Przepisy dotyczące odpadów powstających na statkach są niespójne. Powoduje to, że statki morskie muszą pozbywać się śmieci z rejsów za pośrednictwem infrastruktury (w tym firm) zapewnionej przez zarządcę portów, a te z żeglugi śródlądowej już niekoniecznie.

Konsekwencją nieprecyzyjnych regulacji jest to, że zarządcy portów morskich nie mają kontroli nad śmieciami, jakie powstają na statkach żeglugi śródlądowej i trafiają do innych firm, niż wskazane przez nich.

Zgodnie z ustawą o portowych urządzeniach do odbioru odpadów zarządca portu czy przystani morskiej ma zapewniać urządzenia umożliwiające odbiór ze statków odpadów. Przepisy te odnoszą się tylko do statków morskich. Nic nie mówią o innych statkach. Dopiero  inna ustawa o zapobieganiu zanieczyszczeniom morza przez statki odnosi się  ogólnie do jednostek pływających znajdujących się w polskich portach morskich.

– Definicja statku zawarta w tej ustawie nie wprowadza rozróżnienia na statki morskie i żeglugi śródlądowej – zwraca uwagę Jadwiga Sołtysek, radca prawny w kancelarii KSP Tax and Legal Advice. Dodaje, że w jej ocenie odnosi się ona zarówno do morskich jednostek, jak i tych z żeglugi śródlądowej.

– Brak precyzyjnych określeń to luka w prawie. Gdyby ustawodawca był konsekwentny, to we wszystkich przepisach określiłby takie same obowiązki zarówno dla jednych, jak i drugich statków. Wówczas nie byłoby konfliktów – ocenia Jadwiga Sołtysek.

Przepisy o zapobieganiu zanieczyszczeniom morza także nakazują przekazywać odpady ze statków do portowych urządzeń odbiorczych. Brak precyzyjnego wskazania, że dotyczy to także statków żeglugi śródlądowej, powoduje, że niektórzy kapitanowie pozbywają się śmieci na własną rękę – oddają je innym firmom posiadającym odpowiednie zezwolenie. Taki przedsiębiorca może mieć korzystniejsze stawki usług niż ten wskazany przez zarządcę portów.  Nic więc dziwnego, że kapitanowie wykorzystują lukę w prawie.