Wytwórcy prądu z odnawialnych źródeł energii (OZE) o mocy do 2,5 MW muszą płacić za tzw. bilansowanie. Chodzi o usługę rozliczenia różnicy energii pobranej przez odbiorcę końcowego w stosunku do ilości produkcji prądu określonej w umowie sprzedaży.
Gdy okaże się, że elektrownia wyprodukowała mniej albo więcej energii, niż planowała, to musi za to płacić. Do tej pory takie rozliczenia nic nie kosztowały, ale wszystko zmieniła jedna z interpretacji przepisów prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Sprzedawcy z urzędu, czyli firmy energetyczne, które mają obowiązek zakupu energii z OZE, od niedawna wysyłają wytwórcom ekologicznego prądu aneksy do umów. Domagają się płacenia od 15 do 20 zł za rozliczenie każdej megawatogodziny (MWh) wyprodukowanej powyżej lub poniżej limitu z umowy.
– Elektrownie, które muszą teraz płacić za bilansowanie handlowe, to nie są duże przedsiębiorstwa. A dla nich w skali całego roku kwoty do zapłaty mogą być dużym obciążeniem – ocenia Radosław Koropis z Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych.
Wytwórcy zielonej energii są postawieni niejako pod ścianą. Muszą bowiem wskazać podmiot odpowiedzialny za bilansowanie.
Paweł Nowak, radca prawny w kancelarii Peter Nielsen & Partners, tłumaczy, że najczęściej usługę bilansowania wykonuje zakład energetyczny na podstawie umowy sprzedaży energii. Elektrownie OZE mogą co prawda skorzystać z płatnych usług innych przedsiębiorstw, ale w praktyce jest to trudne.
Jak wyjaśnia Radosław Koropis, nie jest to atrakcyjne finansowo, a w dodatku mali wytwórcy nie mają infrastruktury, która by to umożliwiła. Są więc skazani na przedsiębiorstwo, które kupuje od nich energię elektryczną.
Sięganie do kieszeni małych elektrowni ruszyło po wspomnianej interpretacji URE, choć miała ona wziąć je w obronę. Wskazano w niej, że sprzedawcy z urzędu nie mogą uzależniać podpisania z wytwórcami energii odnawialnej umowy sprzedaży energii od zawarcia z nimi umowy o świadczenie usługi operatora handlowego.
– Prezes URE nieświadomie otworzył sprzedawcom z urzędu furtkę do żądania zawierania odrębnej umowy o bilansowanie handlowe. Sprzedawcy z urzędu stwierdzili, że skoro wytwórca ma prawo wyboru podmiotu odpowiedzialnego za jego bilansowanie handlowe, to usługi tej nie musi dostarczać sprzedawca z urzędu. A jeżeli to robi, to tylko za słoną cenę – stwierdza Paweł Nowak.
Mniej za bilansowanie płacą duże elektrownie – kilka złotych za 1 MWh.
Paweł Nowak zwraca uwagę, że w prawie energetycznym nie ma żadnego progu chroniącego małe źródła przed dużym kosztem bilansowania. A wytwórcy zielonej energii działają na trudnym rynku, co wynika choćby ze skasowania certyfikatów żółtych i znacznej obniżki cen certyfikatów zielonych. A teraz dochodzi kolejny problem. I zdaniem Pawła Nowaka system wsparcia OZE jest tak skonstruowany, że generuje zyski dużym koncernom, a stwarza ogromne problemy małym producentom.