Nowelizacja przepisów o zamówieniach publicznych miała ułatwić stawanie do przetargów. Firma, która nie dysponuje np. własnym doświadczeniem, może „pożyczyć je od innej”.
Teoretycznie powinno to działać na korzyść przedsiębiorców. W rozporządzeniu wykonawczym do ustawy znalazł się jednak przepis, który studzi ich entuzjazm. Jeśli firma korzysta z pomocy innej przy wykonywaniu zamówienia, to urzędnicy mogą zażądać dodatkowych dokumentów. Podwykonawcy muszą przedstawić m.in. zaświadczenia o niezaleganiu z podatkami czy składką na ZUS oraz o niekaralności.
[srodtytul]Kłopot z niezatrudnionymi[/srodtytul]
Wiele firm budowlanych nie zatrudnia na stałe specjalistów, np. inżynierów z określonymi uprawnieniami, tylko wykorzystuje ich do konkretnych zadań na przykład na podstawie umowy o dzieło. Część przestraszyła się, że rozporządzenie zmusza je do zebrania od wszystkich takich ekspertów pliku zaświadczeń.
– Obawy te nie są bezpodstawne. Rozporządzenie mówi o korzystaniu z zasobów innych podmiotów. Za podmiot może być uznana zarówno spółka, jak i osoba fizyczna. A to oznaczałoby, że inżynier, który nie jest pracownikiem, może być traktowany jak podwykonawca – mówi Piotr Trębicki, wspólnik w kancelarii Czublun Trębicki.
Byłby to spory kłopot zarówno dla samych firm, jak i dla współpracujących z nimi specjalistów. Ci ostatni co trzy miesiące musieliby na przykład biegać po papiery do urzędu skarbowego.
Urząd Zamówień Publicznych uspokaja jednak, że nie ma takiej konieczności.
– Jeżeli osoba fizyczna bezpośrednio znajduje się w dyspozycji wykonawcy, np. na podstawie umowy-zlecenia, to nie należy traktować tej sytuacji jako udostępnienia zasobów przez podmioty trzecie. Nie ma obowiązku przedłożenia zobowiązania osoby fizycznej do udostępnienia swych zasobów, a tym bardziej nie ma podstaw do żądania od niej dokumentów takich jak zaświadczenie o niekaralności czy niezaleganiu z podatkami – uważa Jacek Sadowy, prezes UZP. – Niebawem na stronach internetowych UZP zamieścimy opinię prawną na ten temat.
Po co w ogóle jest przepis o możliwości żądania zaświadczeń od podwykonawców?
– Zamawiający musi mieć prawo zweryfikować, kto będzie uczestniczył w realizacji zamówienia – wyjaśnia Sadowy.
[srodtytul]Do decyzji zamawiającego[/srodtytul]
Jednym z argumentów przemawiających za wprowadzeniem tej regulacji była też potrzeba eliminowania z przetargów nierzetelnych wykonawców. Gdyby nie ten przepis, firma wpisana na tzw. czarną listę mogłaby za stosunkowo niewielkie pieniądze założyć nową spółkę i to właśnie ona wygrałaby przetarg, posługując się doświadczeniem wykluczonego z zamówień publicznych wykonawcy.
– Rozumiem tę argumentację – mówi Artur Wawryło z Centrum Obsługi Zamówień Publicznych. – Nie rozumiem jednak, dlaczego w tej sytuacji zamawiający nie zostali zobowiązani do tego, by żądać zaświadczeń od podwykonawców, ale jedynie zależy to od ich dobrej woli. Nieuczciwi zamawiający mogą wykorzystywać tę lukę do obchodzenia zakazu zlecania zamówień firmom, które okazały się nierzetelne – precyzuje.
[ramka]
[b]Włodzimierz Dzierżanowski - prezes Grupy Doradczej Sienna[/b]
Cały zamęt związany z korzystaniem z potencjału podwykonawców tak naprawdę wziął się z jednej z opinii prawnych Urzędu Zamówień Publicznych. Zgodnie z nią firma, która użycza wykonawcy swego doświadczenia, musi uczestniczyć w wykonywaniu zamówienia. Tyle że to w żaden sposób nie wynika z przepisów. UZP wychodzi z założenia, że doświadczenia nie można przekazać, nie uczestnicząc w projekcie. To założenie jest fałszywe. Firma użyczająca swego doświadczenia może świadczyć usługi konsultingowe. Mówiąc wprost: doświadczenie można komuś przekazać tak samo jak sprzęt budowlany i nie brać udziału w inwestycji. A wówczas nie ma podstaw, aby żądać od podwykonawców jakichkolwiek zaświadczeń.[/ramka]
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora
[mail=s.wikariak@rp.pl]s.wikariak@rp.pl[/mail][/i]