– Straty, jakie odnotowaliśmy po sierpniowym strajku ostrzegawczym, wyniosły około miliona złotych – mówi Anna Osadczuk, rzecznik KGHM w Lubinie.
Z kolei inna firma z branży motoryzacyjnej z południa Polski w wyniku dwugodzinnego strajku nie wykonała w terminie zamówienia i musiała zapłacić karę umowną 300 tys. zł, co odpowiada jej miesięcznemu funduszowi wynagrodzeń.
– Celem strajku w żadnych warunkach nie może być wyrządzenie nieproporcjonalnej do żądań szkody – mówi prof. Krzysztof W. Baran z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zgodnie z art. 12[link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=71035] ustawy z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (DzU z 1991 r. nr 55, poz. 236)[/link], jeżeli przebieg postępowania mediacyjnego pozwala sądzić, że nie doprowadzi ono do rozwiązania sporu przed upływem terminów ustawowych, organizacja związkowa, która wszczęła spór, może zorganizować jednorazowo i na czas nie dłuższy niż dwie godziny strajk ostrzegawczy. Może być zatem zastosowany dużo wcześniej niż klasyczny strajk, który ma być ostatecznym argumentem w sporze z pracodawcą.
– Obowiązujące w polskim zbiorowym prawie pracy regulacje dotyczące strajku ostrzegawczego są, delikatnie rzecz ujmując, niedoskonale, pełne luk – mówi prof. Krzysztof Baran.
Nieprecyzyjne przepisy i fakt, że regulacje dotyczące strajku ostrzegawczego znajdują się w innym rozdziale ustawy o rozwiązywaniu sporów, wykorzystują związki zawodowe.
[srodtytul]Bez referendum[/srodtytul]
Aby zorganizować strajk, koniczne jest przeprowadzenie referendum i uzyskanie zgody większości, jeżeli w głosowaniu wzięło udział co najmniej 50 proc. pracowników firmy. Próg jest zatem dosyć wysoki niezależnie od tego, że to związek przeprowadza głosowanie i liczy głosy. W sprawie strajku ostrzegawczego związki nie organizują referendum, bo ustawa wprost tego nie wymaga. Grupa prowadząca spór z pracodawcą znająca dobrze zakład może zatem zablokować pracę w strategicznych miejscach i zatrzymać produkcję bez uzyskania opinii całej załogi.
– Może niektóre organizacje z tzw. ostrożności procesowej organizują referendum także przed strajkiem ostrzegawczym. My jednak uważamy, że generalnie takiego wymogu w przepisach nie ma. Owszem, spotkałem się z zapowiedziami pracodawców, że takie działanie zostanie uznane za nielegalne, ale na zapowiedziach się skończyło i sprawy nie miały negatywnych skutków dla związku w postaci wyroków czy postępowań karnych – mówi Marcin Zieleniecki, ekspert NSZZ „Solidarność”.
[srodtytul]Bez uprzedzenia[/srodtytul]
Przed klasycznym strajkiem pracodawca musi być uprzedzony o terminie przerwania pracy. Strajk ostrzegawczy pracownicy mogą rozpocząć bez uprzedzenia, narażając pracodawcę na negatywne skutki.
– Trzeba pamiętać, że ani strajku ostrzegawczego, ani klasycznego nie można przeprowadzić na dowolnym etapie rozwiązywania sporu. Strajk ostrzegawczy ma zwiększyć presję na pracodawcę w trakcie mediacji i jest reakcją na spodziewany niekorzystny jej rezultat.
Gdyby zatem pracodawcę trzeba było uprzedzać pięć dni wcześniej, to strajk straciłby znaczenie jako element nacisku, a na dodatek doszłoby do nadmiernego wydłużania mediacji – mówi Marcin Zieleniecki.
[ramka] [b]Komentuje Maciej Chakowski,wspólnik w C&C Chakowski & Ciszek[/b]
Każdy strajk, nawet ograniczony w czasie maksymalnie do dwóch godzin, niekorzystnie wpływa na sytuację pracodawcy i wszystkich pracowników w zakładzie. Zasadne wydaje się więc uznanie, że nieprzeprowadzenie referendum przedstrajkowego lub nieogłoszenie strajku ostrzegawczego przez organizację związkową na minimum pięć dni przed rozpoczęciem będzie wpływało na ocenę jego legalności. Do strajków ostrzegawczych powinny mieć zastosowanie wszystkie zasady, ograniczenia przedmiotowo-podmiotowe oraz warunki ogłoszenia i prowadzenia przewidziane dla strajku zwykłego. Dzięki temu pracodawca nie byłby zaskakiwany przerwaniem pracy i narażany na straty.[/ramka]
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora
[mail=t.zalewski@rp.pl]t.zalewski@rp.pl[/mail][/i]