Rada Ministrów przyjęła 3 listopada 2009 r. projekt ustawy uchylającej ustawę o negocjacyjnym systemie kształtowania wynagrodzeń.

Przepisy od lat ograniczają wysokość podwyżek w przedsiębiorstwach zatrudniających co najmniej 50 pracowników, nie pozwalając na przekraczanie centralnie ustalanego wskaźnika. Teoretycznie dotyczy ona wszystkich pracodawców z sektora prywatnego, firm państwowych i tych należących do samorządu. W praktyce jednak jej rygory stosują pracodawcy z sektora państwowego i samorządu.

[srodtytul]Dobre rozwiązanie[/srodtytul]

– To jawna dyskryminacja zatrudnionych w przedsiębiorstwach innych niż prywatne. Ich zarobki rosły dużo wolniej niż w sektorze prywatnym. Od lat się domagamy, żeby ustawa została uchylona, a decyzje o wysokości podwyżek zapadały na poziomie zakładu pracy – mówi Janusz Łaznowski, przewodniczący dolnośląskiej NSZZ „Solidarność”.

– Mamy złe doświadczenia z centralnie ustalanym wskaźnikiem przyrostu wynagrodzeń. Owszem, można ustalić jakiś prognozowany poziom, ale tylko do celów instrukcyjnych. Nie może być tak, że ktoś, nie znając danej firmy, ustala jej politykę płacową. Choć ustawa nie przewiduje wprost sankcji za podwyżki ponad ustalany wskaźnik, to zarządzający państwowymi spółkami ograniczali wzrost płac w obawie o swoje posady i reakcję ministra skarbu – mówi Franciszek Bobrowiecki, wiceprzewodniczący OPZZ.

Zadowoleni są także eksperci od wynagrodzeń. Według nich już od dawna to rynek powinien decydować o wysokości pensji w firmie.

– Owszem, ustalany ogólnopolski wskaźnik był dla pracowników gwarantem. W ostatnich latach krzywdził jednak część zatrudnionych. To efekt nietrafionych prognoz makroekonomicznych, które leżą u podstaw ustalania wskaźnika przeciętnego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach – mówi Kazimierz Sedlak z portalu Wynagrodzenia.pl. Jego zdaniem [b]wzrost płac powinien być zindywidualizowany i powiązany z wydajnością i efektywnością pracy. Istnieje jednak ryzyko, że związki zawodowe będą wysuwać abstrakcyjne postulaty płacowe.[/b]

Pracodawcy także nie protestują przeciw uchyleniu ustawy. Uważają jednak, że zgodnie z porozumieniem zawartym w Komisji Trójstronnej uwolnienie płac w przedsiębiorstwach powinno iść w parze ze zniesieniem ustawy kominowej.

– Przypomnieliśmy o tym premierowi w ubiegłym tygodniu i liczymy na to, że porozumienie wejdzie w życie. Na razie nie nic nie zapowiada końca kominówek – mówi Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.

[srodtytul]Byle z głową[/srodtytul]

Wraz z uchyleniem ustawy zlikwidowany zostanie scenariusz i kalendarz negocjacji płacowych. W każdej firmie w dowolnym czasie będzie można przystępować do rozmów o podwyżkach.

– W czasie negocjacji w Komisji Trójstronnej rozważaliśmy, czy uchylić tylko przepisy dotyczące ustalania wskaźnika, a pozostawić rozwiązania, które określają procedurę negocjacyjną w zakładach. Okazało się jednak, że nie ma takiej potrzeby, bo kwestie wynagrodzeń mogą być przedmiotem sporu zbiorowego, więc gdy pracodawca odmawia rozmów czy je markuje, to związki mogą wejść w spór i wówczas kalendarz wyznaczy ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych – mówi Adam Ambrozik.

Jeśli ustawa nie zostanie uchylona, rząd do 1 grudnia będzie musiał ogłosić wskaźnik przeciętnej podwyżki na 2010 r.

[ramka][b]Zasady ustalania poziomu płac[/b]

1. Rząd do 15 czerwca każdego roku przekazuje do Komisji Trójstronnej prognozę wskaźników makroekonomicznych na kolejny rok.

2. Komisja Trójstronna do 10 września ustala maksymalny roczny wskaźnik przyrostu miesięcznego wynagrodzenia.

3. Gdy tego nie zrobi, rząd do 1 grudnia ustala wskaźnik na kolejny rok.

4. Po ustaleniu wskaźnika mogą rozpocząć się negocjacje zakładowe. Powinny się zakończyć do końca lutego.

5. Jeżeli związki nie dogadają się z pracodawcą, to pracodawca samodzielnie do 10 marca musi wydać zarządzenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia.[/ramka]

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=t.zalewski@rp.pl]t.zalewski@rp.pl[/mail][/i]