Prawdą jest, że umowy o dzieło, umowy-zlecenia i różnego rodzaju inne sposoby na tańsze zatrudnienie niż na podstawie umowy o pracę są dzisiaj często nadużywane. Do takich praktyk często się uciekają pracodawcy, którzy dzięki temu otrzymują daną usługę czy dzieło niższym kosztem.
Korzystają na tym także sami zleceniobiorcy, bo właśnie dlatego, że umowa-zlecenie czy o dzieło są tańsze niż zatrudnienie na etacie, po prostu je dostają.
Gdyby konieczne było podpisanie umowy o pracę, a tym samym podniesienie kosztów wykonanej pracy, takiego zlecenia mogliby po prostu nie dostać.
Obydwie strony godzą się na taką sytuację, chociaż prawdą jest, iż często zleceniobiorca nie ma wyboru.
Moim zdaniem założenie, iż objęcie obowiązkowymi składkami na ubezpieczenia społeczne umów o dzieło czy wszystkich umów-zleceń jest panaceum na całe zło, delikatnie mówiąc, jest myśleniem życzeniowym. Nie zwiększy to zatrudnienia na podstawie umów o pracę.
Skutki takiej decyzji uderzą bowiem nie tylko w tych, których bierze na celownik pomysłodawca, to jest w przedsiębiorców nadużywających takich kontraktów.
Odbije się to także na interesach wszystkich „prawdziwych" zleceniobiorców i zmusi wielu do przejścia do szarej, a nawet czarnej strefy. Na rozliczeniach pod stołem nie zarobi zaś ani Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ani budżet państwa.
Dzisiaj, jeśli pracodawca np. za tygodniową obsługę recepcji czy przeprowadzenie inwentaryzacji sklepu jest gotowy zapłacić wykonawcy 400 zł, to tyle jest ta usługa dla niego warta. I ani grosza więcej.
On nie chce podpisywać umowy o pracę, ponieważ jest ona dla niego droższa, a poza tym pociąga za sobą konsekwencje np. w zakresie trwałości stosunku pracy, których dający pracę nie chce ponosić.
Jeśli teraz, na skutek ewentualnego oskładkowania takich umów koszt otrzymania tej usługi dla zleceniodawcy wzrośnie np. do 500 zł, to z pewnością nie zdecyduje się on ochoczo zawrzeć umowę o pracę. Przecież dalej gotów jest zapłacić tylko 400 zł.
Tego żadnym przepisem się nie zmieni.
Cóż więc zrobi zleceniodawca? Ma trzy wyjścia: zrezygnuje z zamówienia usługi, zaproponuje byłemu zleceniobiorcy nową, oskładkowaną umowę, ale już tylko na 300 zł, bądź też rozliczy się z nim na czarno. Dotychczasowe legalne rozliczenia zejdą więc pod stół. Czy właśnie o to chodzi w całym tym przedsięwzięciu?
—oprac. mrz
Autor jest radcą prawnym w kancelarii Wojewódka i Wspólnicy