Wiele firm ingeruje w sferę prywatności, mimo że gwarantuje ją konstytucja. Okazuje się, że oko Wielkiego Brata jest wszędzie: w pracy, w domu, a nawet na wakacjach. Przekonał się o tym niejeden podwładny.
Swego czasu prasa rozpisywała się o sprawie mężczyzny, który pożegnał się z posadą w banku, bo zdjęcie z miejsca pracy umieścił na Naszej-Klasie pośród innych, zrobionych w trakcie zakrapianych imprez. W żaden sposób utrata etatu nie była spowodowana naruszeniem służbowych obowiązków.
– I nie musiała być. Wszystko zależy od miejsca i charakteru wykonywanej pracy. Jeżeli ktoś jest zatrudniony w banku, kancelarii prawnej, w urzędzie czy nawet w szkole, to pracodawca może wymagać, by jego zachowanie po godzinach nie godziło w dobre imię firmy czy instytucji i tym samym nie podważało jej autorytetu – tłumaczy Maciej Chakowski z firmy C&C Chakowski & Ciszek. – W przeciwnym razie są podstawy, by zwolnić go z powodu utraty zaufania – dodaje.
[b]Zgadzają się z nim inni eksperci. Przypominają jednak, że utratę zaufania trzeba udowodnić i choć nie musi się ona wiązać z wykonywaniem obowiązków pracowniczych, to nie należy popadać w skrajność.[/b] Nie ma przecież nic nagannego w tym, że petenci znajdą np. na Facebooku zdjęcie urzędnika, który opala się na plaży, leżąc w kąpielówkach.
[srodtytul]Za przestępstwo[/srodtytul]
Będzie inaczej, jeżeli na wakacjach popełni przestępstwo. Spotkało to jednego z naszych czytelników. Zwolniono go z pracy za to, że podczas urlopu prowadził motorówkę, mając 0,5 promila alkoholu w organizmie. I znowu obowiązki służbowe nie zostały naruszone, ale rozwiązanie umowy było uzasadnione. Art. 52 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=4E6D0DBB6E85EB85AD569128F77A5C31?id=76037]kodeksu pracy[/link] pozwala bowiem na zwolnienie bez wypowiedzenia z winy pracownika, jeśli ten w trakcie zatrudnienia popełni przestępstwo, które uniemożliwia dalsze jego zatrudnianie na zajmowanym stanowisku, jeżeli przestępstwo jest oczywiste lub stwierdzone prawomocnym wyrokiem.
[srodtytul]Ostrożnie z restrykcjami[/srodtytul]
Niektóre firmy opierające działalność na zaufaniu klientów już na starcie ograniczają życie po godzinach, wprowadzając w przepisach wewnętrznych określone zachowania. Choć większość prawników ma co do tego wątpliwości, to w regulaminie pracy lub kodeksie etycznym można znaleźć wytyczne, czego pracownicy powinni unikać, niezależnie od tego, czy są w pracy, czy w domu.
Ingerencją w prywatność są również wymagane kanony ubioru. Przykładowo Artur Andersen określał je bezpośrednio w umowach o pracę. Z angażu wynikało, jaki strój i w jakim kolorze należy nosić. Na szczęście inne firmy tak radykalnych kroków nie podejmują, ale zdarza się, że preferowany ubiór określają w regulaminie pracy. Czy kogoś, kto nie stosuje się do tych wytycznych, można zwolnić?
– To ostateczność, choć można sobie wyobrazić sytuacje kontrowersyjne i skrajne, kiedy np. pracownik banku nie chce zrezygnować z irokeza. Pracodawca może nie akceptować takiej fryzury, bo zatrudniony traci przez nią wiarygodność w oczach klienta, a poza tym jego wygląd nie idzie w parze z powagą finansowej instytucji – tłumaczy Grzegorz Orłowski, radca prawny w spółce Patulski – Orłowski.
[ramka][b]Komentuje Patrycja Zawirska - prawnik w Kancelarii Bartłomiej Raczkowski:[/b]
Prywatność to jedno z dóbr gwarantowanych w konstytucji. Ustawa zasadnicza pozwala na jej ograniczenie tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jednym z wymogów jest to, by wkroczenie w prywatność odbywało się na podstawie przepisu ustawy. Zgodnie z kodeksem pracy pracodawca może żądać dbania o dobro zakładu. Przepis ten tylko wyjątkowo uzasadnia ingerencję w prywatność. Należy z ostrożnością podchodzić do regulacji wewnętrznych, które odnoszą się do zachowania pracowników w czasie wolnym. Można podjąć próbę podważenia ich skuteczności niezależnie od tego, jakiej branży dotyczą. Ponadto mogą one pomóc pracownikowi w dochodzeniu np. zadośćuczynienia z tytułu naruszenia prywatności.[/ramka]