Osoby, które rozwiążą do końca grudnia umowę o pracę, a w styczniu założą własną firmę, mogą od razu wybrać stawkę liniową. Nawet jeśli współpracują z byłym pracodawcą i wykonują te same czynności co na etacie.

To skutek zmiany art. 9a ust. 3 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=FC20E722F11E6FF508E2BB18D9F5792E?id=346580]ustawy o PIT[/link], która weszła w życie 20 maja 2010 r. Przed nowelizacją z przepisów wynikało, że jeśli przedsiębiorca współpracował ze swoim byłym szefem i robił w firmie to samo co wcześniej na etacie, na podatek liniowy musiał poczekać przynajmniej rok.

[srodtytul]Czy się opłaca[/srodtytul]

Osoby, którym zależy na płaceniu podatku liniowego w przyszłym roku, powinny się pospieszyć. Jeśli bowiem zrezygnują z umowy o pracę dopiero w styczniu, 19-proc. stawkę będą mogły wybrać najwcześniej w 2012 r. Chyba że nie współpracują ze swoim byłym pracodawcą albo też robią dla niego co innego niż w czasie stosunku pracy.

Warunkiem rozliczania się według stawki liniowej jest złożenie w urzędzie skarbowym oświadczenia w tej sprawie. Przedsiębiorca musi się zdecydować na ten wariant albo do 20 stycznia, albo – jeśli zakłada firmę w ciągu roku – do dnia poprzedzającego dzień rozpoczęcia działalności, nie później jednak niż w dniu uzyskania pierwszego przychodu.

Warto pamiętać, że po zmianie skali podatkowej w 2009 r. stawka liniowa nie jest już tak atrakcyjna jak wcześniej. Dochody do 85 528 zł są obciążone 18-proc. podatkiem i oczywiste jest, że bardziej się to opłaca niż 19-proc. stawka liniowa. Wyższy dochód to 32-proc. danina, ale nawet wtedy nie zawsze podatek liniowy będzie lepszy. Przy skali podatkowej przysługuje bowiem jeszcze odliczenie kwoty zmniejszającej podatek. Wybór stawki liniowej powoduje też, że nie możemy korzystać z większości preferencji – np. wspólnego rozliczenia z małżonkiem ani ulgi na dzieci.

[srodtytul]Fiskus może skontrolować[/srodtytul]

Oczywiście urząd może sprawdzić, czy pod płaszczykiem umowy o współpracę nie kryje się klasyczny stosunek pracy. Na podstawie art. 5b [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=FC20E722F11E6FF508E2BB18D9F5792E?id=346580]ustawy o PIT[/link] wolno mu skontrolować, czy wykonywane przez podatnika czynności są w ogóle działalnością gospodarczą. Może uznać, że podatnik jej nie prowadzi, jeśli są spełnione trzy warunki:

- odpowiedzialność wobec osób trzecich ponosi zlecający usługę,

- świadczenia są wykonywane pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez zlecającego,

- wykonujący czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego.

Wystarczy jednak, że jedna z tych przesłanek nie jest spełniona, i można się rozliczać tak jak przedsiębiorca. Przede wszystkim wykonawca nie może być podporządkowany klientowi, powinien sam decydować, gdzie i jak długo zajmuje się zleceniem (byleby wykonał je na czas). Usługodawca nie powinien też przyznawać mu przywilejów, o których mówi kodeks pracy.

Ustawowy zakaz rozliczania się w ramach działalności gospodarczej ma natomiast kadra kierownicza.

[ramka][b]Opinia:

Beata Hudziak, doradca podatkowy, partner w Grant Thornton Frąckowiak[/b]

Oszczędności podatkowe oraz niższe z reguły składki ZUS powodują, że założenie własnej firmy może się okazać korzystniejsze niż stosunek pracy. Ustawa o PIT wskazuje warunki, jakie trzeba spełnić, aby fiskus nie zakwestionował umowy o współpracy. Urzędy mogą bowiem sprawdzić, co robi były pracownik, i przekwalifikować przychody samozatrudnionego na wynagrodzenie ze stosunku pracy. Zgodnie z zasadą swobody umów strony mogą dowolnie ułożyć formę i zasady współpracy. Fiskus, aby udowodnić, że doszło do obejścia prawa w celu obniżenia zobowiązań podatkowych, musi skierować sprawę do sądu, który zbada treść czynności prawnej, uwzględniając jej cel i zamiar stron, a nie tylko oświadczenia woli. [/ramka]