Wymóg urządzenia przez pracodawcę palarni na terenie zakładu pracy Naczelny Sąd Administracyjny wywiódł z ustawowej gwarancji ochrony prawa niepalących do życia w środowisku wolnym od dymu tytoniowego (wyrok z 4 kwietnia 2007 r., I OSK 892/06). Powołał się też przy tym na konstytucyjnie gwarantowane każdemu obywatelowi prawo do decydowania o swoim życiu osobistym oraz konstytucyjny zakaz zmuszania obywatela do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
Abstrahując od zasadności tej kontrowersyjnej tezy, którą doktryna krytycznie oceniła, interesujące są jej niektóre konsekwencje prawne.
Zakładając istnienie obowiązku urządzenia palarni, choć moim zdaniem nie do końca jest to pewne w świetle tych orzeczeń, należy dopełnić wymogów stawianych takim pomieszczeniom przez przepisy. Jednym z nich jest norma powierzchni palarni. Zgodnie z § 41 załącznika nr 3 do rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy (DzU z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.) w palarni powinno przypadać co najmniej 0,1 mkw. powierzchni podłogi na każdego pracownika najliczniejszej zmiany korzystającego z tego pomieszczenia. Pracodawca powinien zatem wiedzieć, ilu ma palących pracowników, aby spełnić ten warunek. Jak ma to ustalić, skoro art. 27 ust. 1 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (DzU z 2002 r. nr 101, poz. 926 ze zm.) zabrania przetwarzania danych o nałogach? Jako dane wrażliwe podlegają one bardzo surowej ochronie.
Kolejne pytanie dotyczy tego, czy czas, jaki pracownik poświęca na palenie, należy wliczać do czasu pracy. Nie ma problemu, gdy pali on w czasie przerw wliczanych do czasu pracy. Natomiast gdy ulubionemu nałogowi oddaje się w godzinach pracy i musi opuścić stanowisko, niewątpliwie czas pobytu w palarni nie musi być wliczany do czasu pracy.
Pracodawcy stosują różne metody, aby zdyscyplinować pracowników do nieustannej obecności przy biurku. Najczęściej są one nieskuteczne.
W jednym z warszawskich biurowców urządzono palarnię, do której pracownik może wejść dopiero po zalogowaniu się kartą magnetyczną. Stąd czas pobytu w tym pomieszczeniu automatycznie nie jest wliczany do czasu pracy. Natychmiast ujawniła się wielka solidarność uzależnionych. Logował się tylko jeden pracownik, a wchodziło za nim kilkunastu innych. Po kilku dniach był to sprawnie funkcjonujący system, a w każdym dniu logowały się inne osoby według z góry ustalonego harmonogramu. To z kolei wzbudzało niechęć, a nawet protesty pracowników wolnych od nałogu. Uważali, że są tą sytuacją pokrzywdzeni, bo dłużej muszą pozostawać w gotowości niż osoby palące i niejako czuwać za nie (np. odbierać telefony od klientów) w czasie, gdy uzależnieni przebywają w palarni.
Inni próbują oddziaływać na załogę specjalnymi dodatkami do wynagrodzenia i innymi świadczeniami materialnymi dla niepalących. Potrzebne jest tu duże wyczucie i racjonalizm pracodawców, jakiś kompromis między uzasadnionymi potrzebami wszystkich stron, tj. szefów, palących i niepalących pracowników.
Natomiast podjęta na gruncie polskich przepisów próba pogodzenia tych interesów z góry jest skazana na klęskę. Pracownicy mają konstytucyjne prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, a w tym gwarantowane ustawą prawo do środowiska pracy wolnego od dymu tytoniowego. Jednocześnie pracodawcy mogą oczekiwać, że pracownik w godzinach pracy będzie pozostawał w ich dyspozycji.
Z kolei palącym wolno powoływać się na wolności konstytucyjne, m.in. do decydowania o swoim życiu osobistym. Korzystają również z konstytucyjnego zakazu zmuszania ich do czynienia tego, czego prawo im nie nakazuje.
Aby w obecnym stanie prawnym wszystkim zainteresowanym zagwarantować ich uprawnienia, potrzebny byłby boom inwestycyjny na nieznaną dotychczas skalę – wymuszony koniecznością budowy i właściwego wyposażenia dziesiątek tysięcy pomieszczeń. Koszty takiej operacji byłyby astronomiczne. Właśnie z powodu horrendalnych kosztów niemiecki Bundestag odrzucił na początku lat 90. XX wieku projekt ustawy, która miała wprowadzić powszechny obowiązek zapewnienia palącym pracownikom pomieszczeń, gdzie mogliby oddawać się nałogowi, nie trując przy okazji niepalących kolegów. Tam zadziałał zwykły racjonalizm.
Moim zdaniem nie ma żadnych powodów, aby obciążać pracodawców, wbrew ich woli i często możliwościom, obowiązkiem urządzania specjalnych pomieszczeń przeznaczonych do palenia tytoniu. Sposób zapewnienia załodze środowiska pracy wolnego od dymu tytoniowego należy pozostawić samym pracodawcom.
Autor jest radcą prawnym w spółce z o.o. Orłowski, Patulski, Walczak