Eksperci biją na alarm: obecnie nikt w kraju nie posiada programu informatycznego, który spełniałby warunki określone w nowej [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=296270]ustawie o podatku akcyzowym (DzU z 2009 r., nr 3, poz. 11)[/link] i ustalone w [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=302712]rozporządzeniu ministra finansów w sprawie ewidencji energii elektrycznej (DzU z 2009 r., nr 32, poz. 243)[/link]. W efekcie nawet duże firmy przymierzają się do prowadzenia tej ewidencji... w formie książkowej.
– W dzisiejszych czasach to ewenement – twierdzą zgodnie specjaliści od prawa podatkowego i branży energetycznej. Sprawa nie jest błaha, bo na podstawie tej ewidencji mają być składane deklaracje podatkowe i dokonywane wpłaty podatku.
[srodtytul]Terminy i deklaracje [/srodtytul]
Ustawodawca chciał, aby co do zasady obowiązek rozliczenia prądu nie był związany z obowiązkiem podatkowym, który – po wydaniu energii elektrycznej nabywcy końcowemu – powstaje z tą chwilą. Przepisy akcyzowe natomiast nakazują składać deklaracje, obliczać i wpłacać akcyzę do 25. dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym upłynął termin płatności wynikający z umowy lub z faktury, albo – jeżeli termin płatności nie został określony ani w umowie, ani w fakturze – po miesiącu, w którym wystawiono fakturę. Tak bowiem stanowi art. 24 pkt 2 ustawy.
Faktura zaś została zdefiniowana w art. 2 pkt 18 ustawy o podatku akcyzowym jako faktura w rozumieniu przepisów ustawy o podatku od towarów i usług. A skoro tak, to – jak twierdzą eksperci – nie są nimi niezawierające VAT wyliczenia prognozy, bo nie jest to ani faktura zaliczkowa, ani rozliczająca.
Sprawę dodatkowo komplikuje art. 25 ust. 1 ustawy o podatku akcyzowym, zgodnie z którym podatnicy, którzy będą składać deklaracje i wpłacać podatek za okresy dłuższe niż dwa miesiące, muszą obliczyć i zapłacić akcyzę wstępnie za okresy miesięczne, na podstawie szacunków dokonanych na podstawie ewidencji. Ta zaś, zgodnie z art. 91 tej ustawy, ma być ewidencją ilościową na podstawie wskazań urządzeń pomiarowo-rozliczeniowych u nabywcy końcowego lub podmiotu zużywającego energię. Gdy zaś takich urządzeń nie ma – na podstawie „współczynnikowo określonego poziomu poboru energii przez poszczególne urządzenia, wskazanego w dokumentacji prowadzonej przez podatnika”.
I tu zaczynają się problemy. Bo interpretacji tego prawa może być kilka. Przedsiębiorcy nie wiedzą zatem, czy powinni rozliczać każdego nabywcę końcowego z osobna, czy też – patrząc całościowo – nie dokonywać wpłat miesięcznych, jeżeli złożona została w danym miesiącu choćby tylko jedna deklaracja. A może składając deklarację za nabywcę końcowego, dla którego termin płatności jest dłuższy niż dwa miesiące, powinni dla tego konkretnego nabywcy liczyć wpłatę miesięczną?
Dodatkowo deklaracje podatkowe obejmują inny okres niż wpłaty miesięczne, które nie mają nic wspólnego z wpłatami wykazywanymi w deklaracji miesięcznej, bo w tej wykazać należy tylko te, które dotyczą ostatecznego rozliczenia.
[srodtytul]Niepewne wpływy [/srodtytul]
Wprowadzenie obowiązku dokonywania wpłat miesięcznych miało – w zamierzeniach Ministerstwa Finansów – zapewnić budżetowi państwa stabilne i przewidywalne w trakcie roku wpływy z podatku akcyzowego od energii elektrycznej. Problem polega jednak na tym, że na dobrych chęciach się skończyło, bo przepisy zostały tak skonstruowane, że w obliczu wątpliwości interpretacyjnych nie zapewnią tej stabilności. Bo wystarczy, że elektrownia będzie miała tylko jednego nabywcę końcowego, któremu w danym miesiącu przypada termin płatności, aby składając deklarację podatkową, nie musiała dokonywać miesięcznych wpłat. W ten sposób podatek płatny będzie dopiero w tych miesiącach, na które przypadać będą terminy płatności.
A te są bardzo różne. Są bowiem takie firmy, które za dostarczoną im energię elektryczną rozliczają się raz na pół roku, co oznacza, że płatność dokonywana jest tylko dwa razy w roku. Nietrudno się więc domyślić, że będą takie okresy w roku, kiedy do kasy państwa będzie wpływało więcej, w innych zaś mniej pieniędzy. A chyba nie o to chodziło ministerstwu.
Eksperci nie kryją, że możliwe jest takie interpretowanie przepisów, które rzeczywiście zapewniałoby tę stabilność wpływów budżetowych. Kłopot polega tylko na tym, że takie rozumienie przepisów nie do końca mieściłoby się w polskiej praktyce podatkowej, bo wymagałoby rozliczenia każdego nabywcy końcowego z osobna, a dopiero potem wystawiania deklaracji podatkowych.
Przypomnijmy, że do tej pory producent energii elektrycznej (tj. elektrownia) rozliczał akcyzę na podstawie licznika w momencie jej dostawy.
[ramka][b]Opinia: Krzysztof Flis, doradca podatkowy w MDDP[/b]
Przedsiębiorcy sygnalizowali wątpliwości, jakie budzą nowe przepisy. Nie doczekali się jednak reakcji. W trakcie konsultacji Ministerstwo Finansów wyraźnie nie chciało poważnie potraktować uwag środowisk gospodarczych, prawdopodobnie z obawy, iż za uwagami tymi kryć się może chęć osiągnięcia nieuczciwych celów. Tymczasem dziś większości podatników o wiele bardziej zależy na tym, żeby wiedzieć, jak postępować w zgodzie z przepisami, niż na zaoszczędzeniu paru złotych, i to za wszelką cenę. Na krytykę zasługuje też sposób pracy nad aktami wykonawczymi do nowej ustawy. Zostały opublikowane w ostatniej chwili, mimo że wejście w życie ustawy poprzez poprawkę Senatu zostało przesunięte o dwa miesiące. [/ramka]