Takie wnioski wyciągnąć trzeba z wyroku Sądu Najwyższego kończącego sprawę o ochronę dóbr osobistych wniesioną przez Jacka P. przeciwko Janowi L.

Jan L. jest kierownikiem zakładu Akademii Medycznej, w którym pracował także Jacek P. W zakładzie prowadzone były prace nad kilkoma różnymi projektami badawczymi. Przyjęto w nim zasadę, że środki przeznaczone na poszczególne projekty tworzą wspólną pulę i służą także wspieraniu tych projektów, które finansowania, tzw. grantów, jeszcze nie otrzymały. Chodziło o zapewnienie płynności finansowania i ciągłości badań. Funkcjonował w ten sposób system pożyczek międzygrantowych.

Pracownicy, którzy później uzyskali grant, oddawali pożyczkę i trafiała ona do pracowników realizujących projekt, z którego środków pochodziła.

Kierownikiem jednego z projektów badawczych realizowanych w zakładzie był także Jacek P. W piśmie z listopada 2000 r., skierowanym do prorektora ds. nauki Jan L. jako kierownik zakładu zwrócił się o sprawdzenie merytorycznej i formalnej zasadności wszelkich zamówień i operacji finansowych zleconych Jackowi P. w ramach realizacji tego projektu. Zarzucił mu liczne nieprawidłowości, m.in. to, że Jacek P. nie oddał pożyczki międzygrantowej i po uzyskaniu grantu wypłacił sobie wszystkie środki przeznaczone na wynagrodzenia, że zamówił ze środków projektu odczynniki nieprzeznaczone do jego realizacji. Jan L. stwierdził w tym piśmie, iż jego zdaniem istnieją podstawy, by wystąpić do Komitetu Badań Naukowych, finansującego ten projekt, o ukaranie Jacka P. jako defraudanta. Podobne zarzuty pod adresem Jacka P. znalazły się w piśmie Jana L. do rzecznika dyscyplinarnego AM.

Jacek P. przegrał przed sądem I instancji, ale sąd II instancji zmienił ten wyrok. Uznał, że Jan L. naruszył dobra osobiste byłego podwładnego - jego dobre imię, cześć i opinię w środowisku naukowym. Nakazał Janowi L. złożenie w piśmie do prorektora oświadczenia, że informacje zawarte we wniosku z listopada 2000 r. są nieprawdziwe, oraz przeproszenie Jacka P. na łamach "Gazety Lekarskiej".

W ocenie tego sądu nie był to tylko - jak przyjął sąd I instancji - wniosek o wszczęcie procedur sprawdzających, czy Jacek P. jest defraudantem; Jan P. wnioskował o ukaranie go jako defraudanta, a więc złodzieja publicznych pieniędzy. W świetle ustaleń sądu II instancji fakty, które miały uzasadniać taką ocenę Jacka P., się nie potwierdziły.

SN oddalił skargę kasacyjną Jana L., akceptując tym samym wyrok II instancji. SN przyznał, że Jan L. w ramach swych kompetencji był uprawniony do wystąpienia z wnioskiem o wszczęcie określonych procedur sprawdzających wobec Jacka P., a także do wskazania faktów uzasadniających potrzebę ich podjęcia. Jednakże wyrażenie przy tym tak kategorycznego sądu o nim, o zdecydowanie negatywnym wydźwięku, niemającego w tak stanowczej postaci oparcia w powoływanych faktach, wykraczało poza rzeczową potrzebę.

SN powołał się na utrwalone w jego orzecznictwie stanowisko, że także oceny innych osób, podejmowane w ramach kompetencji, muszą być rzeczowe, obiektywne i ostrożne. Nie mogą wykraczać poza potrzebę niezbędną dla określonych prawem celów. Użyte sformułowania powinny mieć odpowiednią formę i nie mogą poniżać godności osobistej ocenianej osoby (sygn. II CSK 493/06).

masz pytanie do autorki, e-mail: i.lewandowska@rzeczpospolita.pl

- Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Może też żądać, aby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności, żeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Ma też prawo do zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy na wskazany cel społeczny, a także do odszkodowania za ewentualne straty materialne.