Ustawa ta jest, przynajmniej dla ekologów, bublem legislacyjnym. W teorii miała mobilizować do selektywnej zbiórki starych lodówek, kuchenek i odkurzaczy. W praktyce do wywiązania się z ustawowych obowiązków wystarczy, że ten, kto wprowadza na rynek taki sprzęt, zbierze jeden zużyty egzemplarz. To zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę, że do dzisiaj ustawa nie określa obowiązkowych poziomów zbiórki tego sprzętu. Zamiast tego zarówno producenci i importerzy, jak i sklepy z AGD czy z elektroniką mają nadmiernie rozbudowane obowiązki sprawozdawcze.
Dzięki nowelizacji ustawy sytuacja może się zmienić. Przedsiębiorcy będą mieli znacznie mniej obowiązków sprawozdawczych. Obecnie co kwartał ślą do głównego inspektora ochrony środowiska obszerne sprawozdania dotyczące wprowadzonego na rynek, zebranego i przetworzonego sprzętu. Po wejściu w życie nowych przepisów będą to robić tylko dwa razy w roku. – Uważam, że to i tak za często – mówi Joanna Wilczyńska, ekspert w zakresie ochrony środowiska z opolskiej firmy Atmoterm SA zajmującej się zarządzaniem jakością środowiska. – Wystarczyłyby roczne sprawozdania, tak jak to jest w przepisach dotyczących wprowadzanych na rynek opakowań.
Prawidłowo natomiast, według Joanny Wilczyńskiej, zostały sformułowane przepisy o obowiązkowej zbiórce sprzętu przez producentów i importerów. Ten, kto nie zbierze odpowiedniej liczby starych pralek czy komputerów ani nie umówi się z organizacją odzysku, odczuje to finansowo. Ale najprawdopodobniej nie tak mocno jak w pierwszej wersji projektu. Resort środowiska proponował wówczas, by obowiązkowy poziom wyniósł (średnio) 50 proc. wprowadzonego sprzętu. Z wersji, która została przekazana parę dni temu do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, liczby określające poziomy znikły. Ma być natomiast wydane rozporządzenie, w którym poziomy, najprawdopodobniej niższe, już będą podane.
Zmieniła się również definicja wprowadzającego sprzęt. – Dotychczasowa pomijała przedsiębiorców wprowadzających do obrotu w drodze leasingu wyprodukowany przez siebie sprzęt – wyjaśnia Joanna Wilczyńska. – Teraz zostało to poprawione. Za wprowadzającego będzie uważany przedsiębiorca, który “wprowadza sprzęt do obrotu”, a nie tylko “sprzedaje”. Ustawa określa też, w jaki sposób należy się rejestrować w rejestrze przedsiębiorców i organizacji odzysku sprzętu elektrycznego i elektronicznego.
Raczej nie ma co liczyć, że pieniądze zebrane od producentów i importerów posłużą edukacji ekologicznej. Organizacje odzysku elektroniki miały przeznaczać na to 10 proc. swoich przychodów. Ponieważ jednak skutecznie protestowały, że takie obciążenie jest dla nich zbyt duże, będą mogły przekazywać na ten cel tylko 2 proc. Mniej informacji znajdą też mieszkańcy na stronach gmin. Nie będą one podawały już u siebie w Internecie adresów sklepów i hurtowni przyjmujących zużyty sprzęt. Przedsiębiorcy ci nie będą też musieli przekazywać urzędowi gminy informacji o tym, że prowadzą zbiórkę.
Przedsiębiorcy oczekują nowelizacji ustawy. Zawiera ona bowiem wiele luk prawnych i nieścisłości, które trzeba wyeliminować. Wyraźnie widać, że podczas prac nad zmianami pojawiła się silna presja różnych środowisk o sprzecznych interesach, co ostatecznie negatywnie odbiło się na projekcie. Błędy te trzeba będzie wyeliminować na następnych etapach procesu legislacyjnego. Dobrze, że w ostatniej wersji resort odstąpił od próby narzucenia na wprowadzających sprzęt od 1 stycznia 2008 r. obowiązku osiągnięcia 50-proc. poziomu zbierania zużytego sprzętu przeznaczonego dla gospodarstw domowych. Ten poziom może zostać osiągnięty najwcześniej za 10 – 15 lat. Liczę, że poziomy ustalone w rozporządzeniu będą znacznie niższe.