacja, w granicach 2%, jest dobra dla gospodarki i optymalna dla wzrostu gospodarczego. Nie postulujmy działań, które są w jaskrawej sprzeczności z dorobkiem pokoleń ekonomistów.
Dążenie do utrzymania inflacji na poziomie 2% jest w pełni realne, natomiast dążenie do uzyskania inflacji na poziomie 0% może być związane z zbyt wysokimi kosztami dla gospodarki w przypadku występowania błędu pomiaru w związku z czym nie należy do tego dążyć.
Czeka nas rewolucja w zakresie technik mierzenia inflacji, a także silna zmiana strukturalna koszyka inflacyjnego. W takiej sytuacji, kiedy nie bardzo wiadomo, jaka naprawdę jest inflacja i jak wpływa ona na popyt, wychodzenie przed szereg może być niewskazane. Trzeba trochę poczekać i słuchać, jak się kłócą między sobą fachowcy od mierzenia inflacji i popytu.
To był tylko jeden z argumentów, w mojej ocenie nie najważniejszy. Nawet gdyby to była prawda, ze mamy lepszy pomiar cen i ich zmian (co do czego mam sporo wątpliwości po obejrzeniu danych mikro o cenach), to nadal nie ma powodu, by celować w 0.
Wprawdzie nastąpił postęp w zakresie analizy danych, ale nie miało to - przynajmniej na razie - przełożenia na znaczącą zmianę metodyki szacowania wskaźników inflacji (poza cykliczną weryfikacją koszyka i wag). Jeżeli metodyka zostanie znacząco udoskonalona, wtedy można rozważać pewne obniżenie poziomu celu inflacyjnego, ale nie do zera.
Argumenty na temat przeszacowywania inflacji (głównie poprzez niepełne uwzględnianie wzrostu jakości dóbr) są nadal zasadne. Poza tym, bankom centralnym znacznie wygodniej jest prowadzić politykę przy inflacji niskiej, niż zerowej.
Tak. Nie ma żadnego powodu by inflacja była permanentnie zdecydowanie wyższa niż 1 proc. Konieczności incydentalnego przeciwdziałania recesjom typu Wielkiej Depresji nie należy mylić z luźną polityką akceptującą inflację rzędu 3 proc.
Stabilności cen nie należy sprowadzać do braku inflacji. Umiarkowana inflacja np. 1-2% spełnia warunki stabilności cen.
W stosunku do postawionej tezy - co do zasady słusznej - należy poczynić jedno zastrzeżenie, że nieznaczna, niewysoka inflacja nie oznacza braku stabilności cen.
Istnieje obszerna literatura wskazująca, że optymalny poziom inflacji jest wyraźnie wyższy od zera. Dwa główne argumenty: niższe ryzyko pułapki deflacyjnej oraz mniejszy koszt przywrócenia równowagi makroekonomicznej (dostosowania płac realnych) w postaci wzrostu bezrobocia w warunkach negatywnych wstrząsów popytowych.
To niefortunny pomysł. Po pierwsze, pomiar inflacji zawsze będzie obciążony niepewnością, w związku z czym zerowa inflacja będzie pociągała za sobą ryzyko okresowego wpychania gospodarki w deflację. Po drugie, problem z pomiarem inflacji jest tylko jednym z argumentów przeciw zerowej inflacji. Równie ważnym jest zachowanie możliwości zastosowania ujemnych realnych stóp procentowych bez uciekania się do stosowania ujemnych nominalnych stóp procentowych, a także stworzenie przestrzeni do zmian płac realnych bez konieczności wywoływania deflacji. Po trzecie, ten pomysł trudno uznać za osadzony we współczesnej literaturze przedmiotu.