Związkowcy z „Solidarności" w całej Polsce do końca sierpnia zbierają podpisy pod obywatelskim projektem ograniczającym prawo do handlu. Budzi on jednak spore wątpliwości ekspertów.
Zdaniem Bartłomieja Bigi, eksperta z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. ekonomicznej analizy prawa, proponowana przez związkowców zmiana spowoduje bolesny szok dla tej branży, który może się skończyć zwolnieniem nawet 100 tys. osób.
– Choć liczba ta stanowi jedynie ok. 2,5 proc. pracowników handlu, to skala zwolnień byłaby znaczna – zauważa Biga. – Trzeba bowiem pamiętać, że w skali całej gospodarki branża ta generuje co czwarte miejsce pracy.
Po zmianie przepisów lansowanej przez NSZZ „Solidarność" większość niedziel zostałaby objęta całkowitym zakazem handlu, poza kilkoma wybranymi niedzielami przypadającymi m.in. na okresy wyprzedaży (ostatnia niedziela stycznia i druga niedziela lipca) lub poprzedzającymi najważniejsze święta (dwie niedziele przed Bożym Narodzeniem i jedną przed świętami wielkanocnymi). Projekt przewiduje także ograniczenie pracy do godz. 14 w wigilię Bożego Narodzenia i w Wielką Sobotę.
– Nagłe pojawienie się czterdziestu kilku dodatkowych dni z ograniczonym handlem byłoby dla sektora handlowego szokiem – mówi Biga. – Z tego powodu lepszym rozwiązaniem byłoby działanie stopniowe. Przykładowo, w pierwszym roku wprowadzenie jednej wolnej niedzieli w miesiącu, po roku – dwóch, aż do objęcia ograniczeniem handlu wszystkich w ciągu trzech lat.
Stopniowe zwiększanie liczby wolnych niedziel jest lepsze niż zakaz handlu
Zdaniem eksperta warte rozważenia jest także początkowe ograniczenie godzin pracy w niedziele (np. 8.00–16.00), a dopiero później wprowadzanie dalej idących zakazów. Stopniowe wprowadzanie zmian pozwala też przyzwyczaić się do nich konsumentom oraz zmienić formy spędzania wolnego czasu.
Wątpliwości budzi również lista podmiotów, które miałyby zostać wyłączone spod zakazu. Projekt „Solidarności" wymienia tu m.in. placówki rzeczywiście potrzebne ludności także w święto, takie jak stacje benzynowe do 150 mkw., apteki czy małe sklepiki (do 25 mkw.) na dworcach, lotniskach, a także bez względu na wielkość sklepiki działające w hotelach, szpitalach, teatrach, szkołach czy ośrodkach wypoczynkowych.
Obok tego pojawia się jednak druga grupa podmiotów, których wprowadzenie na uprzywilejowaną listę trudno uzasadnić. Chodzi tu o kioski, w których sprzedaż prasy, biletów komunikacji miejskiej, wyrobów tytoniowych, kuponów totalizatora sportowego stanowi minimum 30 proc. miesięcznego obrotu, kwiaciarnie czy placówki piekarniczo-ciastkarskie. Może to doprowadzić do nadużywania nowych przepisów i przez to zasadniczy cel ustawy nie zostanie osiągnięty.
Spore kontrowersje budzą także bardzo surowe kary dla osoby łamiącej zakaz handlu. Po zmianie przepisów miałaby ona podlegać karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Zdaniem Bartłomieja Bigi za tego typu naruszenia ustawy wystarczające wydają się kary o charakterze finansowym.