Takie zmiany zakłada projekt nowelizacji przepisów o przetargach, nad którym dziś zaczną pracować posłowie.

Jedną z ważnych nowości będzie możliwość poprawiania wszystkich omyłek, które nie spowodują istotnych zmian w ofercie.

– Chodzi o to, by drobne potknięcie nie wyeliminowało oferty, która jest korzystniejsza od innych – wyjaśnia Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Jako przykład podaje przetarg na budowę mostu dla wrocławskiej obwodnicy. Konsorcjum, które zaproponowało cenę o 124 mln zł niższą od konkurencji, odpadło, bo pomyliło się w wycenie kloszy do lamp o... 47 zł.

Niektórzy eksperci uważają jednak, że proponowana przez rząd zmiana może jeszcze bardziej skomplikować życie organizatorom przetargów. Firmy zaczną się domagać poprawiania każdego błędu, a jeśli zamawiający odmówi, to złożą protest, odwołanie, a na końcu skargę do sądu. Z kolei inni wykonawcy mogą podważać każdą poprawkę, przekonując, że ma istotne znaczenie dla oferty.

– Zdaję sobie sprawę, że przepis pozostawia luz decyzyjny zamawiającemu, ale nie można w ustawie wyliczyć wszystkich sytuacji, do których może dojść. Już dzisiaj wykonawcy odwołują się w takich okolicznościach. Musimy coś zrobić, aby dobre oferty nie były odrzucane z błahego powodu, a podczas prac rządowych nie udało się znaleźć lepszego rozwiązania niż to, które proponuję – przekonuje Sadowy.

Szkopuł w tym, że ustawa nie określa, jakie błędy można będzie poprawiać. UZP zachęca w uzasadnieniu projektu, aby sami urzędnicy wyliczali w specyfikacjach przetargowych przykładowe omyłki.

Firmy startujące w przetargach z jednej strony będą miały większą, z drugiej jednak mniejszą możliwość kwestionowania decyzji urzędników. Większą, gdyż prawo do składania odwołań będzie przysługiwało także poniżej wartości 133 tys. i 206 tys. euro (w zależności od tego, kto organizuje przetarg). Dzisiaj jedyne, co mogą zrobić, to złożyć protest, tyle że ten nawet nie musi być rozpatrzony.

Nowela ma natomiast ograniczyć uprawnienia firm budowlanych. W przetargach o wartości powyżej 133 tys. i 206 tys. euro mogą oni odwoływać się od wszystkich decyzji. Jeśli Sejm przyjmie zmiany, to nie będzie już im wolno podważać konkurencyjnych ofert. Prawo to ma przysługiwać dopiero od 5,15 mln euro.

Duże ułatwienia szykują się w elektronicznych zamówieniach. W e-licytacji będzie można wyłonić nie tylko dostawcę towaru czy usługodawcę, ale również firmę, która wykona roboty budowlane. Co ważne, oferty nie będą już, tak jak to jest dzisiaj, opatrywane bezpiecznym podpisem elektronicznym. Dzięki temu nawet małe firmy, które nie mają takiego podpisu, będą mogły wziąć udział w e-licytacji.

Spore kontrowersje budzi natomiast propozycja, aby samorządy mogły bez przetargu zlecać zamówienia własnym spółkom komunalnym. Przedsiębiorcy prywatni uważają, że w ten sposób ograniczona zostanie konkurencja. W pewnym momencie prac nad ustawą przepis ten nawet zniknął z projektu. Ostatecznie jednak został ponownie wpisany.

Inne zmiany proponowane w projekcie:

- firma, która nie uzupełni na wezwanie dokumentów, straci wadium,

- przy podziale zamówienia na części nie każdą będzie się wliczać do łącznej wartości,

- wykonawca, który nienależycie wykona zamówienie, zostanie wykluczony z przetargu, jeśli potwierdzi to prawomocne orzeczenie sądowe,

- Krajowa Izba Odwoławcza nie będzie mogła unieważniać przetargów,

- przy negocjacjach bez ogłoszenia do 10 mln lub 20 mln euro nie będzie już trzeba zapraszać siedmiu wykonawców (wystarczy pięciu),

- zamawiający będzie się mógł ubiegać w KIO o zniesienie zakazu zawarcia umowy przed rozstrzygnięciem protestu.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: s.wikariak@rp.pl