- Czy inspekcja handlowa prowadzi kontrole produktów zarejestrowanych w UE jako chronione nazwy pochodzenia, chronione oznaczenia geograficzne oraz gwarantowane tradycyjne specjalności?
Małgorzata Kozak wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów:
Tak. Niezależnie od ogólnych kontroli prowadzonych przez Inspekcję Handlową mieliśmy takie specjalistyczne akcje w 2009 i 2010 r. Teraz przeprowadzamy kolejną. Nie ograniczają się one wyłącznie do regionów, w których dany wyrób jest produkowany. Na przykład rogale świętomarcińskie sprawdzaliśmy w całej Polsce.
I co z tego wynikło?
Znaleźliśmy wiele błędów, m.in. w nazwach. Wyroby nazywały się rogale świętego Marcina, marcińskie, świętego Marcina z makiem, rożki marcińskie. Tymczasem zgodnie z zatwierdzoną przez UE specyfikacją nazwa jest jedna – rogale świętomarcińskie. I produkt ma się nazywać tak, jak w specyfikacji.
Zdarzały się też wypieki wykonane niezgodnie z ustalonym przepisem, np. posypane skórką pomarańczową zamiast orzechami czy wypełnione niewłaściwym farszem. Wiele wyrobów miało też inną niż dopuszczona, zgodnie ze specyfikacją, wagę, np. 80 zamiast 200 g.
Faktura zdradzi pochodzenie produktu
Czy producentami zawsze byli cukiernicy dysponujący odpowiednim certyfikatem?
Nie.
Zdarzało się, że te lub łudząco podobne do nich wyroby wytwarzali przedsiębiorcy, którzy nie poddali się procedurze certyfikacji. Bezprawne bezpośrednie lub pośrednie wykorzystanie chronionej nazwy stwierdziliśmy też przy kontroli chronionych serów.
Czy kontrola serów wykazała też inne nieprawidłowości?
W sumie różnego rodzaju niedociągnięcia lub poważne błędy stwierdzono w 51 proc. przebadanych partii. Niektóre oscypki prawie nie zawierały mleka owczego. Natrafiliśmy też na wiele produktów, które ich wytwórcy starali się upodobnić do oryginalnych, zmieniając nieco nazwę, np. na scypek bacy Maćka. Albo na etykietach z produktami wyglądającymi jak oscypki, lecz niezawierającymi owczego mleka, widniały owieczki pasące się na hali.
A klientów w błąd wprowadzać nie wolno.
Jak wygląda stosowanie chronionych wyrobów w gastronomii?
Z tym jest jeszcze gorzej niż z ich produkcją. Bywało tak, że ktoś płacił wygórowaną cenę za potrawę pod nazwą osypek z grilla, ale nie dostawał prawdziwego sera.
W trakcie kontroli inspektorzy Inspekcji Handlowej sprawdzali także faktury w zakładach gastronomicznych i bardzo często zdarzało się, że przedsiębiorcy nie byli w stanie okazać jej za oscypek, a dania z oscypkiem figurowały w menu.
Podobnie było z fetą, która także jest chroniona. Na fakturach znajdowaliśmy nazwy serów podobnych do fety, ale robionych z mleka krowiego i nie w Grecji.
To jak nazwać sałatkę z takim serem?
Można ją nazwać grecką, ale nie z fetą, tylko np. białym serem z solanki. Podobnie nie należy pisać w menu, że w pizzy znajduje się osypek, jeśli go tam nie ma, a jest np. ser górski. Albo dodać do potrawy prawdziwej fety lub oscypka, ale wtedy prowadzącego bar czy restaurację będzie to znacznie więcej kosztować.
Czy zawsze trzeba mieć dowód zakupu towarów chronionych europejskimi znakami?
Tak. Zawsze trzeba go zachować, żeby inspektor nie miał wątpliwości. Nie tylko w przypadku oscypka, bryndzy czy fety. Także sprzedawcy oferujący karpia zatorskiego czy jabłka grójeckie powinni mieć dokument potwierdzający, że towar pochodzi właśnie z tego regionu.
—rozmawiała Zofia Jóźwiak